Pomocnik "Dynama" Oleksandr Andrievskyi podzielił się swoimi wrażeniami z pierwszej części sezonu, wymienił możliwe przyczyny porażki w europejskich pucharach, przypomniał kamienie milowe swojej kariery przed powrotem do rodzinnego miasta w 2018 roku, a także opowiedział, co będzie robił kiedy Ukraina wygra wojnę.
„Dnipro-1” jest nieoczekiwanym liderem, a gra „Szachtara” nie pogorszyła się po odejściu legionistów”
— Zacznijmy od wyników i wrażeń z 2022 roku. Czy Dnipro-1 jest niespodziewanym liderem po pierwszej części sezonu? A może mieszkańcy Dniepru słusznie zajmują pierwsze miejsce w rankingu?
- Dla mnie osobiście było to nieoczekiwane, nie spodziewałem się po nich takiej zręczności. Ale jednocześnie podobało mi się, jak grali w pierwszej części sezonu, a szczęście często im sprzyjało. Teraz ciekawie będzie zobaczyć drużynę i wyniki na wiosnę.
— „Szachtar” stracił z początkiem wojny prawie wszystkich legionistów i trenera. Czy gra górników bardzo się zmieniła z zewnątrz?
— Tak, zmieniło się, ale nie na gorsze. Zwłaszcza w meczach Ligi Mistrzów widać było, że Górnicy mają teraz zgrany, zgrany zespół, który potrafi rozwiązywać poważne problemy.
— Ogólnie, co możesz powiedzieć o poziomie mistrzostw Ukrainy? Czy po masowym exodusie legionistów osłabła, czy wręcz przeciwnie, stała się bardziej konkurencyjna?
— Myślę, że poziom trochę spadł, ale z czasem myślę, że legioniści wrócą, a młodzi krajowi piłkarze też nabiorą doświadczenia, więc mistrzostwo będzie tylko mocniejsze.
— „Dynamo” rozpoczęło od dwóch porażek w mistrzostwach Ukrainy – z „Dnipro-1” i „Zorą”. Jakie były wtedy nastroje w zespole?
— Oczywiście, nie najlepiej. Wszyscy byli zdenerwowani, ponieważ nie rozumieli, dlaczego tak się dzieje. Na treningach każdy dawał z siebie wszystko, przygotowanych, wypreparowanych przeciwników, ale na boisku wszystko wariowało. Jednak przy wzajemnym wsparciu udało nam się w końcu przezwyciężyć ten kryzys w grze, który nie mógł trwać długo.
— W meczu z „Zorią” zwycięstwo generalnie odniosła drużyna Ex-Dynamo – w szczególności bramki strzelili Rusin i Brażko. Spodziewałeś się po nich takiego „pretekstu”?
— Nie zgodnie z oczekiwaniami... Znając ich mocne strony, dla mnie nie ma w nich nic zaskakującego. Ale fakt, że przegraliśmy na własnym boisku, zaskoczył mnie i zasmucił.
— Dla ciebie mecze z tym samym „Zorią” czy „Chronmorcem” są dla ciebie zasadą, biorąc pod uwagę doświadczenie występów dla tych drużyn?
- Nie, w ogóle nie było takich nastrojów. Bardzo dobrze wspominam Czarnomorec i Odessę, a także Żorię i Zaporoże, gdzie ma swoją siedzibę ługański klub. Więc kiedy nasze drużyny grają ze sobą, zawsze miło jest zobaczyć wszystkich, z którymi wcześniej pracowałem.
— W sumie obecne trzecie miejsce z pięcioma punktami straty do lidera to wynik akceptowalny z perspektywą walki o mistrzostwo?
— Jest oczywiście perspektywa, ale takiego wyniku nie można nazwać akceptowalnym dla Dynama, bo zawsze musimy być pierwsi. Druga runda postawi wszystko na swoim miejscu i jestem pewien, że cała walka jest jeszcze przed nami.
"Chcieli grać w Lidze Mistrzów, ale tak naprawdę nie mogli odnieść ani jednego zwycięstwa w Lidze Europy"
— Czy można to nazwać porażką w europejskich pucharach w tym sezonie? A może na ten ostateczny wynik wpłynęły obiektywne przyczyny?
— Trudno teraz powiedzieć, co dokładnie spowodowało tak negatywny wynik. Przede wszystkim w naszym kraju trwa wojna, przez którą musieliśmy spędzić dużo czasu w trasie, a to zdecydowanie wpłynęło na proces szkolenia, szkolenie nie było tak wysokiej jakości, jak mogło być w murach naszych domów, w naszej bazie w Konchi – zasypiamy Było to również trudne psychicznie, ponieważ wszyscy chłopcy martwili się o swoje rodziny, dzieci i rodziców - i to też miało duży wpływ.
— Czy w ówczesnych warunkach fizycznych i psychicznych, w jakich znajdowała się drużyna, można było grać z Benfiką? Czego zabrakło w pierwszej kolejności?
- Nie było wtedy żadnych skarg na warunki fizyczne - byliśmy bardzo dobrze przygotowani, intensywnie trenowaliśmy, nie było problemów z kondycją. Ale stan psychiczny, biorąc pod uwagę wieści napływające z Ukrainy, pozostawiał wiele do życzenia.
Mimo to Benfica to bardzo mocny przeciwnik, porównywalny poziomem do Ajaksu, z którym graliśmy pod wodzą Ołeksandra Chackiewicza, a potem w tamtym sezonie Amsterdam doszedł do półfinału Ligi Mistrzów. Biorąc więc pod uwagę to, jak Benfica spisała się w obecnej fazie grupowej (drużyna Lizbony zajęła pierwsze miejsce w grupie z PSG, Juventusem i Maccabi Hajfa. – ref. „UF”), lizbońska drużyna jest w stanie powtórzyć ścieżkę Ajaks kilka lat temu.
— Dynamo zdobyło tylko jeden punkt w grupie Ligi Europy. Fakt, że drużyna nie mogła rozgrywać meczów u siebie w Kijowie i ogólnie na Ukrainie, miał silny wpływ psychologiczny?
— Oczywiście naszych fanów było za mało – to na 100%. Ale to nie powinno być usprawiedliwieniem. Naszym celem była gra w Lidze Mistrzów, ale okazało się, że nie możemy wygrać nawet w Lidze Europy. Moim zdaniem są ku temu powody, ale nie chcę usprawiedliwiać takiego występu.
— Jak ogólnie ocenia pan przyjęcie w Polsce, gdzie Dynamo rozgrywało u siebie mecze w Pucharze Europy?
— Żadnych skarg przed recepcją, wszystko było na najwyższym poziomie. Generalnie zarówno drużyny piłkarskie, jak i nasi uchodźcy, którzy zostali zmuszeni do ucieczki z Ukrainy, zostali w Polsce bardzo ciepło przyjęci. I za to wielkie podziękowania dla Polski za taką gościnność.
— Czy prezes klubu chodził po meczach do szatni, rozmawiał z zawodnikami i sztabem szkoleniowym?
— Tak, prezes był zawsze z drużyną, często wchodził do szatni, zarówno po zwycięstwach, jak i po niezadowalających wynikach.
„Kiedy chciałem odejść, trenerzy powiedzieli, że Dynamo go potrzebuje
— Nie rozegrałeś tylu meczów w tym sezonie. Biorąc pod uwagę, że nie jesteś w pierwszym roku w drużynie, jak bardzo jesteś zadowolony ze swojego statusu gracza rotacyjnego?
— Oczywiście nie gram tak często, więc nie mogę powiedzieć, że jestem zadowolony ze swojej pozycji. Chcę grać więcej, ale ma to swoje niuanse.
— W związku z tym nie ma myśli o zmianie zespołu w poszukiwaniu praktyki gry?
— Generalnie jestem w stałym kontakcie z moim agentem i jeśli pojawią się ciekawe opcje, będziemy podchodzić i rozmawiać z zarządem, sztabem szkoleniowym. Chcę grać w piłkę nożną, a nie siedzieć na ławce.
— Jak długi jest twój kontrakt z Dynamo? Czy są plany jego kontynuacji?
— Kontrakt obowiązuje do 2025 roku, więc jest za wcześnie, by myśleć o jego przedłużeniu. Oczywiście cieszę się, że jestem w takim klubie jak Dynamo i gdybym miał grać, to chętnie zostałbym w Kijowie. Jeśli nie, to pomyślę, co dalej.
— Począwszy od 2018 roku, kiedy wracałeś do Dynama z Zory, czy były jakieś możliwości kontynuowania kariery w innym klubie?
— Opcje były prawie na poziomie rozmów, a to często się zdarzało. Zwróciłem się do trenerów o zwolnienie, aby poćwiczyć grę, ale zawsze mówili mi, że Dynamo mnie potrzebuje.
— Teraz wielu ukraińskich piłkarzy wyjeżdża za granicę, występując w mistrzostwach Czech, Węgier i Belgii. Chcesz spróbować swoich sił w Europie?
— Gdyby pojawiła się oferta klubów z Belgii lub Czech, chętnie ją rozważę. W czasie, gdy grałem dla Dynama, miałem różne opcje. Ale po raz kolejny, aby sprawa przeszła od słów do konkretów, potrzebna była zgoda sztabu szkoleniowego i prezesa...
„League One to dobra szkoła dla młodego piłkarza”
— Pochodzisz z Kijowa, ale ukończyłeś szkołę piłkarską Metalist, grałeś w drużynie Charkowa. Jak to się stało, że trafiłeś do Charkowa?
— Pierwsze kroki w piłce nożnej stawiał w dziecięcej szkole „Dynamo”, ale po małej grze przeniósł się do „Atlety”, innego stołecznego klubu piłkarskiego. Już tam zostałem zauważony przez hodowcę Yevhena Kucheryavtseva i zaproponował mi i moim rodzicom pójście do "Metalisty" na pokaz. Zgodziliśmy się iw końcu dostałem się do akademii Charkowa, a stamtąd do rezerwowej drużyny Metalist.
— Uważasz, że dobrze zrobiłeś opuszczając Kijów?
- Chyba tak. Przejście od „Athlete” do „Metalist” było wtedy całkiem niezłe. Poza tym nie było specjalnie innych opcji, aw Charkowie spotkałem wielu dobrych ludzi, którzy później bardzo mi pomogli.
— „Metalista” grał w ekstraklasie, grał w europejskich pucharach, ale musiał iść na wypożyczenie do ekstraklasy. Czy przydały się występy dla "Girnyk-Sport"?
- Niewątpliwie. Ówczesny trener Hirnyka-Sport Ihor Zhabchenko bardzo pomógł mi zaaklimatyzować się w drużynie, poza tym wybrano wtedy bardzo dobrą drużynę. Wszyscy radzili mi, abym przyjął ofertę Hirnyk-Sport, aby naprawdę doświadczyć męskiej piłki nożnej. W czasie, który spędziłem w pierwszej lidze, udało mi się zarówno strzelić gola, jak i zanotować asystę, więc myślę, że pod względem piłkarskim zdecydowanie tam dorastałem.
— Czy w ogóle I Liga Narodowa to dobra szkoła dla młodego piłkarza? A może wręcz przeciwnie, czy można tam przerwać karierę?
— Niewątpliwie jest to bardzo dobra szkoła, a I liga moim zdaniem jest o rząd wielkości wyższa niż dawne mistrzostwa rezerw. Ale przy tym wszystkim trener naprawdę powinien wyczuć ten moment, kiedy wpuścić młodego zawodnika do składu, aby nie zaszkodzić formacji piłkarza.
— Czy możemy powiedzieć, że grając w Zora w sezonie 2017/18 naprawdę doświadczyłeś futbolu na najwyższym poziomie?
— Pewnie tak, bo z Ługańskiem grałem w Lidze Europy, a naszymi przeciwnikami były takie drużyny jak niemiecka Hertha, hiszpański Athletic, szwedzki Ostersund, którego w tym czasie trenował obecny trener londyńskiej Chelsea, Graham Potter. Potem, dzięki Yuri Mykolayovychowi Vernydubowi, doświadczyłem futbolu na wysokim poziomie i bardzo mi się to podobało. Jednak w mistrzostwach nie udało nam się zdobyć brązu iz tego powodu jest to bardzo niefortunne: po przegranej z „Worskłą” w ostatniej rundzie straciliśmy drużynę Połtawy na trzecie miejsce, a my sami utrzymaliśmy się na czwartym miejscu.
— Jaki jest Yuriy Vernydub w procesie treningowym, kiedy nie jest widziany przez fanów — tak samo wyrazisty?
- Tak, jeden na jednego - zarówno w procesie treningowym, jak i podczas meczów. Moim zdaniem to jego zaleta - jest osobą otwartą, niczego nie ukrywa i zawsze mówi prosto w twarz to, co myśli.
— Kiedy przeniosłeś się do Dynama w 2018 roku, czy czułeś, że wracasz do domu?
— Tak, oczywiście, ponieważ pochodzę z Kijowa i bardzo chciałem być u siebie. Zwłaszcza w tak legendarnym klubie jak „Dynamo” (Kijów). To był wielki zaszczyt.
— Jak przyjęli tę wiadomość twoi kijowscy rodzice?
- Pozytywne. Mój ojciec jest wieloletnim fanem Dynama i był zadowolony, że zostałem zaproszony do klubu. Ale dla niego ważne jest też to, że gram, ćwiczę, a kiedy siadam na ławce, oboje się denerwujemy.
— Ogólnie rzecz biorąc, czy masz sportową rodzinę? Czy oprócz Ciebie są jeszcze jacyś zawodowi sportowcy?
- Nie ma fachowców. Swego czasu mój ojciec grał na poziomie amatorskim i to on zaszczepił we mnie miłość do piłki nożnej. Wprawdzie pamiętam, że na pierwsze treningi w szkole dziecięcej przychodziłem niejako spod kija, ze łzami w oczach, ale z każdym treningiem coraz bardziej mi się podobało i wkrótce z radością poszedłem na sesje treningowe.
"Pan dał nam wiarę we własne możliwości - w efekcie zdobycie mistrzostwa, pucharu i superpucharu"
— Masz 28 lat, kwiecie wieku dla piłkarza. Myślisz, że jest szansa na dostanie się do kadry narodowej, do której zostałeś powołany wcześniej i rozegrałeś jeden mecz?
— Oczywiście, że bardzo chcę, bo to zaszczyt dla każdego piłkarza. Ale czas pokaże, a teraz nie chcę składać żadnych dalekowzrocznych obietnic. Postaram się i dam z siebie wszystko.
— Aby zostać powołanym do kadry narodowej, trzeba zostać głównym zawodnikiem Dynama. Kto jest Twoim głównym rywalem o posadę w klubie i co musisz dodać, aby wygrać te zawody?
— Wśród moich konkurentów można wymienić Sydorczuka, Szaparenko, Szelewiewa, aw naszym zespole mamy zdrową konkurencję. O to, co trzeba dodać, chyba lepiej zapytać trenera. Osobiście znam swoje wady, nad którymi starannie pracuję, ale nie będę o nich mówić.
— Ogólnie, jak interesująca jest praca z Panem?
- To bez wątpienia legendarny trener, który w swojej karierze zdobył wiele trofeów, więc na pewno można się od niego wiele nauczyć.
— Co nowego wniósł do procesu treningowego, jakie są jego główne wymagania w meczach?
— Przede wszystkim nie rzucaj bezmyślnie piłką do przodu, staraj się rozgrywać kombinacje podaniem, szczegółowo analizuj swoją grę i przeciwników na zajęciach teoretycznych. Musimy też mieć maksymalną koncentrację, zarówno w meczach, jak i na treningach, nawet w najprostszym ćwiczeniu, jakim jest trzymanie piłki. Ale najważniejsze, co nam dał, to pewność siebie. W pierwszym sezonie po przybyciu Pana zostaliśmy mistrzami, a także posiadaczami Pucharu i Superpucharu Ukrainy i za to musimy mu podziękować.
"24 lutego są urodziny mojej siostry, ale w tym roku nie było obchodów..."
— Teraz Ukraina i wszyscy Ukraińcy przeżywają straszne czasy. Pamiętasz, jak poznaliście się 24 lutego, kiedy rozpoczęła się inwazja na pełną skalę?
— O ile pamiętam, mieliśmy przyjechać z Turcji dwa, trzy dni później, ale sztab szkoleniowy postanowił wrócić do domu 21 lutego, bo mieliśmy już ciężki obóz przygotowawczy. Jeśli chodzi o poranek 24-go, jak większość ludzi, obudziły mnie odgłosy eksplozji. Szczerze mówiąc, nie wiedziałem, co robić. Wyjrzałem przez okno, zobaczyłem ogromne korki na drogach, więc postanowiłem nigdzie nie wychodzić i czekać w domu na wiadomości z klubu. Warto zauważyć, że 24 lutego to także urodziny mojej siostry, ale wtedy nie było czasu na świętowanie...
— Z tego, co wiem, klub zorganizował transfer dla miejscowych piłkarzy, którzy chcieli wyjechać za granicę w bezpieczne miejsce…
— Tak, zabrałem mamę i siostrę za granicę, żeby się o nie nie martwić, za co jestem bardzo wdzięczny kierownictwu Dynama. Byliśmy z ojcem w bazie klubowej na Koncza-Zaspie, w razie napadu wroga na Kijów, mogliśmy z nim uciec do lasu.
— W przypadku niektórych piłkarzy ich krewni i przyjaciele byli przez długi czas w okupacji — na przykład rodzice Karavaeva cały czas przebywali w Chersoniu...
— Tak, i to jest naprawdę bardzo przerażające. Dzięki Bogu, wszyscy moi krewni są w Żytomierzu i wszystko było tam mniej więcej spokojne.
— Czy ktoś, kogo znasz, poszedł bronić kraju z bronią w ręku?
— Niedawno dowiedziałem się, że mój kolega z klasy zginął na froncie. Oczywiście, czytam wiadomości, ilu naszych chłopców umiera. Co więcej, jeśli z naszej strony ojczystej ziemi broni kwiat narodu, to z przeciwnej strony docierają do nas tylko bioodpady – skazańcy, narkomani, złodzieje itp.
— Jakie życzenia ma Pan dla narodu ukraińskiego w tym trudnym czasie?
- Najważniejsze jest spokojne niebo nad naszymi głowami, zdrowie bliskich i zwycięstwa na froncie. Wierzymy w Siły Zbrojne Ukrainy i naszego Prezydenta. Już obiecałem rodzinie, że gdy Ukraina wygra wojnę, wypiję z tej okazji kieliszek szampana - to będzie pierwszy alkohol w moim życiu (uśmiechy, dopisek: "UF"). Mam nadzieję, że nastąpi to jak najszybciej.
Oleksandr KARPENKO