Były pomocnik „Dynamo“ Witalij Kosowski podzielił się wrażeniami z meczu swojej byłej drużyny z łotewskim RFSH w 8. turze głównej rundy Ligi Europy.

— Panie Witaliju, „Dynamo“ w końcu zdobyło zwycięstwo w Lidze Europy. Wydaje się, że trzeba się cieszyć, ale gra okazała się taka, że można było zasnąć. Czy to może tylko na mnie wpłynęły burze magnetyczne?
— Mnie również gra niezbyt się podobała. „Dynamo“ tradycyjnie kontrolowało piłkę, próbowało wyprowadzać zawodników na korzystne pozycje do zakończenia ataków. Czasami się udawało, jednak decydującego strzału nie było.
— Z czym, pana zdaniem, to jest związane, skoro pierwszą sytuację bramkową Kijowianie stworzyli dopiero w doliczonym czasie pierwszej połowy, a to przy tym, że kontrola piłki przez Kijowian osiągała czasami 83 procent?
— Wszyscy chcą, aby każda akcja kończyła się zagrożeniem dla bramki przeciwnika. RFSH skoncentrowało dużą siłę w obronie, którą trudno było przejść. Prawdopodobnie trener „Dynamo“ dawał instrukcje, aby wziąć piłkę pod kontrolę. Kijowianie sobie z tym poradzili, jednak kontrola od kontroli się różni. Jeśli posiadamy piłkę, to należy doprowadzić akcję do logicznego zakończenia. Aby to wykonać, muszą być przenikające ataki. Zawodnicy skrzydłowi muszą ciągle zaostrzać sytuację, wdzierać się w wolne strefy, podawać piłki. Piłkarze muszą rozumieć swoje obowiązki. To są podstawy, bez których trudno osiągnąć pozytywny wynik.
— W ostatnim meczu Ligi Europy „Dynamo“ nie mogło liczyć na sześciu piłkarzy. Jak, pana zdaniem, brak Brażki, Szaparenki, Bujały, Karawaewa, Popowa i Dubińczaka wpłynął na grę?
— W drużynie jest wystarczająco dużo piłkarzy. Inna sprawa, że zawodnicy, którzy częściej wychodzili na boisko, byli bardziej oczekiwani i oni pewnie mają większe zrozumienie w wszystkim. Mam na myśli inteligencję, umiejętność wykonania, szybkość zrozumienia, podejmowania decyzji itd. I jeśli drużyna wychodzi w nietypowym składzie, który jest zmieniony lub nie jest w połowie, to powoduje pewne ograniczenia dla niej.
Ale, jak słusznie mówią, osób niezastąpionych nie ma. Piłkarze to wiedzą i tych, którzy rzadko wychodzą w podstawowym składzie, trzeba motywować, znajdować odpowiednie słowa, aby mogli się wykazać, udowodnić, że zasługują na miejsce w drużynie. Wtedy będą wychodzić, aby zwyciężać i osiągać cele.
— W „Dynamo“ były problemy nie tylko z decydującym strzałem, ale także z decydującym podaniem. Wanat, na przykład, ciągle wpadał w pozycję spaloną. O czym to świadczy?
— O tym, że przeciwnik dobrze poznał grę napastnika i dobrze działa w tym elemencie. RFSH zazwyczaj gra z obrony, więc dobrze wykonało ten element obrony. Inna kwestia, dlaczego w tę pułapkę ciągle wpadał napastnik Kijowian. Prawdopodobnie jego zniechęcała koncentracja w pewnych momentach. Nie chcę mówić negatywnie, ale było pewne niezrozumienie tego, dlaczego tam ciągle wpadł. Napastnik pogubił się, robił coś źle. To prowadzi do zerwania ataku i utraty piłki.
Te momenty, i te, o których rozmawialiśmy wcześniej, można i trzeba poprawiać. Dziecięce błędy nie powinny się zdarzać na takim poziomie. Tym bardziej, jeśli zdarzają się ciągle.
— Na lewej flance, którą kiedyś zamykał i pan, przeciwko RFSH działali Wiewczarenko, Kabaew, przesuwał się Rubczyński. Starali się ciągle zaostrzać sytuację z przodu, ale z ostatnim podaniem im się nie udało.
— Dokładne podanie nie jest takie łatwe do zrobienia, trafienie piłką dokładnie w głowę. Nacisk na bramkę powinien być stały, i z trzeciego-czwartego razu podanie stanie się skuteczne. Zarówno z lewej flanki, jak i z prawej. Jednak tylko podania będzie za mało, trzeba, aby na nie wybiegali trzej-czterej zawodnicy ofensywni. „Dynamo“ tak zdobyło zwycięskiego gola. W akcji bramkowej wzięło udział sześciu zawodników, którzy znajdowali się w polu karnym przeciwników. Siódmy był przed polem karnym, i w przypadku odbicia piłki mógł oddać strzał.
— O strzałach z średniej i dalekiej odległości — to w ogóle bolesny temat.
— Jestem pewien, że trenerzy o tym mówią. Bo strzały zza pola karnego – to skuteczny środek, z którego należy korzystać. Jeśli nie będziemy strzelać, to i goli nie będzie. Tym razem nie grał Brażko z potężnym strzałem, ale są inni piłkarze. Z powodu braku strzałów i momentów jest ich mało.
— Grał pan w najskuteczniejszym „Dynamo“ w sezonie 1998/1999, dochodził z drużyną do półfinału Ligi Mistrzów. Obecnie stołeczny klub jest w tyle w Lidze Europy i nawet nie może dostać się do top-24 w turnieju. Czy to oznacza, że poziom „Dynamo“ tak spadł?
— Teraz są zupełnie inne czasy, wiele się zmieniło. Mówienie, że w naszych czasach byli lepsi zawodnicy, byłoby niewłaściwe. W kraju jest wojna, wielu piłkarzy wyjechało. Wykonawców brakuje nie tylko w „Dynamo“, ale i w „Szachtarze“ z jego większymi możliwościami na rynku transferowym. Trzeba żyć, pracować i wierzyć, że „Dynamo“ stanie się mistrzem, chłopcy staną się bardziej doświadczeni i w przyszłym sezonie europejskich pucharów przejdą na wyższy, bardziej jakościowy poziom.
— „Dynamo“ trudno będzie stracić przewagę w 10 punktach nad „Szachtarem“.
— Nie będziemy wróżyć. Jeśli zrealizuje zadanie, to awansuje o stopień wyżej. Pojawią się nowe cele. I tak, stopniowo, będzie odbudowywało pozycje na arenie europejskiej. Tak i z innymi klubami. Wszyscy chcemy, aby, jak dawniej, Ukraina miała 5-6 drużyn w Lidze Mistrzów i Lidze Europy.
Hennadij Czechowski