Były trener kijowskiego „Dynamo” Józef Sabo podzielił się wrażeniami z wczorajszego meczu swojej byłej drużyny przeciwko hiszpańskiemu „Realowi Sociedad” (0:3) w 6. kolejce głównej fazy Ligi Europy.
— „Real Sociedad” dosłownie przejechał naszą drużynę! Wydawało się, że na pierwszą połowę na boisko wyszedł tylko Błaszczyński, a wszyscy inni zawodnicy „Dynamo” zostali w szatni… Hiszpańska drużyna miała wszystko — szybkość, technikę, pressing, przechwyty. Ciekawe, że w przerwie przewidziałem dokładnie, co będzie dalej — że „Real Sociedad” zmieni pół drużyny, uspokoi grę, zdejmie pressing, to znaczy zgodzi się na wynik 3:0. A po co im zdobywać więcej?
— Dlaczego „Dynamo” było takie bezradne?
— Po prostu nie ma umiejętności, i to wszystko. Nie wiem, jak teraz przeprowadzają treningi. W czasach, kiedy grałem, a także gdy trenowałem „Dynamo”, filozofia była taka: niewystarczające umiejętności musisz wyrównać fizycznością, być w tej kwestii na głowę wyżej od przeciwników, i zatrzymywać ich lepiej daleko od własnego pola karnego.
Przypomnijcie sobie, w tym meczu Hiszpanie cały czas byli otwarci — nikt z zawodników „Dynamo” im nie przeszkadzał. A jak przejrzycie mecze „Real Sociedad” w lidze hiszpańskiej, to od razu zobaczycie, jak przeciwnicy tam im pięty odrywają, i nie daje się nawet odetchnąć… Nasi piłkarze absolutnie nie potrafią grać jeden na jeden — w tej kwestii jest całkowita katastrofa, i wszystkie problemy zaczynały się właśnie od przegranych licznych mikro-duele.
— Popow, prawdopodobnie, zagrał jeden ze swoich najgorszych meczów w karierze?..
— Jest ciężki i bardziej przypomina boksera, niż piłkarza. A co do karnego… No jak można strzelać w nogi przeciwnika, który już do twojej bramki i do ciebie się odwrócił, i już wychodzi z pola karnego? Wypchnij go delikatnie, i tyle.
— Zmiany były na czas? I w ogóle — miały jakiś wpływ?
— Nie, oczywiście, bo „Real Sociedad” zmienił tempo, przestał naciskać, myślał zapewne o kolejnym meczu.
— Czy jest wina Aleksandra Szowkowskiego za taki wynik?
— Jak mówią: trener zawsze jest winny porażce… A z drugiej strony, co Szowkowski teraz z tym wszystkim zrobi? Rok się kończy, może piłkarze „Dynamo” są już zmęczeni, nie wiem.
— W styczniu „Dynamo” musi rozegrać jeszcze dwa mecze Ligi Europy. Czego od nich oczekiwać, i jak się przygotować?
— Myślę, że przez tydzień-dwa zawodnicy „Dynamo” dostaną odpoczynek. A z przyswajaniem formy będą problemy, bo prawdopodobnie nie zdążą się normalnie przygotować. Jeśli chodzi o przeciwników, to jeśli nie pokonają ryżskiego RFŠ, to nie wiem, po co w ogóle wychodzić na boisko… Obawiam się, że od „Galatasaray” również dostaniemy trzy-cztery bramki.
— Usłyszałem taką opinię, że obecnie ukraiński klubowy futbol cofnął się do poziomu pierwszej połowy lat 90-tych…
— Ależ nie… Teraz ci zawodnicy nawet piłki nie potrafią odebrać! A w latach 90-tych rzeczywiście były trudności, ale potrafili grać w piłkę, mieli przyzwoity poziom i później stopniowo osiągnęli bardzo przyzwoite wyniki, i z najlepszymi drużynami dały radę walczyć.
Po wojnie długo będzie trzeba podnosić nasz futbol. Myślę, że 10 lat na to potrzeba, nie mniej. Dlaczego tak oceniam sytuację? A wy zobaczcie, jaka katastrofa z naszymi dziećmi w futbolu ma miejsce. Wiele utalentowanych chłopców rodzice wywieźli do Europy, często — do dobrych klubów. I oni stąd do Ukrainy już nie wrócą.
Oleg Semenczenko