Pavlo Orikhovskyi: „Kiedy przyszedł Chackiewicz, kazano mi szukać opcji wynajmu. To koniec mnie z Dynamo”

Pavlo Orikhovskyi, wychowanek Dynama Kijów, a obecnie pomocnik Kovalivsk Kołos, opowiedział o aktualnej sytuacji w swojej drużynie, a także wyjaśnił, dlaczego nigdy nie został zawodnikiem głównego zespołu Biało-Niebieskich.

Pawło Orichowskij. Zdjęcie — koloskovalevka.com

„Obecne mistrzostwa są nieprzewidywalne: wszystko jest jak kolejka górska”

— Paweł, strzeliłeś dwa gole w bramce „Metalista 1925” i pomogłeś osiągnąć jedno z najjaśniejszych zwycięstw „Kolosa” w bieżącym sezonie. Gra przerosła nawet Twoje oczekiwania, prawda?

— Oczywiście, szczęśliwy, że zdobyłem gola, szczęśliwy, że mogłem pomóc „Kolosowi” w moich golach. Mieliśmy teorię na temat tego meczu, było jasne, że cała drużyna gra o zwycięstwo i daje z siebie wszystko. Jest to więc przede wszystkim zasługa całego zespołu.

— Jak ogólnie oceniłbyś obecny sezon, jak dobrze idzie drużynie, a Tobie w szczególności?

— Trudno teraz powiedzieć. Podsumujmy na koniec sezonu, kiedy wszystkie drużyny zajmą miejsca w tabeli. Widzisz, takie gry są jak kolejka górska. Nasze mistrzostwa są teraz bardzo nieprzewidywalne, w większości przypadków każdy zespół może pokonać każdego, więc trudno nawet przewidzieć, gdzie zakończymy mistrzostwa.

Staramy się zajść jak najwyżej, w każdym meczu nad tym pracujemy. Tak, implementacja gdzieś zawodzi, nie wszystko działa w terenie. Jeśli jednak lepiej wykorzystamy swoje szanse, na pewno będziemy wyżej w tabeli. I generalnie chciałbym podziękować Siłom Zbrojnym Ukrainy za to, że te mistrzostwa w ogóle się odbywają.

— Który z meczów, które rozegrałeś w tym sezonie, był dla ciebie najtrudniejszy?

— Nie mogę wyróżnić jednego, ponieważ nie ma czegoś takiego jak mecz łatwy lub trudny. Teraz mistrzostwa są interesujące, ponieważ nie ma przeciwnika, z którym łatwo się gra. Każda obrona musi zostać otwarta, a jest to trudne.

— Grałeś przez sześć miesięcy w „Rukh”, ale w końcu wróciłeś do „Colossusa”. Dlaczego? Co nie zadziałało?

- To długa historia. W skrócie: prawie cały czas byłem tam kontuzjowany, mój stan emocjonalny też był na najgorszym poziomie. Z tych powodów zdecydowałem się opuścić klub. Byłem bardzo szczęśliwy, że wróciłem do Colossus. I w ogóle jest wiele powodów, dla których opuściłem „Ruch”, ale nie chciałbym się nad nimi rozwodzić.

— Słyszałem, że jednym z nich jest ciężki wysiłek fizyczny podczas treningu Kuczuka. Na przykład z tego powodu nie mogłeś w pełni zregenerować się po uszkodzeniu, a także ryzykowałeś zdobycie nowego.

— Nie, a ty co? Można powiedzieć, że to urojenia. Kiedy byłem w "Dynamie" o Hiszpanach, czy choćby wspominając Rusłana Wołodymyrowicza Kostyszyna, to oni naprawdę mieli większe obciążenia fizyczne. Dlatego ta teoria jest urojona.

„Hiszpanie z Dynama to najlepsi z najlepszych trenerów”

— Wspomniał pan o hiszpańskich specjalistach z Dynama, których praca pozwoliła otworzyć się całemu pokoleniu piłkarzy. Co szczególnie pamiętasz ze współpracy z Unaiem Melgosą, Vicente Gómezem czy nawet Raulem Riancho?

- To najlepsi z najlepszych trenerów. Wiedza, którą mi przekazali, jest wiedzą na całe życie. Jeśli Bóg da, w przyszłości pomogą także w pracy trenerskiej. Ci ludzie dali taki impuls do rozwoju tak wielu zawodnikom, że nie sposób tego nawet opisać.

— Nie tak dawno rozmawiałem z Maxem Afanasjewem, który pracował z Juande Ramosem. Powiedział, że Hiszpanie to bardzo interesujący naród. Na przykład po jedzeniu nie wstają od razu od stołu, ale mogą spędzić kolejną godzinę rozmawiając gdzie indziej. Które z tych ciekawostek dla hiszpańskich specjalistów zauważyłeś?

— Tak, pamiętam, jak Vicente i Raul mieszkali w bazie, chodzili do sklepu i zawsze kupowali jakieś słodycze lub inne pyszności, a potem siedzieli w restauracji i wieczorem coś przekąsili albo pili herbatę. W zasadzie mogę powiedzieć o nich tylko najlepsze rzeczy, zarówno z punktu widzenia cech ludzkich, jak i trenerskich. To są po prostu niesamowici ludzie z wielkim, wielkim potencjałem piłkarskim.

— Swego czasu byłeś bardzo blisko głównej drużyny Dynama. Co ostatecznie poszło nie tak? Dlaczego nie udało ci się zadomowić w drużynie?

— Jak to się wszystko potoczyło: Serhij Stanisław Rebrow był w drużynie, więc trenował tak, aby jeden z młodych chłopaków był zawsze blisko pierwszej drużyny, przynajmniej mógł z nią trenować. Prawie bez przerwy trenowałem z pierwszą drużyną. Gdzieś nie dostał się na zgłoszenie na mecz, ale w procesie treningowym był cały czas w klatce zawodników.

Potem, gdy sztab trenerski Rebrowa zakończył pracę z Dynamem, przyszedł Ołeksandr Chackiewicz. Mieliśmy aktualne kontrakty i spodziewaliśmy się, że pojedziemy na pierwsze spotkanie zespołu, tak jak było w normie. Ale kazano nam szukać opcji wynajmu: to był koniec.

Ja, Bohdan Mychajliczenko, Saszko Tymczyk, Maksym Kazakow, Ołeksij Szczebetun, Pawło Łukjacznuk byliśmy na tej liście. Krótko mówiąc, wielu chłopców. Powiedziano nam, żebyśmy po prostu szukali klubu, nawet bez opłat. Na tym zakończyła się historia z Dynamem.

- To smutne, oczywiście...

— Tak, ale takie jest życie. Niektórzy idą, inni przychodzą. Wierzę, że nie ma w tym nic złego. Trener dokonał wyboru na korzyść innych piłkarzy. Oczywiście, być może mogliśmy dostać szansę, może ktoś udowodniłby na spotkaniu, że jego miejsce jest w Dynamie, ale takiej szansy nam nie dano.

„Mogę grać w karty z facetami, ale nie w Counter Strike”

- Igor Surkis jest dość otwartą osobą. Czy miałeś osobiste doświadczenia?

— Osobiście się z nim nie kontaktowałem. Z różnymi asystentami tak, ale ze sobą nie.

— Czy to prawda, że ​​mogłeś kontynuować karierę w Szwecji?

— Były różne opcje, ale jeśli mówimy w szczególności o Szwecji, to raczej nie.

— I w ogóle, czy znalazłbyś się w jakimś zagranicznym czempionacie?

- Jestem prawie na miejscu. Ale tak się złożyło, że podpisałem kontrakt z "Ruchem". To też długa historia, ale nie mówmy o tym.

— Wielu graczy ukraińskiego futbolu gra w wolnym czasie w Counter Strike. Co sądzisz o takiej formie wypoczynku?

— Nie, w ogóle nie gram w gry komputerowe. Bardziej wolę żywe stworzenia: na przykład mogę grać w karty. Ale chłopcy naprawdę grają. Kto jest w FIFA, kto jest w czymś innym. Myślę, że to nie problem, każdy w wolnym czasie robi co chce, więc to nie boli.

Daniil Vereitin

0 комментариев
Komentarz