Prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski podpisał dekret, który wprowadza w życie decyzję Rady Bezpieczeństwa Narodowego i Obrony w sprawie sankcji przeciw prorosyjskiemu rządowi gruzińskiemu.
Na listę osób objętych ograniczeniami wpisano 19 przedstawicieli władzy Gruzji, w tym byłego obrońcę kijowskiego „Dynamo” oraz włoskiego „Milan” Kahę Kaladze, który obecnie pełni funkcję mera Tbilisi. Sankcje stały się odpowiedzią na siłowe tłumienie protestów w Gruzji, spowodowane odmową rządu do prowadzenia rozmów na temat przystąpienia kraju do Unii Europejskiej.
O swoim stosunku do Kaladze opowiedział były zawodnik reprezentacji Ukrainy, a obecnie trener Sergiusz Nahorniak.
— Grał pan w towarzyskim meczu weteranów Ukrainy i Gruzji w 2018 roku, w którym brał udział również Kaladze. Proszę opowiedzieć, jak wtedy przyjęto pana w Sakartwelo i jaki był Kaha?
— Jeśli mam być szczery, to całkiem nie znam Kaladze, spotkaliśmy się tylko na boisku. Przywitaliśmy się i to wszystko. Po meczu było przyjęcie. Kaladze już wtedy był merem Tbilisi. Siedział z nami czysto symbolicznie i odjechał, ale nie rozmawiałem z nim. Jak się zachowywał? Bardzo spokojnie i zrównoważenie, żadnej wyższości nie było. Gruzini przyjęli nas bardzo dobrze, tu nie ma żadnych pytań.
— Dziś prezydent Zełenski wprowadził sankcje przeciw prorosyjskim politykom Gruzji. Na liście znalazł się również Kaladze.
— Wątpię, że jakoś to wpłynie na Kaladze. Kiedy ostatni raz był na Ukrainie? Prawdopodobnie na pogrzebie Andrzeja Husina, może jeszcze na jakichś meczach weteranów przyjeżdżał.
— Jak myśli pan, dlaczego Kaladze wybrał drogę prorosyjskiego polityka?
— Trudno mi to wyjaśnić, ponieważ człowiek tak wiele lat grał w Europie, jak Kawelaszwili, który startuje na stanowisko prezydenta z ramienia partii rządzącej. Szczerze, nie wiem, co mają w głowie.
Myślę, że Kaladze nie należy do siebie. W tak młodym wieku zdążył już pełnić funkcję wicepremiera, ministra energetyki, teraz jest na drugiej kadencji mera. Uwierzcie mi, nie jest łatwo po zakończeniu kariery piłkarskiej od razu zostać ministrem energetyki. Wydaje mi się, że za Kaladze stoją jacyś wpływowi ludzie, a on jest jak parawan. Chwała Bogu, nie zajmuję się polityką.
Bardzo mi przykro, że facet grał tyle lat w naszym kraju, zna Ukraińców bardzo dobrze, a teraz prowadzi prorosyjską politykę. Prawdopodobnie są nim sterowani marionetkarze. Tacy ludzie, jak Kaladze, zupełnie mnie nie interesują.
— Z Kaladze wszystko jasne, a jak według pana wyglądała główna masa ludności Gruzji — prorosyjska czy proeuropejska?
— Już wtedy mówiono nam, że naród Gruzji wspiera Ukrainę, a politycy nie, patrzą w stronę Rosji. Teraz to stało się jeszcze bardziej oczywiste.
Pamiętam, podczas turnieju weteranów w Norwegii spotkaliśmy gruzińską delegację, był tam wiceprezydent ich federacji, ale Kaladze nie było. Oni bardzo dobrze nas traktują, mówią: „Naród gruziński całkowicie za Ukrainą, z wyjątkiem polityków”. Z kimkolwiek z Gruzinów nie rozmawiałem, zawsze wyrażają współczucie dla narodu ukraińskiego.
Andrij Piskun