Dyrektor marketingu Megogo Waleria Tołoczyna skomentowała krytykę pod adresem serwisu medialnego za zapraszanie niepiłkarskich ekspertów do studiów przedmeczowych.
— Patrzymy na liczby i na oglądalność tego studia. Z tych wskaźników było ono bardzo udane. Przyszło tam więcej ludzi niż w ogóle na inne studia, ponieważ zaprosiliśmy nowych ludzi, którzy mają swoją medialność.
Jednocześnie mieliśmy Nahorniaka i Hołowkę (mowa o meczu 14 października Ukraina — Czechy — red.). Nikt nie ma zastrzeżeń do tych ekspertów, ponieważ to naprawdę super profesjonaliści. Ale na rynku są pewne trudności, ponieważ nie wszyscy eksperci sportowi tak dobrze posługują się językiem ukraińskim, aby przyjść do studia, szczególnie przed rokiem 2022. Byli eksperci, którzy dokładnie znali temat, ale mówili w języku rosyjskim, niestety. Teraz sytuacja się poprawia, wiele osób uczy się, aby można było pracować na żywo. Ale na początku naprawdę mieliśmy trudną sytuację, kiedy ludzie mówili nam: „Przepraszam, ale po ukraińsku nie dam rady”. A rosyjskiego nie możemy wypuścić — to nasza zasada.
Wspomnieliście Masłuka i Tremboweckiego. To nie są ludzie, którzy siedzieli i śmiali się w studiu, nie znali się na temacie. Nawet Witalij Wołoczaj napisał kiedyś w mediach społecznościowych, że podobała mu się studio z Tremboweckim. On zna się zarówno na piłce nożnej, jak i ogólnie na temacie sportu.
Czasami trzeba dodawać elementy rozrywkowe. W naszym przypadku — to były eksperymenty. Usłyszeliśmy, że część widowni przyjęła je negatywnie. Teraz podchodzimy do tego ostrożniej. Ale obiecywać Wam, że nie będziemy eksperymentować, również nie zamierzam. Ostatecznie celem platformy streamingowej jest próbowanie czegoś nowego, w tym podnoszenie publicznych dyskusji.
Jeśli chodzi o fanów piłki nożnej, którym to się nie podobało, usłyszeliśmy ich. Ostatnie studia były wyłącznie z ekspertami, i nie dodawaliśmy elementu rozrywkowego, — powiedziała Tołoczyna.
