Ekspert piłki nożnej Ołeksandr Sopko przeanalizował rewanżowy mecz rundy kwalifikacyjnej Ligi Mistrzów pomiędzy portugalską Benfiką a Dynamem Kijów (3:0), który odbył się wczoraj w Lizbonie.
— Cud się nie zdarzył, ale Twoim zdaniem Dynamo zrobiło w tej grze wszystko, żeby wynik był trochę inny?
- Podczas wszystkich meczów kwalifikacyjnych rozegranych tego lata nie widziałem potencjału i poziomu Dynama, więc można by powiedzieć, że dzisiaj grali słabo, mogli zagrać lepiej, po prostu nie zdawali sobie sprawy ze swojego potencjału, coś nie poszło cóż, nie dostroili się i tak dalej. Dziś jest to prawdziwy poziom Dynama, drużyna nie jest teraz w stanie konkurować z najlepszymi klubami.
Najbardziej przygnębiające jest to, że w zeszłym roku graliśmy z Benficą pewniej, z pewnymi kontr szansami, które teraz nie były nawet bliskie. Przez rok trochę degradacji Dynama, ale tak się stało. Nie sądzę, żeby Benfica tak bardzo rozwinęła swoje umiejętności w tym czasie.
- Ale w zeszłym roku graliśmy w innym czasie, kiedy nie było wojny i wszystkich problemów z nią związanych, także tych, które dotykały piłkę nożną. A może wydarzenia ostatnich miesięcy nie mogą być jednoznacznym uzasadnieniem dla Dynama?
- Wojna oczywiście zakłóciła rozwój klubu, pozbawiła zawodników treningu, możliwości dodatkowego wyposażenia, wzmożoną rywalizację. Widać, że Mircea Lucescu ma ograniczone możliwości związane z piłkarzami. I generalnie, jak zauważyłem wcześniej, istnieje wrażenie, że główny trener z obecnym składem osiągnął pułap, nie może zaoferować ani nowych pomysłów, ani nowych zasad gry do opanowania z tym składem. On jako trener cierpi z tego powodu.
Po drugie, sami gracze, przede wszystkim kręgosłup, wokół którego powinna być budowana gra, niestety zatrzymali się, jak sądzę, w rozwoju. Są to przede wszystkim gracze, których 2-3 lata temu uważaliśmy za obiecujących z punktu widzenia manifestowania się na Zachodzie.
Przede wszystkim mówimy o Cygankowie, Buyalsky, Shepelev. Poczucie, że uderzają w sufit i nie mogą się już w ogóle rozwijać, nie mają na to środków. Jedyni, którzy moim zdaniem mogą dodać więcej, to Bushchan, Zabarny i być może Shaparenko. Reszta pod względem rozwoju nie może już nic Dynamo dać.
Stąd ograniczenia Lucescu w taktyce - gra głównie z defensywy, z nastawieniem na kontratak, na próbach złapania przeciwnika na błędzie. Ale nic więcej. Ataki pozycyjne, potężna presja, agresja - tego wszystkiego nie ma, gracze w tych komponentach są gorsi pod każdym względem. A teraz widzieliśmy jak drużyna, która nie jest nawet topowa, ale która jest gdzieś pod taką w Europie – tak obrazowo pokazała prawdziwy poziom obecnego Dynama, że bardzo trudno na to gdzieś patrzeć, nawet przeciwko takiej drużynie mieszkańcy Kijowa nie mieli absolutnie żadnych przeciw-szans.
W tej sytuacji niestety musimy zdać sobie sprawę, że jest to upadek w przepaść całej naszej piłki nożnej. Oczywiste jest, że wynika to z wydarzeń w kraju i nie będzie ograniczone do jednego sezonu. Musisz tylko nastawić się na to, że będziesz musiał dużo znosić, przejść i pracować długo i ciężko, aby jakoś dotrzeć do naszych poprzednich pozycji.
- Nie odniosłeś wrażenia, że atmosfera lizbońskiego stadionu wypełniona po brzegi w jakiś sposób wpłynęła na piłkarzy Dynama, którzy przegrali mecz jeszcze przed gwizdkiem startowym?
- Myślę, że przegrali ten mecz w zeszłym tygodniu w Łodzi, kiedy zdali sobie sprawę, że to zupełnie inny poziom. Jeśli Dynamo znajduje się na pierwszych piętrach, to Benfica to penthouse. Moralnie biało-blues przełamano nawet w meczu u siebie, więc stadion w Lizbonie był pełny, inaczej byłby w połowie zapełniony – to już nie odgrywało znaczącej roli, Dynamo było z góry skazane na zagładę.
- Popow, który w poprzednich meczach "przynosił" dużo punktowanych strzałów, dziś nawet nie dostał się do podania, Sirota z kolei szczerze przegrał grę. Jak poważny jest problem Dynamo z środkowymi obrońcami?
- Na tle takiego przeciwnika, który gra szybko i agresywnie, dobrze radzi sobie z piłką, mankamenty naszych piłkarzy manifestują się. Wydają się być młodymi, obiecującymi zawodnikami, ale żeby dojrzeć, stać się zawodnikami, którzy nie boją się rywali – nie może na to upłynąć ani jeden sezon. W tym samym czasie przeciwnik musi być wystarczająco poważny, a wtedy obrońca rośnie w umiejętności. I tak - jak te pisklęta, które wypadły z gniazda. Kiedy gra się toczy, wszystko wydaje się niezłe, ale jak tylko robi się ciężko, od razu odpadają, ograniczają się w podejmowaniu decyzji, boją się popełnić błąd, starają się sobie nie pomagać, nie brać odpowiedzialności w losowaniach.
I natychmiast zaczyna się rozpadać jak gra zespołowa w tym domino. Jedna czy dwie osoby nie potrafią ciągnąć wszystkiego na siebie i zmuszać wszystkich do grania cały czas, cała jedenastka musi działać jak jeden mechanizm, pomagać sobie nawzajem.
Pomimo tego, że Shaparenko nie zagrał najlepszego meczu, to chyba jedyny, który nie boi się przejąć piłki i zobaczyć komu podać podanie. Czasami nawet robi to przez długi czas, bo nikt się przed nim nie otwiera. Ale przynajmniej próbuje coś stworzyć, cała reszta działa w myśl zasady „moja chata jest na krawędzi”. Problem tkwi nie tylko w środkowych obrońcach, ale także w strefie wsparcia, gdzie piłka w ogóle nie jest trzymana, grana i kontrolowana. Wszystkie próby są podejmowane przez boki, ale jest to bardzo nieliczne.
- Co powinien zrobić Roman Jaremczuk, który nawet nie wyszedł, by zastąpić rannego Ramusza? Czy lider ataków ukraińskiej reprezentacji powinien pomyśleć o zmianie klubu, gdzie byłby większy popyt?
- Jeśli czuje, że przegrywa rywalizację, że trener go nie widzi i ufa innym, to albo na treningach, jak i na boisku musi udowodnić, że jest godny tej drużyny. Lub udaj się gdzieś, gdzie będzie więcej praktyki. Każdy, nawet najzdolniejszy piłkarz bez praktyki zaczyna się degradować. To jest prawo, które nie wymaga dowodu. Pytanie tutaj to ambicje Romana, jego chęć do grania. Nie złożył ani jednego oświadczenia, nie udzielił żadnych wywiadów. I oto pytanie dla niego, jak jest przygotowany na taką sytuację.
- Jak widzisz przyszłe perspektywy obecnego Dynama w tym sezonie, zarówno w mistrzostwach kraju, jak iw rozgrywkach europejskich?
- Mówiąc o mistrzostwach krajowych, wszyscy rozumiemy, że Dynamo jest teraz najbardziej zrównoważoną drużyną, z praktycznie zachowanym składem, który gra od kilku lat. Ale tutaj pytanie i problem może leżeć gdzie indziej.
Mircea Lucescu wciąż jest trenerem o europejskiej mentalności i poziomie, jest ciasny w klasie średniej, chce tam dać się poznać, grając z gigantami, prezentując niespodzianki, żeby o nim mówili. Aby jego gracze wyrosli na pewnego rodzaju gwiazdy i zostali sprzedani nawet według europejskich standardów za dobre pieniądze. Wtedy czuje na fali, że wykonuje swoją pracę i cieszy się z niej. I tylko po to, by zdobyć kolejny tytuł w tych mistrzostwach, co do tej pory nie jest jasne, jak zostaną rozegrane i na jakim poziomie – dla niego nie jest to jakieś zwycięstwo życiowe i zawodowe. A przy obecnej grze i potencjale Dynamo nie będzie łatwo wyrobić sobie markę nawet w Europie. Nie da to Lucescu pełnej satysfakcji z pracy.
Inna sprawa, że w tym przypadku kwestia sprzętu jest możliwa, jeśli uda mu się udowodnić zarządowi, że potrzebni są nowi gracze, ponieważ ci, którzy osiągnęli, jak już wspomniałem, osiągnęli swój pułap. A kierownictwo spełni jego wymagania, po czym może pojawić się zainteresowanie pracą i rozwojem gry. Jeśli to wszystko zamarznie w ten sposób, to sytuacja konfliktowa nie jest wykluczona, ponieważ Lucescu może po prostu nie wytrzymać takiego stanu.
Jewgienij Sawczuk