Trener Dynama Mircea Lucescu udzielił wywiadu włoskiemu portalowi Tuttosport, w którym opowiedział o wojnie Rosji z Ukrainą.
- Mam silne bóle pleców i bioder, ponieważ musiałem spędzić wiele godzin w autobusie, kiedy przenosiliśmy się z Polski do Kijowa, Lwowa, Minaju, Użgorodu i Kowaliwki, gdzie mogą być rozgrywane nasze mecze mistrzowskie. Co sprawia, że to robię? Nie mogę zdradzić tych gości. Fenerbahce chciało mnie sprowadzić, ale odmówiłem. Moje miejsce jest tutaj. Po prawie roku wojny wydaje się, że wszystko jest już prawie normalne, znajome, ale obecność ukraińskich kibiców na stadionach jest już wykluczona.
— Jak teraz żyjesz?
- Ze strachem. Patrzysz w niebo i nie wiesz, co może się wydarzyć w każdej chwili. Słyszymy warkot samolotów, gdy jesteśmy na boisku i gramy za zamkniętymi drzwiami, ale do momentu, kiedy syrena się wyłączy. Gramy, starając się uważnie monitorować sytuację. Musieliśmy czekać prawie godzinę w szatni, zanim mogliśmy wznowić mecz. Nie wiem, kto zrobiłby coś takiego na moim miejscu, ale lubię robić to, co robię.
— Roberto De Zerbi zdecydował się opuścić Szachtar Donieck. Co powiesz na ten temat?
— Jest młody i podjął decyzję. W ciągu ostatnich dwóch lat z ukraińskich drużyn odeszli także inni zagraniczni trenerzy. To już mi się przydarzyło, kiedy w 2014 roku trenowałem Szachtara i przez wojnę byliśmy zmuszeni opuścić Donieck. Przenieśliśmy się do Kijowa, gdzie trenowaliśmy, modernizowaliśmy boisko, przekształciliśmy je w kompleks sportowy, potem graliśmy we Lwowie.
Lata mieszkałam w samolotach, teraz mieszkam w autobusach, to normalne, że jestem pełna dolegliwości. Nawet wtedy nie marzyłem o opuszczeniu tej ziemi, tych mistrzostw. A to, że wygraliśmy z chłopakami, nie było dla mnie łatwe.
— Byliście także pierwszymi, którzy organizowali mecze towarzyskie w całej Europie, aby nieść orędzie pokoju. Czyj to był pomysł?
- Mój. Zeszłej wiosny poprosiłem Szachtara o stworzenie mieszanej drużyny, w której połowa zawodników będzie pochodzić ze swojej drużyny, a druga połowa z naszej. Ale oni odmówili. Przyszedłem nawet porozmawiać o tym z prezydentem Zełenskim. Każdy z nas poszedł w swoją stronę, to wciąż były emocjonujące chwile, graliśmy dla Ukraińców rozsianych po Europie, zwłaszcza dla babć, matek i małych dzieci, bo mężczyźni byli na froncie, gdzie niestety są teraz. Kto wie, kiedy skończy się ta cholerna wojna.