Pomocnik czeskiego „Slovanu” oraz młodzieżowej reprezentacji Ukrainy Ivan Barfolomeev skomentował decyzję Sportowego Sądu Arbitrażowego w Lozannie (CAS) w sprawie przeciwko jego byłemu klubowi - lwowskiej „Ruch”.
Przypomnijmy, sąd potwierdził, że Barfolomeev niczego nie naruszył podczas przejścia do „Slovanu”. „Ruch” został zobowiązany do wypłaty czterdziestu tysięcy hrywien zaległości z wynagrodzenia zawodnikowi. Sąd potwierdził również, że urzędnicy manipulowali sytuacją wokół zawodnika, świadkowie z FC „Ruch” złożyli fałszywe zeznania.
— Jak w ogóle pojawiła się opcja z „Slovanem”?
— Moja droga tutaj zaczęła się w drużynie piłkarskiej MSM. Trenowałem z nimi przez miesiąc, a potem Wiaczesław Zachowajło zaproponował mi wyjazd do Slovanu. Przeszedłem testy. W tamtym momencie miałem jeszcze kilka miesięcy ważnego kontraktu z „Ruchem” i za zgodą Witalija Jurijowicza Ponomaryova (główny trener „Ruchu”, — przyp. red.) trenowałem z drużyną B, a potem „Slovan” zapytał, czy mam w Ukrainie kontrakt i dalej kluby między sobą to pytanie rozwiązywały.
— Jak poznaliście się z Zachowajłem?
— On był trenerem w MSM. Potem dowiedziałem się, że ma agenturalne kontakty w Czechach. Kiedy nadeszła propozycja wyjazdu do „Slovanu” — nie wahałem się ani sekundy.
— Skoro już podniosłeś ten temat, przypomnijmy, jak zaczęła się twoja sprzeczka z „Ruchem”?
— Wszyscy wiedzą, że kiedy podpisujesz kontrakt, to egzemplarz pozostaje u piłkarza. Mnie nie wydano mojego egzemplarza, dokumenty były w klubie. Ponieważ nie byłem pełnoletni, mama pojechała najpierw do Winnik do akademii, a potem do biura klubu we Lwowie. Spędziła tam 5 godzin, próbując rozmawiać z kierownictwem, jednak ochrona Kozłowskiego wyprosiła ją za drzwi. Zwracałem się także do Dedysina i Lapićkiego, aby oddali mi mój kontrakt, ale nie usłyszeli mnie.
— Mając niesprotected kontrakt z „Ruchem”, chciałeś podpisać wstępną umowę ze „Slovanem”?
— Dokładnie tak. Po rozpoczęciu wielkiej wojny drużyna rozjechała się kto gdzie. Zaledwie 5 osób trenowało samodzielnie. Nikt nie wiedział, co będzie dalej, więc z rodzicami pojechaliśmy do Pragi. Od razu powiadomiłem Witalija Jurijowicza. Mieszkałem w hotelu „Slavii”, który zapewniał zakwaterowanie ukraińskim uchodźcom, opłacali wyżywienie, za co bardzo dziękuję.
— „Ruch” domagał się od ciebie powrotu, gdy kwestia wznowienia futbolu stała się aktualna?
— Klub tym się w ogóle nie zajmował. Witalij Jurijowicz był z nami cały czas w kontakcie.
— Latem 2023 roku Izba Rozwiązywania Sporów UAF rozpatrzyła skargę przeciwko tobie, uznając twoje działania za bezprawne i domagając się 100 tys. dolarów odszkodowania. Osobiście brałeś udział w tych rozgrywkach?
— Tym zajmował się „Slovan”, Wiaczesław i prawnicy.
— Jak przebiegały przesłuchania w Izbie? Kto zeznawał przeciwko tobie?
— Przeciwko mnie świadczyli Ponomaryov i Dedysin. Oskarżali mnie o ucieczkę. Jakoby wyjechałem, nikomu nic nie powiedziałem, chociaż wszyscy w klubie wiedzieli o moich planach. Witalij Jurijowicz sam proponował wyjazd do Polski. Codziennie rozmawialiśmy, a na przesłuchaniach powiedział, że nie odpowiadałem na telefony.
— Czy to wytrąciło cię z równowagi?
— Tak. Przyjechałem do innego kraju, w ukraińskich mediach pisano, że opuściłem Ruch. Treningi w „Slovanie” zbiegły się w czasie z rozprawami sądowymi, na których musiałem być obecny.
— Jaka była postawa „Slovanu”?
— Zapewnili mnie, że wszystko będzie dobrze. Więc pozostawałem skoncentrowany tylko na futbolu.
— Dlaczego w ukraińskiej Izbie nie udało się uzyskać sprawiedliwego wyroku?
— Trudno powiedzieć. Najważniejsze, że teraz prawda jest po mojej stronie. Z tego, co mi wiadomo, „Slovan” zapłacił „Ruchowi” 47 tys. euro odszkodowania. Czy Ruch wydał na mnie takie pieniądze przez półtora roku? Nie wiem.
— Ty lub prawnicy będziecie sądzić się z „Ruchem”? Złość na Ponomaryova pozostała?
— Nie chcę odpowiadać złem na zło. Chcę to już zapomnieć i iść swoją drogą.
Ołeksandr Karpenko