Kijowski "Dynamo" zagra pierwszy mecz rundy play-off Ligi Mistrzów z Lizboną "Benfica". Zwycięzca tej konfrontacji otrzyma bilet do fazy grupowej turnieju. Były napastnik Dynama i reprezentacji Ukrainy Oleg Wenglynski opowiedział o najbliższych perspektywach Kijowa.
– Wszyscy czekamy na dobry mecz, ponieważ do rundy grupowej Ligi Mistrzów został jeszcze jeden krok – powiedział Wenglynskyi. — Myślę, że żaden z rywali nie wybiegnie naprzód. Będzie, że tak powiem, zwiad przez bitwę, ale wszystko rozstrzygnie się w grze rewanżowej w Lizbonie.
Benfica bez problemu poradziła sobie z Midtjylland w trzeciej rundzie kwalifikacyjnej. Jednak naszego przyszłego przeciwnika nazwałabym bardziej domową drużyną, która przy wsparciu trybun wygląda bardzo mocno, ale przede wszystkim ze względu na indywidualne cechy niektórych wykonawców.
Drużyna stwarza wiele okazji do zdobycia bramki, dużo zdobywa. Jednak w przeciwieństwie do doświadczonego przeciwnika, jest doświadczony trener „Dynamo”, który wie, jak grać o wynik.
Mircea Lucescu jest subtelnym psychologiem i strategiem. Oczywiste jest, że „Dynamo” będzie operować bardziej w obronie, a kluczem do sukcesu jest zrównoważona akcja zbiorowa i zorganizowana gra w obronie, ponieważ przeciwnikowi w żadnym wypadku nie można dać przestrzeni operacyjnej w pobliżu pola karnego.
Neres jest jednym z wartych obejrzenia, ponieważ z łatwością może pokonać jednego lub dwóch przeciwników. Joao Mario pełni obowiązki i jest również czymś, na co warto mieć oko. Lizbończycy nie lubią bawić się, gdy są pilnie strzeżeni i nie wolno im podnosić głowy.
Oczywiście nie można zapomnieć o szybkich kontratakach, a to właśnie „Dynamo” umie robić. I nie mam wątpliwości, że kijowscy piłkarze wytrzymają fizycznie, bo pokazały to poprzednie mecze z Fenerbahce i Sturmem.
— Cztery mecze, które „Dynamo” rozegrało w Lidze Mistrzów, dają powód, by twierdzić, że kijowscy piłkarze są w najlepszej kondycji na mecz z „Benficą”, czy nie?
— Nie, bo mistrzostwa się nie odbywają, ale to są główne zawody, w których drużyna zyskuje ton gry. Jeśli chodzi o formę szczytową, myślę, że powinna być gdzieś we wrześniu-październiku.
— Co cię teraz martwi w grze Dynamo?
— Akcje ataku są nieco chwiejne. Wcześniej, gdy drużyna była w dobrej formie, zawodnicy mieli znacznie więcej okazji do strzelania i skutecznych strzałów. Do tej pory obrona przewyższała przestępstwo.
— „Dynamo” nie ma uderzenia do przodu?
- Nie należy zapominać, że Artem Besedin stracił dużo czasu z powodu złożonej kontuzji. Po tym bardzo trudno jest wrócić do najlepszej kondycji. Być może trener „Dynamo” bierze to pod uwagę i daje zawodnikowi konkretne zadania.
Widzisz, jak bardzo Besedin wykonuje ciężką pracę. Oczywiście chciałbym więcej bramek, ale to nie jest problem napastnika, to problem wszystkich akcji ofensywnych zespołu. Bramka nie rodzi się z powietrza, bramka jest zbiorową akcją atakujących piłkarzy. Besedin nauczył wszystkich, że zdobywa punkty, ale jak dotąd tak się nie stało.
Jestem jednak pewien, że on lub Vladyslav Vanat musi strzelić jednego gola i wszystko się ułoży. Miejmy nadzieję, że stanie się to już w meczu z „Benficą” w Łodzi.
— Jakie są procentowe szanse „Dynamo” w tej konfrontacji?
— Nie spieszyłbym się z przewidywaniami ogólnego wyniku. Do ostatniego meczu w mistrzostwach Benfiki myślałem o przyznaniu Portugalczykom 60% procentu, ale teraz te szanse są znacznie mniejsze, biorąc pod uwagę to, jak dobrze ich przeciwnik grał w obronie, nawet pomimo minimalnej porażki.
Na papierze faworytami są Portugalczycy, ale zespół Mircei Lucescu wielokrotnie udowadniał, że to dla nich drobiazgi. Wierzę, że Dynamo awansuje do grupy Ligi Mistrzów.
Jarosław Pyatnytskyi