Były obrońca Dynama Kijów i reprezentacji Ukrainy Taras Mykhalik powiedział, czego spodziewa się po meczu play-off rundy kwalifikacyjnej Euro-2024 Bośnia i Hercegowina - Ukraina, który odbędzie się jutro w Zenicy.
- Podopieczni Siergieja Rebrowa mają przed sobą dwa superfinały: 21 marca - z Bośniakami i 26 marca - ze zwycięzcą pary Izrael-Islandia. Wierzę, że naszej reprezentacji uda się w końcu przełamać klątwę meczów pucharowych, która uniemożliwiała jej dostanie się na prestiżowe fora piłkarskie.
- Pamiętam, że kiedyś trzeba było brać udział w takich meczach.
- Niestety mam takie niefortunne doświadczenie. Było to w 2009 roku, kiedy rywalizowaliśmy w dodatkowych meczach z Grekami o wyjazd na MŚ 2010. Wtedy jednak seria składała się z dwóch meczów, a teraz, muszę to wyjaśnić, czekają nas dwa superfinały.
- Na czym polega trudność takich meczów pucharowych?
- Trzeba być maksymalnie skoncentrowanym. Jeden błąd może zniweczyć cały cykl kwalifikacyjny. Każdy musi być gotowy, aby pokazać swoje najlepsze cechy. Najwyraźniej nie udało nam się to w rewanżu z Grekami w Doniecku.
- Czy fakt, że mecz odbędzie się w Zenicy będzie znaczącym "atutem" dla Bośniaków?
- Nie sądzę. Po pierwsze, będą tam nasi kibice. Po drugie, z powodu stanu wojennego reprezentacja Ukrainy musi rozgrywać mecze u siebie za granicą. Dlatego jest już przystosowana do każdych warunków. A wsparcie kibiców rywali będzie tylko dodatkową motywacją do ciężkiej gry. Moim zdaniem w Zenicy wszystko będzie zależało przede wszystkim od podopiecznych Siergieja Rebrowa.
- Co masz na myśli?
- W Zenicy będziemy musieli zagrać z takim samym nastawieniem, jak w ostatnich meczach z Włochami i Anglikami. Nasi chłopcy pokazali, że potrafią grać na równi z najlepszymi drużynami. Z całym szacunkiem dla bośniackiej drużyny, która ma silnych zawodników, ale klasa Ukraińców jest wyższa. Co więcej, mają bardzo wykwalifikowanego i autorytatywnego mentora - Serhija Rebrowa.
- Cieszę się, że Bośnia i Hercegowina jest dogodnym przeciwnikiem dla Ukraińców, o czym świadczą statystyki. Musimy jednak strzelać bramki, a nasz napastnik Artem Dovbik ma z tym ostatnio poważne problemy.
- Oglądałem wszystkie transmisje telewizyjne z kalendarzowych lutowych i marcowych meczów z hiszpańską Gironą, w których Dovbik nie strzelił gola. Oczywiście, to wstyd. Ale najważniejsze jest to, że Artem miał szanse na zdobycie bramki w każdym meczu. W jednym epizodzie spudłował z bliskiej odległości, w drugim nie wystarczył, aby zamknąć podanie z flanki, w trzecim - bramkarz był w najlepszym wydaniu.
Jestem jednak przekonany, że rodzimi kibice wybaczą Dovbikowi tę hiszpańską posuchę bramkową, jeśli w Zenicy strzeli gola, a jeszcze lepiej - skompletuje dublet. Wierzę w Dovbika, wierzę, że nasza reprezentacja poradzi sobie dobrze.