Mircea Lucescu, główny trener Dynama Kijów, wyjaśnił w jakich warunkach pracuje obecnie w stolicy Ukrainy, która stała się celem rosyjskiej agresji.
- Syreny wciąż rozbrzmiewają. Dziś były dwa alarmy: jeden podczas sesji treningowych, drugi po. Oczywiście na zachodzie Ukrainy jest trochę spokojniej, ale tu w Kijowie, bliżej granicy z Rosją, ludzie idą do schronów, gdy jest zagrożenie. Możecie się zastanawiać, dlaczego jeszcze tu jestem. Nigdy nie byłem tchórzem i nigdy nie będę, nawet teraz, nawet jeśli sprawy są bardzo trudne.
Mogłem latem przenieść się do Fenerbah. Ale zostałem, nie mogę żyć bez piłki nożnej. Nie wiem, jak długo zostanę, ponieważ nadchodzi czas, kiedy będę musiał powiedzieć 'wszystko'. Na pewno myślę o tym momencie, zwłaszcza gdy nie ma światła na końcu tunelu. Trener, który jest przyzwyczajony do sukcesu, cierpi dwa razy bardziej niż ktoś, kto jest przyzwyczajony do czegoś innego. To bardzo trudne, kiedy całe życie walczyłeś o wygraną, a potem pogodzić się z nienormalną sytuacją, bo to nienormalna sytuacja, kiedy nie możesz już myśleć o pracy, ale przede wszystkim myślisz o tym, co się dzieje, o tych, którzy cierpią. Myślę o moich zawodnikach, trudno jest teraz do nich dotrzeć, bo mają inne zmartwienia związane z rodziną, przyjaciółmi. To nie jest łatwe...", cytowały Lucescu rumuńskie media.