Dynamo Kijów rozegrało ponad sto meczów wyjazdowych w Pucharze Mistrzów, Lidze Mistrzów, Pucharze Zdobywców Pucharów, Pucharze UEFA, Pucharze UEFA i Lidze Europy. Miałem szczęście uczestniczyć w wielu z nich.
"Dynamo wygrywało, remisowało, przegrywało z przeciwnikami. Ale wszystkie te spotkania, czasami bardzo trudne i pryncypialne, odbywały się na stadionach Europy w normalnej atmosferze. Chociaż, co zrozumiałe, miejscowi kibice często zaciekle wspierali swoją ulubioną drużynę.
Ale w historii występów w Pucharze Mistrzów był pojedynek z polskim "Gurnikiem" z Zabrza, rozegrany w 1967 roku, który zapamiętano jako koszmar.
Oto, co mój dobry starszy towarzysz, genialny dziennikarz, pisarz, słynny sportowiec (pływak), zwycięzca Igrzysk Olimpijskich w Rzymie w 1960 roku Igor Iwanowicz Zaseda (niech spoczywa w pokoju), który był na meczu w Zabrzu, powiedział mi wiele lat temu o gościnnym meczu w Polsce.
- Nastroje kibiców Dynama były dość bojowe. Pomimo tego, że 17 października Dynamo przegrało (1:2) z zabrzańskim Gurnikiem na murawie Stadionu Republikańskiego w Kijowie. Następnie w pierwszej rundzie Pucharu Mistrzów nasi piłkarze znokautowali aktualnego posiadacza tego zaszczytnego trofeum - Celtic z Glasgow (2:1 na wyjeździe i 1:1 w stolicy Ukrainy).
29 października Kijowianie rozegrali mecz rewanżowy z mistrzem Polski. Kilku ukraińskich dziennikarzy pojechało z drużyną pociągiem do Lwowa. Tam wsiedli do autobusu i bezpiecznie przekroczyli granicę (panowie w zielonych futrach bardziej przyglądali się piłkarzom Dynama niż ich paszportom). Zamieszkaliśmy w Katowicach.
W dniu meczu około godziny 15:00 pojechaliśmy autobusem do Zabrza, górniczego miasta. Jechaliśmy w ciszy, każdy był pogrążony we własnych myślach. Przegrana z Gurnikiem w Kijowie w pierwszym meczu wywołała falę krytyki pod adresem trenera Dynama Wiktora Aleksandrowicza Masłowa.
Pod bramą stadionu na nasz autobus czekał dość imponujący tłum podekscytowanych miejscowych kibiców, którzy krzyczeli, grozili....
Trybuny stutysięcznego stadionu były wypełnione po brzegi. Powitali Dynamo ogłuszającym rykiem i gwizdami.
Wiktor Aleksandrowicz wystawił następujący skład na drugi mecz z Gurnikiem: Wiktor Bannikow, Władimir Szczekolkow, Wadim Sosnikhin, Siergiej Krulikowski, Leonid Ostrowski, Wasilij Turianczyk, Anatolij Puzach, Fedor Medvid, Wiktor Serebryanikow, Anatolij Byszowiec, Witalij Chmielnicki.
Pojawienie się Puzacha zamiast Jozsefa Szabo potwierdziło, że Maslov wzmocnił atak i postawił na atak.
Mecz sędziowała ekipa sędziowska ze Szwecji, na czele z arbitrem Johanem Bostriomem.
Nasi zawodnicy aktywnie rozpoczęli mecz. Chmielnicki i Byszowiec robili wyłomy na flankach. Obrońcy gospodarzy z trudem powstrzymywali ten szybki i techniczny duet napastników z Kijowa. W rezultacie nasza drużyna zdobyła bramkę - po rzucie rożnym wyróżnił się Turyanchyk (37 minuta).
A jeszcze przed przerwą słynny napastnik Vladzimizh Lubanski podał do Sigurda Szoltysika, a ten wyrównał wynik. Taki wynik odpowiadał Górnikowi i jego wściekłym fanom.
Polscy kibice uznali, że nadszedł ich czas, by włączyć się do gry. Tak też się stało - na murawę poleciały puste butelki po wódce, na obrzeżach boiska wybuchały petardy. W stronę ławki Dynama poleciały obce przedmioty.
Zaskakujące było to, że policja nie zareagowała na ten bałagan, nie rzuciła się na trybuny, ale stopniowo cofała się - z dala od ławki gości, w pobliżu której wybuchały petardy i zapalały się bomby dymne.
Ryk stu tysięcy gardeł był tak potężny, że aż bolały mnie bębenki. Organizatorzy meczu niestety nie byli przygotowani na tak jawny skandal na stadionie.
Sędziowie byli zdezorientowani i praktycznie nie reagowali na chuligańskie zachowania kibiców i szczerze mówiąc chamską grę piłkarzy Gurnika. Chociaż sędzia Bostriom mógł anulować mecz, a wtedy Polacy mogliby ponieść porażkę. Ale najwyraźniej sędziowie przestraszyli się wściekłych miejscowych kibiców i bezczynności policji.
Ale najważniejsze było przed nami. Gdy tylko zabrzmiał ostatni gwizdek, na boisko wylały się tysiące kibiców. Pijani kibice zaczęli bić zawodników Dynama. Leonid Ostrovskiy, zniechęcony porażką, oddał komuś i... ledwo udało mu się wejść do szatni. Inni Kijowianie powstrzymywali się jednak, zdając sobie sprawę z niebezpieczeństwa sytuacji - szalony tłum to nie żarty. Z trudem wszyscy dostali się do pomieszczenia pod trybunami.
Zdezorientowany szef policji nie krył podekscytowania i powiedział, że w najbliższym czasie nasza drużyna nie ma co myśleć o opuszczeniu stadionu. I dodał: "Macie szczęście, że nie wygraliście...". Zaledwie półtorej godziny później, otoczony radiowozami, autobus Dynama odjechał do Katowic.
Szkoda, że Dynamo przerwało swój występ w Pucharze Mistrzów, choć Górnik wcale nie był mocniejszy. Co więcej - trener polskiego klubu Węgier Geza Kalachai powiedział po meczu: "Gdybym tylko miał takich chłopaków!".
Nie minęło wiele czasu, a Maslov był w Kijowie niechciany. Bez ciepłych słów wdzięczności za dobro, za triumfy Dynama, za wszystkie tytuły i świetnie wykonaną pracę, opuścił Kijów...
Oleksandr LIPENKO dla Dynamo.kiev.ua