W rocznicę ataku Rosji na Ukrainę były obrońca Dynama Kijów Władysław Waszczuk wspominał, jak przebiegały dla niego pierwsze dni wojny.
"Rok temu byłem w Gostomlu. Około szóstej rano zadzwonił do mnie kolega i powiedział, że w Boryspolu są wybuchy i że musimy natychmiast wyjechać. Podniosłam dzieci i zaczęłam się pakować, ale nie zdążyliśmy wyjechać. Helikoptery odleciały.
Dziewięć dni później stałem w drzwiach mojego garażu i czułem, jak zimny pot spływa mi po plecach. Wpisywałem wiadomość do syna: "Nie przychodź tu! Rosjanie tu są.", nie zdając sobie wtedy sprawy, że nie ma połączenia i nie dotrze do adresata.
Dzieci w przerwach między ostrzałem pobiegły do domu mamy na sąsiedniej ulicy. Czekałam na nie w bramie, od czasu do czasu zastanawiając się, dlaczego to tak długo trwa.
Nie od razu zobaczyłam mężczyzn w mundurach. Towarzyszył im miejscowy mieszkaniec. Wskazywał na domy, mówiąc mi, kto tam mieszka - tam emeryci, tam biznesmen, a tam ten... Bóg jeden wie, czy zrobił to dobrowolnie, czy siłą - karabiny szturmowe w rękach żołnierzy równie dobrze mogły być argumentem.
Pamiętam, jak po cichu zamknąłem bramę i wbiegłem do garażu, zdając sobie sprawę, że nie zdążę zamknąć za sobą drzwi wejściowych. Stanąłem za bramą, wyłączając silnik samochodu, bo ładowałem telefon.
"...- Mieszka tu piłkarz, grał kiedyś w Dynamie...".
"Słyszałem, jak próbowali czymś żelaznym podważyć bramę garażową. Brama nie chciała się poddać - kiedy czwartego dnia straciliśmy prąd, założyłem ją na metalowe szpilki, żeby móc ją otworzyć mechanicznie od środka.
Krzyczeli i przeklinali, ale brama stała w miejscu, nie podnosiła się. Stałam tam, nie oddychając, i myślałam tylko o jednym - że dzieci teraz nie przyjdą. Zdałam sobie sprawę, że nie mam czym ich chronić.
Usłyszałam, jak wspinają się przez płot. Pomyślałem, że to wszystko. Zamknęłam oczy. Przygotowałam się. Ale oni nie przyszli do mnie, tylko do mojego sąsiada. W piwnicy mojego sąsiada było 18 osób. Ludzie, których domy zostały zbombardowane, chodzili ulicą, pukali do wszystkich drzwi, żeby ich wpuścić, a on ich wpuścił. Tylko jeden dom miał generator na ulicy - wszyscy braliśmy tam wodę i biegaliśmy w przerwach w ostrzale.
Jakoś nawet dostawaliśmy wiadomości z sąsiednich ulic, wiedzieliśmy, że 5 marca na sąsiedniej ulicy kobieta urodziła. Wiedzieliśmy, że zabito Pryłyczkę, naczelnika Gostomla - przyszedł ksiądz, żeby zabrać zwłoki, a rosyjski żołnierz zatrzymał go, zdjął trójnogi i powiedział: "Zabierzcie to".
W tym momencie nie miało znaczenia, kim byłeś i czym byłeś - wszyscy byliśmy na równi. Bez prądu. Bez gazu. Nie ma wody. Żadnego jedzenia. Nie wiadomo, kiedy to się skończy.
- "Dzień dobry, co tu robicie?" wyszedł sąsiad.
- "Przyszliśmy zapytać - co pan sądzi o nowym rządzie?
- Co to ma wspólnego z tym, że to jest normalny rząd. Czego chcecie, dlaczego tu jesteście?
- Przyszliśmy cię uwolnić!
- Gdzie?? W moim domu?? Włamaliście się na moje podwórko...
- Rozumiem. Czy ty i twoja rodzina mieszkacie tutaj?
- Tak.
- Dobra, idziemy. Idziemy.
Słyszałem, jak sąsiad zamyka za nimi bramę i odeszli. Stałem i czułem, że moja mokra bluza przykleja się do pleców. Nie czułem, że jest mi zimno. Oparłam się o drzwi garażu, zdając sobie sprawę, że tym razem nie zdążyłam
Dzieci przyszły po piętnastu minutach. Rosyjskich żołnierzy nie było już na ulicy.
Wyjechaliśmy korytarzem humanitarnym 10 marca, a dwa dni później
Pili z moim portretem, zamieniając jednocześnie mój dom w stodołę. Wycierali stopy koszulką reprezentacji Ukrainy - znalazłem ją później w piwnicy, gdzie prawdopodobnie piła druga ekipa).
Nie będę opisywał wszystkiego - nie ma takiej potrzeby. I owszem, odkręcili tę świętą pralkę w moim domu. Nie wyjęli jej - nie mieli czasu, widocznie. A może nie zmieściła się w APC, nie wiem. Ale potem hydraulicy długo przeklinali, naprawiając ją z powrotem, bo "wyzwoliciele" zerwali gwint.
Minął rok. Jak każdy marzę o jednym - o pokoju. O świecie, w którym będzie to niemożliwe. Minął tylko rok. A mnie się wydaje, że minęło całe życie. I prawie nie pamiętam 24 tego roku. Zbyt wiele się po nim wydarzyło - straty, łzy, rozpacz i zmęczenie. Ale była też radość, której nigdy w życiu nie doświadczyłam, była miłość i łzy szczęścia, było poczucie, że wszyscy jesteśmy zjednoczeni.
Wszystko będzie Ukrainą. Wiem, że tak będzie.
Niech pamięć o tych, którzy zginęli będzie wieczna.
Dziękuję tym, którzy teraz przybliżają nasze zwycięstwo.
I - chwała Ukrainie!
P.S. Zdjęcie jest mojego autorstwa w Gostomlu, 9 marca" - napisał na swojej stronie na Facebooku Waszczuk.