Białoruski trener Lwowa, Oleg Dulub, skomentował rocznicę wojny Rosji z Ukrainą.
"Zawsze robię taką analogię w odniesieniu do obecnych wydarzeń, nawet jeśli przesadzam. Mieszkasz w mieszkaniu. Wchodzi sąsiad alkoholik i mówi: 'Nie podobają mi się twoje zasłony, tapety i książki'. Zaczyna cię kołysać. Nawet jeśli to nie jest mieszkanie tego sąsiada. Nie dość, że się wdziera, to jeszcze próbuje zabić i zgwałcić. Reakcja normalnego człowieka jest taka, że się broni.
Rok wojny... Mam wrażenie, że to już dziesięć lat. Czasem przypominam sobie, co działo się przed atakiem na Ukrainę: wracaliśmy z Turcji, przygotowywaliśmy się do mistrzostw. 24 lutego mieliśmy jechać na mecz do Aleksandrii... O piątej rano dostaliśmy telefon z Białorusi, że wszystko się zaczęło.
Pierwsze dni wojny: niepokój, niepewność... Kiedy 3 marca wyjechaliśmy do Polski, cały czas widzieliśmy uchodźców. Kobiety, dzieci... Ktoś był w stanie szoku. Takie rzeczy trudno przekazać słowami, trzeba je zobaczyć. W Warszawie też ciągle widziałem ludzi uciekających przed wojną. Nigdy nie zapomnę tych chwil.
Potem zaczęły się mistrzostwa na Ukrainie... 10 października był zamach bombowy we Lwowie - nowy i bardzo emocjonalny moment. Pocisk spadł koło naszego hotelu. Seria wybuchów - zeszliśmy do schronu. Potem były kolejne eksplozje. W tym czasie na całej Ukrainie były wybuchy. Trudno uwierzyć, że jeden rok obejmował tyle wydarzeń.
Mój stosunek do tego państwa - Rosji - zmienił się radykalnie. Kiedyś cieszyłem się z sukcesów sportowych Rosjan na arenie międzynarodowej. Piłka nożna, olimpiada. Kiedyś kibicowałem im, gdy wielu ludzi było prześladowanych. Teraz jednak wszystko jest wypalone od środka. Pewnie długo potrwa, zanim rany się zagoją. Jak długo nowa trawa będzie rosła na wypalonym polu?", powiedział Dulub.