Były napastnik Dynama Kijów Viktor Khlus podzielił się swoimi wrażeniami z meczu 4. kolejki Ligi Narodów pomiędzy reprezentacjami Ukrainy i Czech (1:1), który odbył się w miniony poniedziałek we Wrocławiu.
- Nie mam nic do powiedzenia - rozpoczął swoją opowieść specjalista z rozczarowaniem w głosie - Oczekiwania wobec tego meczu były znacznie wyższe niż to, co faktycznie zobaczyliśmy.
Jeśli chodzi o mnie, nasza drużyna była lepsza od czeskiej pod względem indywidualnych umiejętności. Byłem jednak bardzo rozczarowany tym, co zobaczyłem wczoraj w meczu we Wrocławiu. Nie widziałem nawet agresji, która była w grze Ukraińców przeciwko Gruzji. Może i ją mieli, ale nie mieli siły.
Wszyscy widzieliśmy, że Czesi po prostu nas ograli, wyprzedzili. Jak, powiedz mi, można grać bez szans i strzałów na bramkę? Dla mnie, jako byłego piłkarza i obywatela Ukrainy, ten wynik można uznać za godny. Ale tak naprawdę to, co zobaczyliśmy na boisku, rozczarowało nas wszystkich.
- Zwłaszcza jeśli weźmiemy pod uwagę, że w listopadzie zmierzą się z liderem, reprezentacją Gruzji, która zdołała przegrać u siebie z Albanią.
- Spróbujmy zatem przewidzieć, co może się wydarzyć w kolejnych dwóch meczach naszej reprezentacji. Oba mecze gramy na wyjeździe - w Gruzji i Albanii. Powiedzcie mi proszę, czy po tym jak Gruzini przegrali dwa mecze z rzędu, dzień wcześniej - na własnym boisku, stać ich na porażkę?
Oglądałem transmisję meczu Gruzji z Albanią od początku do końca, więc mogę powiedzieć, że drużyna gospodarzy przegrała bez powodu. Już w pierwszej połowie Gruzini wyglądali bardziej przekonująco, a w drugiej całkowicie przejęli inicjatywę. Stosunek bramek wynosił około 70-30 na ich korzyść. Drużyna Willy'ego Sanyola miała dogodne okazje, mogła strzelić gola. Ale stał się cud: Gruzini przegrali u siebie.
A teraz reprezentacja Ukrainy będzie musiała zmierzyć się z drużyną, która cztery dni temu przegrała pierwsze z dwóch październikowych spotkań. Można sobie wyobrazić, z jakimi emocjami i nastrojami Gruzini będą czekać na nas w Tbilisi. To samo można powiedzieć o drugim przeciwniku drużyny Siergieja Rebrowa - reprezentacji Albanii, która na swoim boisku w meczu finałowym będzie dążyła do zwycięstwa wszelkimi możliwymi sposobami.
Najgorsze jest to, że na koniec rundy grupowej Ligi Narodów możemy "wylecieć" i w przyszłości zagrać, powiedzmy, z Wyspami Owczymi. Wydaje mi się, że najgorszego scenariusza dla naszej reprezentacji nie można sobie wyobrazić. Jeśli więc rzeczywiście "wylecimy", to kolejny rok będzie... szczęśliwy. Dlaczego? Bo zagramy z reprezentantami tych krajów, przeciwko którym możemy zagrać nawet pięcioma zawodnikami. Dlatego oczekiwania co do finałowych meczów w Lidze Narodów są dość niepokojące.
- Czy nie wiążesz z tym jakichś wielkich nadziei?
- Oczywiście, przy sprzyjających okolicznościach nasza główna drużyna może zająć pierwsze miejsce. Aby jednak tak się stało, musimy "spuścić lanie" obu przeciwnikom. Jednak w przypadku zdobycia 10 końcowych punktów również trudno być pierwszym. Zawodnicy nie mogą pisać zer w spotkaniach między sobą, prawda? Dlatego to wszystko jest dla nas smutne. W końcu reprezentacja Ukrainy pod względem doboru wykonawców w ogóle dała nam powody do najwyższych oczekiwań. Ale... Weźmy, powiedzmy, ostatni mecz z Gruzją. Tak, wygraliśmy 1:0, ale Gruzini nas pokonali.
- Jakie jest twoje ogólne wrażenie na temat obecnej Ligi Narodów?
- Wiesz, możesz ocenić ten turniej przynajmniej na podstawie bieżących wydarzeń. Liga Narodów jest tak interesująca, że bardzo trudno jest przewidzieć układ sił w walce w tej czy innej grupie. Na przykład dzisiaj możesz być pierwszy w tabeli, a jutro możesz być ostatni. Nie raz byliśmy świadkami nieprzewidywalnych wyników, gdy otwarcie słaba drużyna mogła odebrać punkty faworytowi.
Andriy Pisarenko