Były rzecznik prasowy reprezentacji Ukrainy Ihor Mirosznyczenko podzielił się wspomnieniami ze współpracy z Olegiem Błochinem.
„Ma bardzo trudny charakter. W ciągu pierwszych kilku miesięcy pracy miałem kilka przypadków, kiedy załamał się na macie i mógł wysłać każdego, w tym mnie. Ponieważ Błochin był i jest dla mnie legendą futbolu, miałem zaszczyt z nim pracować. Dlatego szczerze powiedziałem mu, że żywię do niego wielki szacunek, ale nie ma potrzeby na mnie krzyczeć.
Mógł krzyczeć na swoich podwładnych, co robił regularnie, może im się to podobało. A ja nie. Powiedziałem mu szczerze, że nie prosiłem o to stanowisko, zostałem zaproszony. Jeśli popełniłem błąd, nie ma wątpliwości, naprawimy to, przyznam się do błędów. Ale jeśli pękniesz i zapewnisz sobie krzykiem, po prostu rezygnuję i odchodzę.
Ale Błochin mnie usłyszał i nie było już takich historii. Szanuję go i jestem mu za to wdzięczny. Widział, że ludzie szanują go jako piłkarza i trenera, az drugiej strony nie trzyma się tej pracy za wszelką cenę, łącznie z upokorzeniem.
Czasami zachowywał się ostro w stosunku do dziennikarzy i musiałem łagodzić te sytuacje. Hryhorij Surkis, zapraszając mnie do pracy, postawił przede mną takie zadanie, które wydało mi się dziwne, ale przyjemne. Mówi mi: „Chcę, żebyś nauczył Błochina mówić po ukraińsku”. Tak powiedział mi Hryhorij Surkis w 2004 roku.
Żałuję, że nie udało mi się przekonać i nauczyć Błochina języka ukraińskiego. Nie dlatego, że Błochin jest ukrainofobem. To tylko stary człowiek. Ale Surkis już wtedy rozumiał znaczenie języka ukraińskiego w ukraińskiej drużynie narodowej” – powiedział Mirosznyczenko.