Były pomocnik kijowskiego „Dynamo” Nikołaj Morozjuk podzielił się wrażeniami z wczorajszego meczu swojej byłej drużyny z węgierskim „Ferencváros” (0:4) w 4. kolejce głównego etapu Ligi Europy.
„Oczywiście, jak wszyscy, nie spodziewałem się 0:4 od „Ferencvárosu“. Ale przed czerwoną kartką i w ogóle w pierwszej połowie gra była wyrównana. W przeciwieństwie do drugiej połowy, gdzie ze strony „Dynamo” była pasywna w ataku i zbyt defensywna gra. To doprowadziło do takiego wyniku.
Zespół zbytnio się cofnął, a przeciwnik wręcz zaczął grać bardziej agresywnie i intensywnie. To przekształciło się w zdobyte bramki. A przy wyniku 0:2 wszystko stało się jasne.
Oczywiście czerwona kartka Dubinczaka złamała całą grę „Dynamo”, plan na nią. Nie chcę powiedzieć, że to jego wina, że przegrali, ale jego czerwona kartka odegrała ogromną rolę w końcowym wyniku. Nie mogę być pewny, że z Dubinczakiem „Dynamo” by wygrało, ale na pewno miałoby znacznie większe szanse na zdobycie trzech punktów lub zremisowanie.
Obecny występ „Dynamo” w Lidze Europy? Wydaje mi się, że ta statystyka — zero zdobytych, 10 straconych — nie może nie odbijać się na psychice graczy. Ciąży na nich ta odpowiedzialność i nie mogą całkowicie dać z siebie wszystko w grze, którą mogą zagrać.
Potencjał zespołu istnieje. Inna sprawa — jak go rozwijać? To już pytanie do sztabu trenerskiego. To proces. W meczu z „Ferencváros” i Bujałowskiego zmieniono, i Jarmolenko nie grał. To doświadczeni zawodnicy, którzy mogą w takim momencie poprowadzić zespół, uspokoić, zarządzać procesem. U Bratczko i innych obecnych liderów nie ma jeszcze takiego doświadczenia. Ale zdobywają je.
Po takich meczach łatwo obrzucać zawodników, trenerów i klub krytyką. Ale wydaje mi się, że teraz trzeba ich całkowicie wesprzeć. Nic nie jest stracone. Na arenie europejskiej musimy zdobywać punkty do tabeli współczynników, aby poprawić swoją pozycję na przyszłość”, — przytacza słowa Morozjuka „Trybuna”.