Były trener czerskiego LNZ Oleg Dulub przypomniał mecze swojej byłej drużyny z kyjowskim «Dynamo» w mistrzostwach Ukrainy w zeszłym sezonie (2:4, 1:1).
— Po zimowej przerwie LNZ wyglądało nie bardzo pewnie. Z czym to było związane?
— Nastąpiło zaburzenie atmosfery w szatni, kiedy przez trzy miesiące, styczeń-luty-marzec, byliśmy na zgrupowaniach i wróciliśmy do domu tylko na dzień przed meczem z «Minajem». Chociaż prosiłem naszych dyrektorów, abyśmy przyjechali chociażby na trzy dni. Trzy miesiące z dala od rodziny — to bardzo ciężko.
Na podstawie tego mieliśmy naradę z kierownictwem, gdzie mnie zapytano, kiedy drużyna będzie gotowa. Odpowiedziałem, że około szóstego tygodnia. I tak się stało. W meczu z «Dynamo» zremisowaliśmy i dało nam to impuls. Zobaczyliśmy, że nasza drużyna grała już na innych prędkościach. Po tym zaczęliśmy stabilnie zdobywać punkty.
— W «Dynamo» udało się wam odebrać punkty, ale z «Szachtarem» dwa razy przegraliście po 0:3. To oznacza, że z Kyjanami grało się wam łatwiej niż z «górnikami»?
— Nie. Każdy mecz ma swoją historię. W grze z «Dynamo», gdzie przegraliśmy 2:4, była moja pomyłka. To jak w szachach — kiedy na planszy wynik się wyrównuje, należy grać na remis, a ja próbowałem wygrać. Przegrywaliśmy 0:1 i przy linii stało już trzech ofensywnych zawodników (Tyszczenko, Prjadun i Szestakow), i w tym momencie Witalij Bojko z rzutu karnego wyrównał wynik. Musiałem ich cofnąć, zobaczyć, w którą stronę pójdzie gra, a następnie reagować na sytuację.
Wejście od razu trzech nowych zawodników może prowadzić do dezorganizacji więzi i interakcji graczy w konkretnej grze. Zaryzykowałem, i przegraliśmy. Nie trzeba było z «Dynamo» grać w ten sposób w tym momencie. Z mojego punktu widzenia «Dynamo» Lucescu była najlepszą drużyną Ukrainy w ustanawianiu gry ofensywnej w górnej tercji boiska. Bujałski, Jarmolenko, Wanat, Wołoszyn «kręcili» kombinacje, jak w futsalu. Musieliśmy im na to nie pozwolić.
Także dużym minusem była wcześniejsza bramka Brażko z dalekiego dystansu. Ta bramka wpłynęła na nasz plan gry. Ponadto, graliśmy nie w optymalnym składzie, dlatego musiałem wprowadzić Selina do strefy defensywnej. Jeszcze u jednego naszego zawodnika miała miejsce tragedia.
— Jaka?
— Dzień czy dwa przed grą Witalij Bojko stracił ojca. Przyszedł z pogrzebu na godzinę przed meczem z «Dynamo», dlatego nie grał w podstawowym składzie. Zapytałem: «Możesz wejść na zmianę?». Odpowiedział: «Tak, mogę». Witalij wszedł, a potem wykorzystał rzut karny. Wtedy stał się dla mnie prawdziwym kapitanem, który może poprowadzić zespół.
Mecz z «Dynamo» pokazał, że nasi zawodnicy mają potencjał. Po meczu była narada z kierownictwem, gdzie powiedziałem: «Nawet z tymi zawodnikami zrealizujemy zadanie zachowania miejsca w lidze i zdobędziemy około 35−40 punktów». Ale kierownictwo i tak postanowiło radykalnie zmienić drużynę.
Andrij Piskun