Katar 2022 to piłkarskie trzęsienie ziemi

Turniej finałowy mistrzostw świata w piłce nożnej, który rozpocznie się w Katarze, jest być może pierwszym z takich turniejów, w którym sama piłka nożna pozostaje jeszcze w cieniu samego faktu zorganizowania tego turnieju w Katarze.

Mykoła Neseniuk

Nie ma w tym żadnej logiki – kraj na pustyni arabskiej nigdy nie był ani trochę futbolem ani sportem w ogóle. Latem nie można tam grać w piłkę nożną ze względu na ekstremalne upały. Dotarcie tam z różnych części planety nie jest zbyt wygodne. I tak dalej i tak dalej. Ale piłkarski finał odbędzie się właśnie tam! I są tego trzy główne powody - pieniądze, pieniądze i jeszcze raz pieniądze!

Nie można powiedzieć, że pieniądze nie grają w sporcie ważnej roli. Aby organizować zawody i szkolić sportowców potrzeba dużo pieniędzy. Dlatego organizatorzy turniejów oraz szefowie klubów i federacji chętnie angażują sponsorów, którzy w zamian otrzymują możliwość reklamowania swoich produktów.

Schemat ten działał z powodzeniem przez kilkadziesiąt lat – od połowy lat siedemdziesiątych ubiegłego wieku do nowego tysiąclecia. Aż pieniędzy od sponsorów dla działaczy sportowych było za mało. Coraz więcej dużych turniejów sportowych zaczęło być finansowanych nie przez korporacje biznesowe, ale przez reżimy dyktatorskie, które nie szczędziły i nie szczędzą pieniędzy budżetowych, nie spodziewając się zysku. Taka była olimpiada w Pekinie, taki był poprzedni światowy finał piłki nożnej w Rosji, taki jest obecny!

Ale ten Katar to za mało! Oszalały na punkcie głupich miliardów lokalny emir postanowił ostatecznie zniszczyć światowy porządek sportowy, według którego sportowcy z różnych krajów walczą o zwycięstwo. Do tego w tych krajach istnieje sport masowy, którego najlepsi przedstawiciele bronią honoru kraju na arenie międzynarodowej. W Katarze nie ma takiego sportu. Lokalne federacje po prostu kupują sportowców z całego świata, nadają im obywatelstwo i wystawiają na międzynarodowe turnieje. Spójrzcie - reprezentanci Kataru są obecnie w gronie zwycięzców i wicemistrzów niemal wszystkich letnich rozgrywek. Jeśli tak dalej pójdzie, Katar zostanie zwycięzcą Zimowych Igrzysk Olimpijskich, kupując hurtowo najlepszych narciarzy, łyżwiarzy, hokeistów...

Czy powiecie, że to absurd, że tak być nie może? A czy nie jest absurdem organizowanie światowych finałów piłkarskich w okresie listopad-grudzień, przez co przełamano pozornie wieczny kalendarz europejskich rozgrywek piłkarskich? Bardzo bym chciała, żeby to wszystko minęło jak zły sen i wszystko wróciło do starych, dobrych czasów. Ale czy tak będzie? Na początek ten zły sen należy przeżyć, wyznaczając piłkarskiego mistrza świata na arenach zbudowanych na środku pustyni.

Na razie jest tylko jedna dobra wiadomość - reprezentacja Kataru nie zdobędzie jeszcze tytułu mistrzowskiego. A także ponad dwa tuziny innych drużyn, które sam fakt awansu na mistrzostwa świata postrzegają jako sukces. Nie zdziwiłbym się, gdyby większość z nich nie miała ochoty zajść dalej niż faza grupowa. Po co pocić się w upale, skoro pretendenci do tytułu są wszystkim doskonale znani? Nie będzie więc co oglądać przez pierwsze trzy tygodnie zawodów. Chyba, że ​​któryś z faworytów nie przejdzie turnieju grupowego, co jest całkiem prawdopodobne. Bo najlepsze drużyny narodowe na świecie składają się z zawodników z czołowych mistrzostw Europy, przerwanych w drodze na wyjazd do Kataru.

Aktualny mistrz świata Francja i Brazylia, gdzie sztuka promowania własnych piłkarzy osiągnęła niespotykane dotąd rozmiary, uchodzą za głównych pretendentów do piłkarskiej „korony”. Potencjalnie te drużyny są naprawdę najsilniejsze, ale mają inny problem - zbyt wielu wysokiej klasy graczy, a wśród nich banda kapryśnych „gwiazd”, które nie są pewne, co i kiedy mogą zrobić unik. Daje to szanse drużynom „drugiego szczebla” - Hiszpanii, Argentynie, Niemcom, Anglii. Belgia, Portugalia, Holandia, które pod pewnymi warunkami są w stanie walczyć o najwyższy tytuł. Wszystko będzie zależało od tego, w jakim stanie będą ich zawodnicy, kiedy przyjadą do Kataru i jak bardzo będą zmotywowani.

Niemal na pewno jeden, a nawet dwóch z wyżej wymienionych faworytów mogłoby zostawić za sobą ćwierćfinały rewelacyjnych drużyn, które są w każdym turnieju finałowym i których sukces żyje zaledwie kilka tygodni przed pierwszą porażką. Pomyśl o chorwackiej drużynie z 2018 roku, która w meczu finałowym praktycznie nie miała przeciwnika z Francją, a bez niej osiągnęła ponadprzeciętne wyniki.

Zaryzykuję prognozę, że mistrza świata należy szukać wśród drużyn, które mają nie tylko wysokiej klasy piłkarzy, przychylność losu i sędziów, ale także realną ambicję bycia pierwszym. Zgodnie z tym kryterium krąg wnioskodawców zawęża się do znanej Brazylii, Argentyny, Niemiec, Anglii, Francji i Hiszpanii. Włochy nadal istniałyby, gdyby nie przegrały turnieju kwalifikacyjnego. Jeśli chodzi o nowe nazwiska, nie warto długo czekać na ich pojawienie się na światowych finałach. Wszyscy piłkarze, którzy są choć trochę zdolni do czegoś, są znani i każdy ma swoją cenę. I jest mało prawdopodobne, że zmieni się to po turnieju w Katarze.

I wreszcie, poza oczywistymi wyzwaniami związanymi z ekstremalnym terminem turnieju i jego miejscem, jest jeszcze jedno. To wojna, która trwa na Ukrainie iw każdej chwili może rozlać się na inne państwa. Jak dotąd czynnik tej wojny wpłynął na finałowy turniej mundialu tylko przez nieobecność drużyny kraju agresora. I powtarzam, wszystko się może zdarzyć. Zbyt dobrze pamiętałem program meczu "Dynamo" z "Ingulets", który podpisałem do druku wieczorem 23 lutego br.

Mykoła Neseniuk

0 комментариев
Komentarz