Były napastnik Oleg Salenko przeanalizował centralny mecz 26. kolejki mistrzostw Ukrainy „Szachtar” — „Dynamo” (2:2).

— Panie Olegu, jakie wrażenie na Panu zrobiła gra?
— Podwójne. Gdyby „Dynamo” zagrało tak, jak w drugiej połowie, to byłoby ciekawiej. Kijowianie powinni byli grać od pierwszej minuty, w niektórych momentach brakowało agresji, zdarzały się niewymuszone błędy. Prawdopodobnie na ich nastrój wpłynął szybki gol. Mychawko nie mógł foulować w dosyć prostym momencie.
— Jak on miał działać?
— Zazwyczaj obrońca wypycha napastnika w bok boiska. Tak wymagała sytuacja, ale obrońca nie wytrzymał, — brakowało doświadczenia. To, w pewnym sensie, wybór na boisku. Eginaldo zagrał piłkę nie do bramki, więc można go było spokojnie wypchnąć z szesnastki i likwidować niebezpieczną sytuację. Młodość wzięła swoje, bo doświadczony piłkarz by tak nie zrobił. A gol dla Dynamo przytłoczył. Potem jeszcze jeden. I wszystko to w pierwszej ćwiartce meczu. Po przerwie już zrozumieli, że nie poprawiając gry, spotkania nie uratują. Kiedy zaczęli coś robić, pobiegli do przodu. Stworzyli wiele sytuacji do zdobycia bramki. Zdołali wyrównać w już w czasie doliczonym.
— Sądząc po stworzonych sytuacjach, „Dynamo” powinno wygrać.
— Szanse trzeba jeszcze wykorzystać. Sytuacji rzeczywiście było sporo, ponieważ „Szachtar” po przerwie wyraźnie stracił formę. „Dynamo” miało inicjatywę, więc przeciwnicy musieli sporo biegać.
— Jak „Szachtar” mógł się zmęczyć? Przecież liga wznowiła się trochę ponad dwa miesiące temu…
— Chodzi o coś innego. Brazylijczycy, powiedzmy, nie lubią grać bez piłki. A kijowianie potrafili postawić ich w takiej sytuacji. I opadli z rąk.
— Może „Szachtarowi” brakowało motywacji, ponieważ w tabeli raczej nie przesuną się w górę lub w dół?
— „Dynamo” — to najlepsza motywacja. Bez względu na to, kto zajmuje jakie miejsce w tabeli. Mecze między tymi rywalami zawsze mają zasadniczy charakter. Nie ma więc mowy o braku motywacji. Inna sprawa, że tym samym brazylijczykom nie zależy szczególnie, czy się rehabilitować po porażce. Przegrali — nic strasznego, będzie następny mecz. Najważniejsze, że pensja jest wypłacana. A chłopaki z Dynamo widzą, że teraz trzeba odzyskać tytuł najpotężniejszej drużyny w kraju, która wciąż znajduje się w stanie wojny. I trzeba wyjść do Ligi Mistrzów. Mamy inną motywację.
— „Szachtar” i „Dynamo” mają jeszcze grać o Puchar Ukrainy. Jak Pan uważa, mecz będzie podobny do tego, czy nerwy napiąć się do maksimum?
— Tam najważniejsze, że nie będzie remisu. Dlatego gra będzie inna. Jeśli nie będzie urazów i będą grać te same składy, to zmieni się nastawienie na mecz. Myślę, że „Dynamo” w finale Pucharu nie będzie czekać, a wyjdzie walczyć od pierwszych minut. Nie trzeba się bać, a pokazać agresję od razu. Tym bardziej, jak widać po ławce rezerwowych, zapas mocy w „Dynamo” jest — i niezły. Przy możliwości dokonania pięciu zmian można zmienić pół składu.
— Wspomniał Pan o Lidze Mistrzów. Z tą drużyną „Dynamo” ma realną szansę na przebicie się do głównego etapu?
— Oczywiście, że realnie. Widziałem, z kim kijowianie mogą potencjalnie się spotkać w kwalifikacjach. Cić przeciwnicy są do zgryzania, nie są lepsi i można ich pokonać. Jest niedogodność, że domowe mecze gramy w Polsce, ale tam również nieźle za nas kibicują. Można przypuszczać, że Ukrainie uda się dogadać o zakończeniu ognia na froncie, wówczas przyjmiemy przeciwników na swoim boisku. Szanse na wyjście do głównego etapu jeszcze wzrosną.
— Co, według Pana, w obliczu zadań europejskich powinno się zmienić w grze „Dynamo”?
— Wzmocnienie kogoś będzie problematyczne, dlatego trzeba opierać się na tym, co jest dostępne. Jak pokazała druga połowa spotkania z „Szachtarem”, to drużyna jest zbalansowana. Krążą plotki o możliwym przejściu do klubu europejskiego Wanata oraz kogoś z środkowej linii, i jeśli coś takiego się wydarzy, trzeba będzie szukać dla nich zastępstwa.
Obecnie wzmocnienie „Dynamo” jest możliwe głównie dzięki rezerwom klubu. Są tam godni młodzi piłkarze, w tym mój syn. Nie byli w kadrze na mecz głównych składów „Szachtara” i „Dynamo”, ponieważ zostali powołani do drużyny U-19. Tam na końcu meczu i po nim odbyły się dwie bijatyki. Zawodnicy „Dynamo” i „Szachtaru” bili się na boisku — szalone „klasyczne” U-19 z pięcioma czerwonymi kartkami. Dlatego z powodu czerwonych kartek i upomnienia Szowkowski w meczu z „Inhułcem” nie może liczyć na wszystkich młodych.
Hennadij Czehowski