Agent FIFA, przedstawiciel firmy agentowskiej ALIK Football Management Ihor Kryvenko ocenił ukraiński rynek transferowy, zdradził tajemnicę, dlaczego znani piłkarze preferują pierwszą ligę i opowiedział o klubach, w których mogą zajść spore zmiany.
— Zacznijmy od najważniejszego. Jakie jest prawdopodobieństwo, że Wiktor Cygankow, Mychajło Mudryk i Artem Dowbyk trafią tej zimy do europejskich klubów?
- Minimalny. „Szachtar” nie puści Mudryka za pieniądze, które obecnie oferują. 100 mln euro to nieadekwatna cena. Zawodnik z mistrzostw Ukrainy nie może być wart więcej niż np. z Holandii. Trzeba patrzeć na rzeczy realistycznie. Istnieje wartość rynkowa, a „górnicy” wydają się zbierać liczby z sufitu.
Chłopiec w złotej klatce. Wiem na pewno, że latem angielski „Brentford” oferował dobre pieniądze za Mudryka, ale mieszkańcy Doniecka odmówili. Wygląda na to, że chcą odzwierciedlić w swoim talencie wszystko to, co stracili w poprzednich nieudanych transferach.
Wierzę też, że "Dynamo" nie sprzeda Tsygankov, a "Dnipro-1" - Dovbyk. Liderzy zostaną zatrzymani do rozwiązywania zadań turniejowych. Moim zdaniem ważne jest, że proszą o liczby adekwatne do rynku - a nie jest to 100 milionów. Kontrakt Cyhankowa wygasa jednak za sześć miesięcy, a Dowbyka za rok. Mogą odejść jako wolni agenci. Nie jest to jednak wielką tajemnicą dla piłkarskiego świata.
— Czyli czekanie na głośne transfery w obecnym offseason oczywiście nie jest tego warte?
— Nie sądzę, żeby na Ukrainę przyleciała jakaś gwiazda, albo wręcz przeciwnie, będzie duży transfer w przeciwnym kierunku. Daję jeden procent. Możliwe, że część wydzierżawionych wróci na Ukrainę, ale nie będzie poważnego napływu z zagranicy w stu procentach. Nikomu nie spieszy się do zabawy przy dźwiękach syren. To jest główny powód niskiej aktywności transferowej.
— Dzieje się coś ciekawego: niektórzy zawodnicy (Hoblenko, Bobko) wolą drużyny z niższych lig niż kluby z ekstraklasy. Co wyjaśniasz? Tylko pieniądze?
- Jest kilka powodów. Piłkarze chcą grać tam, gdzie jest spokojniej i gdzie dobrze płacą. Polesie, Karpaty, LNZ to drużyny z ambicjami i warunkami. W niektórych przypadkach oferowane są po prostu szalone pieniądze.
— Jewgienij Pasicz z „Veres” przeniesiony do „Dnipro-1”. Według Transfermarkt Dnipro zapłacił za niego 150 000 euro. Czy to oznacza, że darmowy ser jest tylko w pułapce na myszy?
- Zupełnie nie. Dnipro potrzebowało zawodnika na konkretną pozycję, dogadali się z rywalami i kupili Pasicza. A fakt, że na rodzimy rynek wraca „moda” na płatne przelewy, cieszy.
— Wielu ukraińskich wykonawców przebywających za granicą nie spieszy się z powrotem do domu z powodu działań wojennych. W rezultacie rynek transferowy stał się zubożały. Czy sie zgadzasz?
- Zubożał przede wszystkim na skutek odpływu legionistów. Kluby straciły wykwalifikowany personel, nie znaleziono odpowiedników. Teraz nawet kalachem nie może zwabić obcokrajowca do naszych mistrzostw, powód jest znany.
— Które kluby są teraz gotowe zapłacić za nowicjuszy?
— Giganci to Szachtar, Dynamo, także Dnipro-1, Zoria, Krywbas. Latem „Worskla” płaciła za legionistów znaczne sumy. Teraz wygląda na to, że nie interesuje się już transferami...
— Twoim zdaniem, które drużyny najbardziej zaktualizują się zimą?
— Osoby z zewnątrz. Przed nami walka nie tylko o miejsce pod słońcem, ale i na zubożałym rynku transferowym. Myślę, że będzie ciekawie.
Artur Malkin