Pomocnik «Ołeksandrii» Denis Kostiśyn opowiedział, co zapadło mu najwięcej w pamięć podczas występów za «El Paso».
— Jak żyłeś, z kim się spotykałeś?
— Była ze mną moja dziewczyna. A z graczy więcej rozmawiałem z australijczykiem Liamem Rosem, kapitanem drużyny Erikiem Calvillo, szwedzkim napastnikiem Petarem Petroviciem.
Nie powiedziałbym, że w samym El Paso było coś ciekawego — miasto dość smutne, obok pustynia, gorący klimat. A ale jeśli wyróżniać, bardzo spodobało mi się miasto San Diego: spokojne, rodzinne, przytulne. Dla rozrywek lepszy, oczywiście, Las Vegas, Miami — my tam przyjeżdżaliśmy na mecz, i była możliwość wieczorem trochę pochodzić.
Obok El Paso jest meksykańska granica, i sytuacje mogą się zdarzać niebezpieczne.
— Czy zdarzyło się coś z tobą?
— Jedyna rzecz, która się zdarzyła — pewnego razu zajechali mi drogę, i ja dogoniłem krzywdziciela. Opuszczam szyberdach, on również i z uśmiechem mówi: «Do you wanna bullet?» («Chcesz kulę?» — przyp.) Ja, szczerze mówiąc, nie zrozumiałem od razu, po prostu też się uśmiechnąłem i pojechałem. A później przetłumaczyłem — aż mi nieźle się zrobiło.
— Później poprawiłeś angielski?
— Do tego też rozmawiałem na przyzwoitym poziomie, po prostu nie znałem tego wyrażenia.
— W drużynie pytali o wojnę w Ukrainie?
— Tak, bardzo często pytali, wiele działań robili na wsparcie. Pewnego razu brali ze mną wywiad, a potem wszędzie wychodziły wiadomości z moimi słowami i zdjęciami zniszczonych ukraińskich miast. Starałem się za każdą sposobność mówić o wojnie, przyciągać uwagę, i mogę powiedzieć, że było dużo odpowiedzi.
Wadym Tahtaryn