Od kilku dni w ukraińskim środowisku piłkarskim aktywnie dyskutuje się o decyzji trenera reprezentacji Armenii Ołeksandra Petrakowa, który wcześniej prowadził reprezentację, o zaproszeniu na kolejny mecz czterech piłkarzy, którzy mają kontrakty z rosyjskimi klubami jego zespołu. Doszło nawet do tego, że na łamach mediów pojawili się „ciężarowcy” tacy jak Józef Szabo czy Leonid Buriak, którzy dali do zrozumienia, że ich koledzy są zszokowani taką decyzją personalną.
Ale co jest więcej w akcie byłego trenera reprezentacji Ukrainy - oszczerstwo czy banalna głupota menedżerska? Postarajmy się lepiej zrozumieć i w miarę możliwości zachować zimną krew.
Zacznijmy od tego, jak Petrakow w ogóle trafił do reprezentacji Armenii? Jak wiadomo, przed powołaniem na stanowisko trenera reprezentacji Ukrainy Oleksandr Wasiliowycz nie miał praktycznie żadnego doświadczenia w poważnej pracy na poziomie dorosłym. Wszystko sprowadzało się do krótkotrwałej współpracy z dublerem CSKA Kijów, a także Spartakiem z Sumem i Winnicą. Od 2010 do lata 2021 Petrakow pracował z młodzieżowymi reprezentacjami Ukrainy w różnym wieku, gdzie osiągnął poważne sukcesy, m.in. został mistrzem świata U-20 w 2019 roku.
Petrakow objął stanowisko głównego trenera reprezentacji Ukrainy po odejściu Andrija Szewczenki i zaproszeniu od prezesa UAF Andrija Pawła. To właśnie ten ostatni, według plotek wyglądających bardziej niż wiarygodnie, przyczynił się później do powołania Ołeksandra Wasiliowycza na trenera reprezentacji Armenii. W ten sposób Pawełko stał się w pewnym stopniu „ojcem chrzestnym” kariery Pietrakowa poza ojczyzną, ponieważ do 65. roku życia specjalista nigdy nie „smakował” chleba legionowego.
Ale jedna rekomendacja Pavelki dotycząca pełnej współpracy między Armeńską Federacją Piłki Nożnej a Ołeksandrem Petrakowem to oczywiście za mało. Jako minimum powinien być obecny ukraiński specjalista i wyrazić zgodę na tę pracę. A on, będąc profesjonalistą, po prostu musiał przestudiować całą sytuację, w jakiej znajduje się ormiański futbol, w tym jego elita. Dopuszczenie możliwości, że Petrakow podjął decyzję o poprowadzeniu reprezentacji Armenii bez szczegółowej analizy tej drużyny jest po prostu niemożliwe, bo w tym przypadku nawet nie można mówić o profesjonalnym podejściu.
Innymi słowy, już w styczniu Petrakow doskonale rozumiał, z czym będzie musiał się zmierzyć. I nie mógł nie zrozumieć, że wiodącymi rolami w obecnej reprezentacji Armenii będą ci piłkarze, którzy mają kontrakty z klubami reprezentującymi bagniste terytorium, które rozciągało się na większości kontynentu euroazjatyckiego.
34-letni były lider reprezentacji Armenii, Henrikh Mkhitaryan, na początku marca ubiegłego roku ogłosił koniec swojej międzynarodowej kariery, w związku z czym Petrakow musiał szukać nowych liderów i wzorów do naśladowania dla reprezentacji Armenii. ten kraj. A wśród tych, którzy potencjalnie są do tego zdolni, jest trzech przedstawicieli rosyjskich klubów - Eduard Spersjan z Krasnodaru, Khoren Bayramyan z Rostowa i Nair Tiknisjan z Lokomotiwu Moskwa. Cała trójka znajduje się również w gronie 7 najdroższych piłkarzy naszych czasów z ormiańskim paszportem, a 22-letni Sperstyan, który jest wyłącznie produktem krasnodarskiej akademii, znajduje się na szczycie listy.
Wyobrażanie sobie, że Petrakow odrzuci wyzwanie Spersjana, Bajramiana i Tiknisjana tylko na podstawie tego, że ci piłkarze grają na bagnach, jest możliwe tylko wtedy, gdy wyjdziemy z ukraińskiego zrozumienia sytuacji. Ale w Armenii wszystko jest zupełnie inne, nie ma wojny z Rosją, a kraj ten nie jest uważany przez zdecydowaną większość ludności za wroga. Dlatego byłoby mało prawdopodobne, aby Petrakow zaniósł swoje statuty do obcego klasztoru, a przywódcy nie pozwoliliby mu na coś takiego.
Niemal od razu po powołaniu Petrakowa były trener Kamiana „Stal” Jegisze Melikyana, który obecnie pracuje w swojej ojczyźnie z „Piunikiem”, zauważył, że Ołeksandr Wasiliowycz będzie miał niezwykle trudny okres, zwłaszcza w pierwszych miesiącach. Tak naprawdę trener musi zbudować nowy skład i już w pierwszym oficjalnym meczu Ormianie zmierzą się w fundamentalnym pojedynku z Turcją, która wspiera politycznie Azerbejdżan, który ma spory terytorialne z Armenią.
Bez Spertsiana, Bayramyana i Tiknisiana szanse Armenii na potencjalnie udany start w eliminacjach do Euro-2024 wydawałyby się absolutnie iluzoryczne, choć z tą trójką podopieczni Petrakowa będą musieli liczyć na cud i wsparcie rodzimych trybun, by odebrać punkty faworytowi. Petrakov nigdy nie mógł usprawiedliwić braku wyzwania tych graczy i nic. Nie krzywdźmy dusz: w Armenii nikt by nie słuchał Ołeksandra Wasiliowicza, gdyby nagle zaczął mówić o swojej pozycji obywatelskiej i „poczuciu obowiązku”, które skłoniło go do rezygnacji z wiceprezesów rosyjskich klubów w kadrze narodowej.
Ale ogólnie Petrakow powinien był doskonale zrozumieć, do czego dąży. Tak, Oleksandr Wasiliowycz często pokazywał swoje pryncypialne stanowisko, zwłaszcza w kontaktach z ukraińskimi dziennikarzami na konferencjach prasowych, ale generalnie zawsze był uważany za dość dogodną postać dla najwyższego kierownictwa piłkarskiego. Ktoś z bardzo dobrze rozwiniętą wyobraźnią mógłby sobie wyobrazić, że Petrakow, który pierwszy raz w karierze wyjechał do pracy za granicę, nagle diametralnie się zmieni i zacznie dosłownie walczyć z szefami Armeńskiej Federacji Piłki Nożnej o nieobecność piłkarzy z Rosyjskie kluby w drużynie, ale nie ktoś, kto dobrze zna lub monitoruje poczynania tego trenera.
W rzeczywistości tak się nie stało. Petrakow wezwał tych, których miał wezwać. Po prostu nie miał innego wyjścia. I stało się to oczywiste nawet wtedy, gdy Ukrainiec wyjechał do pracy w Armenii. A oto jego "patron", który, biorąc pod uwagę wszystko, zagrał Andrij Pavelko, Ołeksandr Wasyliowycz postawił na nogi.
Okazuje się, że Pavelko przyczynił się do powołania Petrakowa do reprezentacji Armenii, a on z kolei pomoże rozwinąć kariery na poziomie międzynarodowym piłkarzom grającym w kraju agresora – państwie, które wysyła setki swoich bojowników każdego dnia do obcych krajów w celu zajmowania terytoriów, zabijania ludności cywilnej i niszczenia cywilnej infrastruktury. Czy Andrij Wasylowicz, kiedy wstawiał się za Ołeksandrem Wasiliowiczem, myślał, że sytuacja potoczy się właśnie w ten sposób? Raczej nie, bo prezes UAF ma obecnie kolejny ból głowy, ale dlaczego liczni doradcy i asystenci Pavelki nie poinformowali jego szefa, że historia wokół Petrakowa w reprezentacji Armenii będzie miała wyjątkowo zły wizerunek pod względem wizerunkowym, pozostaje pytanie, odpowiedź na które pozostaje otwarta.
Jednak Pavelka nie był ostatnio przyzwyczajony do, delikatnie mówiąc, pikantnych sytuacji, dlatego tak nieistotne przebicie wizerunkowe, jak to wokół Petrakowa w Armenii, prawdopodobnie nie będzie nawet poważnie brane pod uwagę w czołówce UAF. W końcu Andrij Wasiliowycz zawsze może oświadczyć, że pogłoski o jego lobbowaniu na rzecz Petrakowa są banalną fikcją, a także całkowicie odrzucić wybór personalny obecnego trenera reprezentacji Armenii.
Ale Petrakow... Trudno powiedzieć, co dokładnie, poza pieniędzmi, Ołeksandr Wasiliowycz planuje wywieźć z Armenii. Kolosalne i bezprecedensowe przeżycie? NIE. Szansa na grę na najwyższym poziomie? Do 1 kwietnia zostało jeszcze kilka tygodni, więc poczekajmy ze złym humorem. Może próba realizacji interesów Ukrainy w regionie, w którym nasze kłopoty z powodów politycznych nie są tak znane, jak w większości cywilizowanych krajów świata? Chciałoby się mieć nadzieję, że chociaż na to, ale już pierwsze „jaskółki” mówią nie za tą wersją… Cóż, w końcu każdy ma swoją drogę, a ten, kto będzie odpowiedzialny za promowanie międzynarodowego kariery Spersyana, Bayramyana i Tiknisyana, niech sam zastanowi się, jak usprawiedliwić się za to w swojej ojczyźnie. Jeśli oczywiście w ogóle chce się usprawiedliwiać, a nie zaczynać wymyślać historie o tym, jak wszyscy go podobno nienawidzą, co ostatecznie ułatwia życie, negując potrzebę wyjaśniania opinii publicznej swoich działań.
Ołeksij SLIWCZENKO