Trener „Dynama” Mircea Lucescu powiedział w wywiadzie dla World Soccer, dlaczego nie chciał opuszczać stołecznego klubu na początku inwazji Rosji na Ukrainę na pełną skalę.
„Kiedy zobaczyłem, że wszyscy wyjeżdżają, postanowiłem zostać. Nie mogłem tak wyjść z klubu. Po pierwszych bombardowaniach od razu starałem się pomóc. Zorganizowaliśmy autokarowy transport rodzin zawodników do Rumunii. Podjęliśmy wysiłki, aby wywieźć graczy z kraju, aby mogli wysłać mocne przesłanie pokoju. Starałem się przekonać władze, UAF, aby pozwoliły piłkarzom grać za granicą i przekazać przesłanie jedności, solidarności i pokoju.
Wszyscy się bali, nikt nie wiedział, co będzie dalej. Pojechałem do Rumunii kilka dni po inwazji i dzięki wspaniałym ludziom udało mi się to zorganizować dla rodzin graczy. Pojechali na jakiś czas do Rumunii, tam trenowali, potem podróżowaliśmy po Europie. Trudno było uzyskać zgodę na tę trasę, ale w końcu wszyscy zrozumieli, że to bardzo ważna sprawa.
Reprezentacja Ukrainy musiała przygotować się do meczów ze Szkocją i Walią w barażach mistrzostw świata i należało to wziąć pod uwagę. Złożyliśmy prośbę, Szachtar natychmiast się z nami zgodził. Trasa była duża z wieloma meczami, w tym z Borussią D, Evertonem i Lyonem. Łatwo byłoby odejść, ale ktoś musiał zebrać ten zespół. Nie mogłem odejść, moje serce zawodziło. Czułem, że muszę zjednoczyć chłopców i postanowiłem być tą osobą. Chciałem, żeby gracze byli z kimś, komu ufają. Siedziałem i miałem nadzieję, że wojna się skończy. Nie mogłem sobie wyobrazić, jakie czasy czekały nasz zespół.
Trasa pokojowa przebiegła pomyślnie. Kwalifikacje do Ligi Mistrzów były w porządku, wygraliśmy z Fenerbahce i Sturmem, ale Benfica nas pokonała. Tutaj czułem, że jesteśmy słabsi. Nieustannie byłem w autobusie przez siedem do ośmiu godzin dziennie, potem w samolocie do Polski na mecz w Lidze Europy, a potem znowu w autobusie na Ukrainę. Jeśli spojrzeć na stracone bramki... podawaliśmy przeciwnikom i pozwoliliśmy im zdobyć bramkę. Dzieje się tak tylko wtedy, gdy twój mózg nie myśli o grze. A kto może winić graczy? Było to dla nich bardzo trudne.
Mistrzostwa rozpoczęliśmy bardzo źle. Miałem duże problemy z długimi przejazdami autobusami. Kiedy osiedliliśmy się na Ukrainie i zakończyły się mecze Pucharu Europy, zaczęliśmy piąć się w górę w rankingu. Nikomu nie jest łatwo zrozumieć, przez co przeszedł ten zespół. A gracze... Nawet sobie tego nie wyobrażam. Grali dobrze w każdym meczu i zasługują na szacunek. Ale te chwile, które przeżyliśmy, potrafią zepsuć wszystko na boisku. Potem wróciliśmy do bazy treningowej w Kijowie i wyniki były lepsze. Czasem podczas ćwiczeń włączały się alarmy powietrzne. Gracze zebrali się w schronie przeciwbombowym i czekali. Przerwałem kilka treningów. Zdarzało się to również podczas meczów. Musieliśmy zatrzymać się na godzinę. Dziękuję moim chłopakom za to, co zrobili w zeszłym roku. Myślę, że jesteśmy gotowi na powrót do zdrowia i mamy nadzieję na najlepsze.
Nie boję się, kiedy słyszę alarmy. Wiele w życiu przeszedłem. W 2014 roku, kiedy zaczął się konflikt w Donbasie, byłem w Szachtarze. Drużyna była w fantastycznej formie, miasto się rozwijało. Graliśmy na nowym, pięciogwiazdkowym stadionie. Mieszkałem w samolocie, byłem ciągle w drodze. Teraz mieszkamy w autobusie. Łatwo byłoby mi powiedzieć „do widzenia”, ale zostawianie rzeczy niedokończonych nie jest w moim stylu.
Staramy się ratować piłkę nożną na Ukrainie, bo piłka to życie. Kiedy są ze mną, starają się skoncentrować. Ale po treningu od razu czytają o tym, co dzieje się na wojnie. Całkowicie ich rozumiem. Jedyną szansą na to, by nie popaść w depresję, jest pójście do przodu, jak najlepsze występy na boisku.
Wszelkie zdenerwowanie przyciągnie ich z powrotem. Staramy się utrzymać je na przyzwoitym poziomie. Próbuję dowiedzieć się, co się dzieje z każdym z nich i ich rodzinami. Niektórzy przeżywają ciężkie chwile, inni mają żony w ciąży. Nie są razem i nie jest to łatwe. Nie wszystkim zawodnikom udało się wrócić z rodzinami na Ukrainę. Nawet nasz kapitan Sydorczuk ma rodzinę w Warszawie, czworo dzieci. Ostatni z nich urodził się w Bukareszcie w zeszłym roku. Jedynym zmartwieniem graczy jest ochrona ich rodzin. Różnica między ich zachowaniem przed i po rozpoczęciu wojny jest ogromna. Teraz skupiają się na przetrwaniu, graniu jak najlepiej.
Mieszkam w ośrodku treningowym drużyny. Jestem tam od trzech lat, kiedy prowadziłem Dynamo Kijów. Nie wiem, kiedy wojna się skończy, to jest coś poza naszą kontrolą. Po prostu ponosimy konsekwencje decyzji innych ludzi. Podczas trasy pokojowej starałem się zwrócić uwagę świata na to, co dzieje się na Ukrainie. Ale minął prawie rok, wiadomości o wojnie nie ogląda się już za granicą, jak to było rok temu. Ale sytuacja na Ukrainie pozostaje niezmieniona, rośnie wpływ psychologiczny. Moi zawodnicy są młodzi. Mają aspiracje, cele. I to powoli zanika, teraz mają pytania o przetrwanie.
Najgorsze jest przestać wierzyć i stracić nadzieję. Może dlatego tu jestem: żeby pokazać im, że mimo wieku mam nadzieję i wierzę w przyszłość. Postanowiłam być obok nich, poprowadzić ich, bo w nich wierzę. Chcę im pokazać, że życie toczy się dalej. Chcieliśmy, aby mecze trasy charytatywnej odbywały się na dużych stadionach, na których mogliby uczestniczyć uchodźcy z Ukrainy. Nie chciałem, żeby czuli się opuszczeni, chciałem, żeby wszyscy Ukraińcy w Europie byli razem, żeby czuli się zjednoczeni i wartościowi.
Oglądanie wiadomości wcale mi nie pomaga. Oczywiście jestem informowany o ważnych sprawach. Media pokazują, jak brudna, nienawistna i odrażająca jest ta wojna. Obrazy okrucieństw popełnionych na froncie prowadzą do depresji. I tego właśnie chcę uniknąć u moich zawodników: depresji. Na Ukrainie piłka nożna oznacza nadzieję. Jest wielu wartościowych graczy, na których Ukraińcy patrzą. Piłka nożna to sposób, w jaki świat odkrywa Ukrainę. Nawet teraz zawodnicy noszą flagi na ramionach przed meczami. Atmosfera jedności działa na ich korzyść. Nawet jeśli mecze rozgrywane są bez kibiców na trybunach, wciąż toczą się dyskusje o piłce nożnej. Jest pokaz, ludzie nadal są zainteresowani wynikami.
Miłość, ekscytacja, nadzieja, rozczarowanie, nienawiść... wszystko, co oferuje piłka nożna, to życie. Część normalności. Jeśli piłka nożna umrze, ludziom będzie jeszcze trudniej. Chcę, aby moja drużyna walczyła o tytuł w tym sezonie. Jeśli nie chcesz zajmować wysokich miejsc w rankingu, dlaczego nie przestaniesz grać? Nie można mówić o wyniku bez uwzględnienia sytuacji poza boiskiem. Warunki nie są normalne. Mecze muszą zostać zakończone przed zachodem słońca i mogą zostać przerwane przez alarmy. Staramy się utrzymać piłkę nożną i rywalizację przy życiu, chcemy, aby ludzie interesowali się piłką nożną i czuli się związani z drużynami i zawodnikami, kiedy to się skończy. Znałem zasady przed rozpoczęciem sezonu, wiedziałem, co się wydarzy - powiedział Lucescu.