Białoruski trener Oleg Dulub zdradził szczegóły swojego zwolnienia ze stanowiska trenera Lwowa, które oficjalnie ogłoszono w drugiej połowie marca.
- Kto cię zwolnił?
- W spotkaniu wzięli udział prezes honorowy, wiceprezes, dyrektor generalny i dyrektor sportowy. Powiedzieli mi więc, że postanowili się ze mną rozstać.
Zapamiętajmy ten dzień.
- Kilka dni wcześniej graliśmy mecz o mistrzostwo, drużyna miała dwa dni wolnego. I w tym czasie zespół został powalony przez jakąś niezrozumiałą infekcję, on sam zachorował. Poszedłem do lekarza w szpitalu, spojrzeli na mnie i powiedzieli, że wygląda to na koronawirusa. Wyraziłem wątpliwości i powiedziałem, że pójdę do lekarza klubowego w hotelu, sprawdzę u niego. A w drodze do hotelu odebrałem telefon z biura klubu i zostałem zaproszony na rozmowę.
- Rozumiesz, o czym rozmawialiśmy?
- Absolutnie nie. Jedyne, co założyłem, to że będzie to zupełnie standardowa rozmowa, bo spraw i pytań było bardzo dużo. Myślałem, że przedyskutujemy niektóre momenty meczowe, krajowe, obozy treningowe, sparingi i tak dalej. Na takich spotkaniach zazwyczaj omawia się szeroki zakres zagadnień. Ale kiedy przyjechałem i wszedłem do biura, obecni tam liderzy niemal natychmiast powiedzieli mi, że zapadła decyzja o rozstaniu ze mną. Przyjął to absolutnie spokojnie, bez emocji.
- Wyjaśniłeś powody?
- Tak, nic nie było. To znaczy, w sensie dosłownym, postawiono mnie przed faktem bez wyjaśnienia. Sam się nie dowiedziałem, bo zrozumiałem, że jeśli chcą być zwolnieni, to nie ma znaczenia dlaczego. Jak w tym dowcipie o kapeluszu. Poza tym powiedzieli mi też to: „Rozliczmy się z tobą teraz, pomóż w sprawach”. Odpowiedział, że to się nie uda, bo warunki rozstania są zapisane w umowie i trzeba ich przestrzegać.
- Czy ich propozycje nie odpowiadały temu, co jest zapisane w umowie?
- Więc przynieśli mi papier bez podpisów, bez pieczęci, zaproponowali, że podpiszą. I mówi, że jestem zwolniony za naruszenie dyscypliny pracy. Mówię im: „Więc pokaż mi, gdzie przyszedłem pijany, spóźniłem się na trening lub w jakiś sposób naruszyłem dyscyplinę. Musi być jakieś uzasadnienie tego, co zostało napisane. Ale oni mi nie odpowiedzieli. W końcu powiedział, że agent, który jest właścicielem wszystkich przepisów prawnych, zajmie się tą kwestią. Tutaj z nim w ramach umowy i rozwiązać problemy.
- Jak kierownictwo zareagowało na twoje stanowisko?
- Powiedzieli, że zgodnie z umową, w tym przypadku spłacą mnie w ciągu pięciu dni. Uścisnęliśmy sobie dłonie i rozeszliśmy się. A teraz od tego spotkania minęły ponad trzy tygodnie - jak dotąd ani ja, ani Aleksander Granowski (Asystent Duluba w sztabie trenerskim Lwowa, - red.) nie otrzymał należnego nam wynagrodzenia. Brak pieniędzy za marzec, brak premii umownych.
- Znacząca ilość?
- To zależy. W każdym razie jestem zwolennikiem tego, że jeśli umowa jest podpisana, to musi być realizowana od i do. Generalnie nadal czekamy, ale nie wiem, jak długo to potrwa. Zobaczmy.
- Opowiedz nam więcej o sytuacji, gdy 21 marca klub ogłasza rozstanie z tobą, a tydzień później pojawia się informacja, że nadal jesteś prawnie związany kontraktem.
— W przeddzień pojawienia się wiadomości na stronie odbyłem rozmowę z zarządem. Tydzień później, 27 marca, zwrócił się do federacji z zapytaniem o jego status prawny w FC. Nigdy mi nie zapłacili, chociaż obiecali, że zrobią to w ciągu pięciu dni.
Tego samego dnia otrzymałem odpowiedź z UAF, z pieczątką i podpisem, gdzie było napisane, że jestem trenerem Lwowa. A 2 kwietnia, w kalendarzowym meczu z Dynamem, na ławce zasiada nowy trener. Złożyłem nową prośbę do federacji - nikt mi nie odpowiedział. Jednocześnie powtarzam, nikt mi nie zapłacił, nie miałem w rękach żadnych oficjalnych dokumentów dotyczących zwolnienia. Nawet nie podpisałem żadnego zamówienia. A nowy trener, sądząc po doniesieniach z klubu, został już powołany. Chociaż nie zdziwiłbym się, gdyby tak naprawdę to ja byłem tym głównym.
- Czy to prawda, że dostałeś zakaz pojawiania się u podstawy klubu?
— Tak, właśnie tego samego dnia, kiedy była rozmowa z dyrekcją, to się stało. Granovsky'emu i mnie zabroniono nawet pożegnać się z piłkarzami.
- Jak to powiedziano?
- Dyrektor sportowy przyszedł do mojego pokoju i powiedział, że kierownictwo nie chce, żebym ja i Sasha byli na terenie bazy, musimy się wyprowadzić. Jak to? Czy nam się to podoba, czy nie, mamy umowę, że zostaniemy spłaceni w ciągu pięciu dni. I do tego momentu uważam, że mieliśmy prawo być w bazie, ponieważ tak naprawdę nadal byłem głównym trenerem.
Poza tym chciałem pożegnać się z chłopakami, podziękować im, bo mamy wspaniały zespół. Ale i tak dano nam do zrozumienia, że i tak lepiej było wyjechać, opuścić bazę. Dobra, nie kłóciliśmy się. Co więcej, on sam nie czuł się zbyt dobrze – bolała go głowa, katar. Nie chciał pogarszać sytuacji
— Udało ci się porozmawiać z zawodnikami?
- Wielu dzwoniło, dziękowało, głównie oczywiście Ukraińcom. Chociaż jak niosłem torby w bazie, podbiegł jeden legionista i zaoferował pomoc, przyniósł moje rzeczy. Cóż, Granovsky i ja przeprowadziliśmy się do innego hotelu i mieszkaliśmy tam dalej.
- Czy zostałeś we Lwowie, ponieważ chciałeś zamknąć kwestie prawne?
- Tak. Dodatkowo musiałem zamknąć zwolnienie lekarskie. Dlatego byłem w mieście.
- Pojawiły się informacje, że piłkarze wyrazili niezadowolenie z twojego zwolnienia.
— Trudno mi to ocenić, bo sam o tym czytałem w prasie. I tak mogę powiedzieć, że mieliśmy wyrównane relacje z piłkarzami, bo wybraliśmy drużynę również pod kątem cech ludzkich. Zrozumieliśmy, że nie uda się zaprosić wykonawców wysokiej klasy, więc tak ułożyliśmy skład, żeby chłopaki walczyli o siebie, mieli wysoki charakter moralny.