Były napastnik kijowskiego „Dynamy” Walerij Porkujan podzielił się wrażeniami z meczu swojej byłej drużyny z donieckim „Szachtarem” (2:2) w 26. kolejce mistrzostw Ukrainy.

— W trudnym czasie dla kraju takie mecze są oddechem nie tylko dla kibiców, ale i dla specjalistów piłkarskich, dziennikarzy. Jeszcze niedawno spotkania między „Dynamą” a „Szachtarem” odbywały się 3-4 razy za sezon — oprócz dwóch meczów w mistrzostwach były też gry o Superpuchar, niejednokrotnie drogi dynamowców i „górników” krzyżowały się w finale Pucharu kraju. Jednak wojna pomieszała karty i rzadziej możemy cieszyć się grą dwóch najlepszych drużyn Ukrainy. Dlatego tym bardziej cieszy, że możemy być świadkami tych zasadniczych starć.
— Co by Pan zauważył w niedzielnym meczu „Szachtaru” i „Dynamy”?
— Przede wszystkim wolę dynamowców. Przegrywając 0:2 po pierwszej połowie, wyszli na boisko po przerwie z zupełnie innym nastawieniem. Było widać gołym okiem, że kijowska drużyna wyraźnie wyciągnęła wnioski w czasie pobytu w szatni. Przypuszczam, że sztab szkoleniowy, na czele z Aleksandrem Szowkowskim, znalazł odpowiednie słowa, które pozytywnie wpłynęły na piłkarzy. Dynamowcy byli zmotywowani do walki i od razu zaczęli brać grę w swoje ręce. Z każdą minutą „górnikom” coraz trudniej było powstrzymać ataki kijowskiej drużyny.
Nie można pominąć weterana „Dynamy” Jarmolenki, który jest teraz prawdziwym liderem i autorytetem nie tylko na boisku, ale i w szatni. Jeśli ktoś twierdzi, że ten piłkarz przez swój wiek stracił pewne cechy — nie warto na tym skupiać uwagi. Przecież ma doświadczenie, a to jest najważniejsze. Przed meczem z „Szachtarem” Jarmolenko udowodnił swoje wysokie umiejętności w trzech meczach z rzędu, zdobywając ważne bramki. I chociaż w pojedynku z „górnikami” nie strzelił, to jednak przyczynił się do zasłużonego remisu.
W tym meczu „Dynamo” powinno było strzelić drugiego gola znacznie wcześniej, ale znakomite możliwości marnowali Wanat, Kabajew i Szaparenko. A jednak kijowianie zasługiwali na drugi gol — i ten gol padł. Wszystko jest bardzo logiczne. Remisowy wynik odpowiada przebiegowi wydarzeń na boisku. Zwłaszcza biorąc pod uwagę, że w pierwszej połowie lepiej prezentował się „Szachtar”.
— Wśród VIP-ów na tym meczu obecni byli prezydent UAF Andrij Szewczenko i główny trener reprezentacji Ukrainy Serhij Rebrow. Jak Pan sądzi, jakie przemyślenia dał trenerowi narodowej drużyny to istotne derby?
— Myślę, że myśli Rebrowa i bez tego meczu jest wystarczająco dużo. Ma duże doświadczenie jako gracz, a w roli trenera również zdążył je zdobyć. Gdy grają dwa prowadzące kluby w kraju, to nie powinno być problemów z kandydatami do reprezentacji. Ci gracze, którzy wielokrotnie byli powoływani do kadry głównej lub są jej weteranami, zawsze znajdują się pod uważnym okiem jej sztabu szkoleniowego. Tak samo jak ci, którzy grają w zagranicznych klubach.
— Jak widzi Pan zakończenie mistrzostw?
— Jestem pewien, że „Dynamo” zdoła zdobyć złote medale, chociaż oddech głównego rywala, „Aleksandrii”, na pewno jest odczuwalny. Z kolei Aleksandryjczycy nie zapominają również o oglądaniu wstecz i dbają o to, by nie dać „Szachtarowi” ich dogonić i prześcignąć. Każda kolejka w walce o medale będzie zachowywać intrygę i trzymać w napięciu.
To samo dotyczy walki o czwarte, europejskie, miejsce. Będzie ono rozgrywane wśród trzech drużyn — „Polesie”, „Karpaty” i „Krywbass”. Jak dla mnie, najlepsze szanse ma drużyna Jurija Werniduba: po pierwsze, ma zaległy mecz w zapasie, a po drugie, ma najlepszy kalendarz.
Jeśli mówimy o walce o utrzymanie w elicie, to na dzisiaj nawet „Kołos” i ŁNZ, którzy zajmują 10. i 11. miejsce, nie mogą czuć się bezpiecznie w obliczu możliwej groźby znalezienia się w strefie barażowej.
Wjaczesław Kułczycki