17 kwietnia 2023 roku dowiedział się o śmierci Pawła Szkapenko... Grał w Dynamie Kijów przez sześć sezonów. Gol dla „Barcelony”. Wydaje się jednak, że nie był w stanie ujawnić swojego pełnego potencjału. Kilka lat temu, w szczerej, męskiej rozmowie z Maximem Rozenko, Shkapenko opowiedział, jak łowił z Rebrovem na jeziorze, kto zablokował jego transfer do angielskiego „Sunderlandu” i co Luzhny powiedział swoim partnerom podczas treningu. To był ostatni poważny wywiad udzielony przez byłego zawodnika reprezentacji Ukrainy.
Pierwsza pensja w Dynamo to 600 dolarów
— Pavel, czy zaproszenie do Dynama było dla ciebie nieoczekiwane?
- Tak i nie. W 1992 roku w ramach młodzieżowej reprezentacji Ukrainy pojechaliśmy na turniej do Holandii. Trudno to teraz wytłumaczyć, ale wtedy nasza drużyna grała pod marką Dynamo Kijów. W delegacji znalazł się także słynny selekcjoner pierwszej drużyny Anatolij Suchkow. Dobrze spisaliśmy się w Kraju Tulipanów, strzeliłem kilka bramek. A na bankiecie po turnieju była rozmowa, że Ferencvaros jest mną zainteresowany. Ale ostatecznie zamiast do Budapesztu trafiłem do Kijowa - Suchkow wraz z Mychajłem Oszemkowem przyjechali po mnie do Zaporoża.
— Zgodziłeś się od razu?
— Poszedłem na negocjacje razem z ojcem. Pracował jako kierownik apteki. Na początku zaproponowano nam poczekanie na korytarzu - kierownictwo Metalurga omawiało niuanse przejścia z Suchkowem i Oszemkowem. Weterani Metalurgu Jurij Siwucha i Ihor Nakonieczny odwiedzili biuro i zadali pytania. Zapytali, co ja, salabon, tu robię. Rozkładam ręce: „Zapraszamy na Dynamo”. I nie chcę opuszczać Zaporoża”. Igor wyglądał na zaskoczonego i powiedział: „Zawsze masz czas, żeby wrócić do Metalurga, ale Dynamo zdarza się raz w życiu, a nie każdemu się zdarza”. Idź i nawet nie myśl!”.
— I postanowiłeś wysłuchać jego opinii?
- Nie od razu. Faktem jest, że „Metalurg” nie chciał się ze mną rozstać. Prezesem klubu był Rozenko. Poszliśmy z tatą do biura, mówi, że biorąc pod uwagę okoliczności, zaproponowano mi nową, lepszą umowę. I dają dwie „Tavria”! Dwie „Tavrie”! W tamtym czasie było to miejsce dla małego dziecka. Rozenko zakończył: „Zostań, synu!”. Jestem nawet trochę zdezorientowany. W przeciwieństwie do taty, który spokojnie podsumował: „Teraz posłuchajmy oferty Dynama”.
— A jakie warunki ogłosił Oszemkow?
- Wynagrodzenie - 600 dolarów miesięcznie, mercedes jest do użytku służbowego. Gram dla Dynama od trzech lat, a oni czynią go moją własnością. Teraz twoja kolej. Różnica warunków była oczywiście ogromna. Oszemkow był prawdopodobnie zaskoczony moją odpowiedzią: „Ogólnie marzyłem o grze w Dnieprze, ale jeśli zadzwonisz do Dynama, pojadę do Kijowa”. Faktem jest, że mecze „Metalurga” z „Dniprom” miały wówczas bardzo pryncypialny charakter, „Dnipro” w latach 80. grzmiało w całej Unii, a ja szczerze chciałem grać dla ludu Dniepru.
— Przyszedłeś do Dynama prawie w tym samym czasie co Rebrov. Czy zostaliście przyjaciółmi?
- Oczywiście. Zakwaterowano nas w tym samym pokoju - początkowo w hotelu "Turysta". Wspierali się nawzajem. Naciągnąłem mięsień przedni, co było moją pierwszą kontuzją leczoną zastrzykami. W dniach 22-23 podaje się zastrzyki w mięsień - to była nowość. Kiedy został ranny, jego nastrój się pogorszył, pojawiły się myśli o powrocie do Zaporoża. Serhij wspierał mnie moralnie. Potem wszystko się dla mnie poprawiło, w pierwszym oficjalnym meczu na drugą połowę wyszedłem z „Dniprom” z wynikiem 1:1. Szmatowalenko strzelił zwycięskiego gola dla „Dniepru” z podania, o którym marzyłem przez całe dzieciństwo ! Wkrótce otrzymał zaproszenie do reprezentacji Ukrainy – debiutował w wyjazdowym meczu z Polską.
A Siergiej zaczął mieć problemy z kolanem - trzeba było odbudować chrząstkę. Pytanie brzmiało, jak będzie rosła chrząstka, czy w ogóle będzie grał dalej. Rebrow bardzo się martwił. Przez kilka miesięcy nie mógł obciążać kolana. W tym czasie zostaliśmy już przeniesieni do hotelu „Ukraina”. Już go wspierałem. W rezultacie wszystko ułożyło się również dla Serhija.
— Czy byłeś na rybach z Rebrovem?
— Z rybołówstwem związana jest pewna historia. Następnie single odwiedzili bazę na dwa dni przed meczem. Na przykład, jeśli mecz jest w sobotę, mecz u siebie jest w czwartek. Trzeba było jakoś zabić czas. Kupiliśmy wędki, wieczorem poszliśmy nad jezioro. Legendarna Trochymiwnna, którą Szczerbycki jeszcze całował w policzek, zapakowała nam kilka kanapek. A tutaj siedzimy nad jeziorem i łowimy ryby. Podeszły dziewczyny - dość młode. Okazało się, że to gimnastyczki z bazy olimpijskiej. Siedząc obok nas zaczęliśmy wypytywać ich o gimnastykę. Widzę, że jedzą kanapki. Zaproponowaliśmy im przekąskę. Na początku odmówili. Nie możemy. Następnie chciwie zaatakowali. Powiedzieli, że mają ważenie na każdym treningu i kary za 100 dodatkowych gramów wagi. Cały czas chodzą głodni. Doszło do tego, że w zbiorniku ściekowym schowali skórki od chleba, żeby autokary ich nie znalazły. Zjedli je w nocy. Siergiej i ja byliśmy zdumieni.
— A kto z Dynama imponował na boisku swoją surowością?
— alkaliczne. Pamiętam jego bieg na treningu. W tym czasie Ołeksij Gierasimenko występował już w Dynamie. Otrzymuje piłkę, Oleg biegnie i krzyczy „Biegnę”. Ołeksij uderzył raz, drugi oddał do środka. Łużnyj, wracając z drugiego biegu, mijając Gierasimienko, zagroził: „Jeszcze raz się nie poddawaj, bo wyrwę ci caddy”. W tym samym czasie, zaraz po meczu, Łużnyj od razu się ochłodził.
Kurtka w lombardzie
— Pamiętasz historię ze swoją karmazynową kurtką?
— Nie wiem nawet, czy powinienem o niej wspominać. Jednak co tam jest. Jakimś cudem Józef Szabo nie zabrał litewskich legionistów „Dynama” Valdasa Martinkenasa i Igora Pankratiewa do Niemiec na trening – zostawił ich w Kijowie z drugą drużyną. Po zebraniu pieniędzy wracam, aby zobaczyć moją charakterystyczną karmazynową kurtkę na sprzedaż w kiosku wymiany walut w hotelowym lobby. Pamiętasz, jak karmazynowe kurtki były modne na początku lat 90.? Rozpoznaję swoją rzecz, nic nie rozumiem. Martinkenas zbliża się z poczuciem winy na twarzy. Mówi: „Pasza, przepraszam, zabrakło nam pieniędzy, zastawiliśmy twoją kurtkę”. Kup to sam, kiedy dostaniemy zapłatę, zwrócimy to”. Okazało się, że chłopaki zabrali strażnikowi klucze, powiedzieli, że chcą obejrzeć kasety wideo - u mnie w pokoju był magnetowid. Cóż, zabrali tę karmazynową kurtkę. Valdas był ogólnie dobrym człowiekiem. Poważny. Przypomniałem sobie, że nawet Sabo i Martinkenas nie ryzykowali słownej kłótni. Na przesłuchaniu Józef Józefowicz powie coś Valdasowi, który zacznie zaprzeczać odpowiedzi. Sabo odmówił.
— Kto kibicował Dynamo?
— Kormilcew. Zarówno w „Dynamie”, jak i później. Podczas grudniowych wakacji zawsze gromadziliśmy się w hali CSKA w Kijowie. Grał, utrzymywał formę. Tradycyjny bankiet przed Nowym Rokiem. Siergiej miał lecieć z Moskwy. Spóźnił się W końcu wbiega do sali bankietowej, zrzuca wierzchnie ubranie. Na szyi wiszą dwa medale mistrza Ukrainy. Serhij zaczął do nich dzwonić. Mówi, że w Dynamie głównie biegał po boisku, ale zdobył dwa złote medale i dwa krajowe puchary.
Pamiętano również konfrontacje Jishkarianiego z Topchievem na treningach. Ćwiczenie nazwano trzymaniem piłki. Mychajło jest ostry, mały, chudy, niesiony przez wiatr. Dmytro jest ogólnie pociągający, długi. Szybki Gruzin nie nadążał za ruchami. Zopalu zaczął go bić w wślizgach. Gdy go dał, przewrócił się i prawie się zabił. Potem więcej. I więcej. Po raz trzeci Dzishkariani chwycił piłkę w dłonie i podał ją Topchievej z emocjonalnym przemówieniem: „No dalej, weź tę piłkę, tylko nie łam mi już nogi”.
— Twój najbardziej pamiętny mecz dla Dynama to zwycięstwo nad Barceloną?
— Epizod po niej był najbardziej pamiętny. Choć mecz wydawał się jasny - w piątej minucie strzelił gola. Stadion na chwilę zamarł – sami kibice nie mogli uwierzyć w takie szczęście. Potem eksplodował. Kiedy zdobył rzut karny, na trybunach było coś niesamowitego. Ostatecznie wygrali 3:1. Ojciec przyjechał do mnie z Zaporoża. Po meczu wsiedliśmy do samochodu, musieliśmy jechać do bazy po swoje rzeczy. Idziemy, nagle słyszę szloch. Kiedy wracam, ze zdziwieniem widzę łzy w oczach mojego ojca. – Tato, co robisz? - Pytam. „To ze szczęścia! Jestem z ciebie dumny, synu!” - odpowiada ojciec przez łzy.
— Po zwycięskim meczu z Barceloną nie zamieniłeś się z nikim na koszulki z powodu braku tej ostatniej. Kiedy Dynamo pozwoliło na ten gest dobrej woli?
— Już za Łobanowskiego. Wcześniej przeciwnicy często proponowali wymianę koszulek w Pucharach Europy po meczach. Ale koszulkę mogliśmy oddać dopiero w ostatnim meczu sezonu. Zostali więc zmuszeni do negatywnego potrząsania głowami, pamiętając o poleceniu administratora, aby „chronić amunicję”. Przeciwnicy byli zaskoczeni. Ale już za czasów Walerego Wasiliowicza wszystko wróciło do normy.
— Czy to prawda, że za zwycięstwo nad „Bawarią” w turnieju grupowym Ligi Mistrzów w grudniu 1994 roku kierownictwo „Dynama” obiecało zawodnikom po 40 tysięcy dolarów premii?
— Bonusy za wygranie grupowego turnieju Ligi Mistrzów wynosiły, o ile się nie mylę, po 3000 $. Ale za wyjście z grupy premie już wzbudziły szacunek. A przed meczem z Bayernem mieliśmy taką sytuację, że zwycięstwo nad Niemcami różnicą dwóch lub więcej bramek dało nam awans do kolejnej rundy turnieju. Ale wtedy nie byliśmy skazani na premie - młoda Sheva strzeliła gola, "Bayern" odpowiedział czterema.
6 tysięcy funtów tygodniowo
— W 1996 roku pojechał pan do brytyjskiego „Sunderlandu” na inspekcję. Dlaczego przejście się nie powiodło?
- Miał już czas omówić warunki umowy personalnej - miał otrzymywać 6 tys. funtów tygodniowo. Przypomnę, że w Anglii pensja wypłacana jest co tydzień. Ale przejście zostało powstrzymane z dwóch powodów. Po pierwsze, kluby nie mogły dojść do porozumienia w sprawie mojego transferu. Ale głównym, moim zdaniem, był drugi powód. W tym czasie Łobanowski był już w Kijowie i przygotowywał się do przyjęcia drużyny. Podobno powiedział kierownictwu klubu Shkapenko, aby nie sprzedawał.
— Kiedy Henrik Larsson złamał nogę i stało się jasne, że nie będzie miał czasu na powrót do zdrowia przed końcem kontraktu, Barcelona specjalnie przedłużyła mu kontrakt. Czy spotkałeś się z taką relacją w klubach, w których grałeś?
— W Dynamie miałem bardzo skomplikowaną kontuzję: usunięto część mięśnia uda, aw jego miejsce wstawiono przeszczep. Brakowało około czterech miesięcy. Operację przeprowadzono we Francji, chirurg nie obiecywał, że będę mógł znowu grać w piłkę. To pod rządami Łobanowskiego drużyna nabierała rozpędu, potem przegrała z Juventusem w ćwierćfinale Ligi Mistrzów. W tym trudnym momencie wspierał mnie Walerij Wasiliowycz i kierownictwo klubu. Wierzcie lub nie, ale dostałem nawet premie za grę w Lidze Mistrzów! Mówią, że szybciej się regeneruje. Wszyscy czekali, mieli nadzieję, pomagali radą i dobrym słowem.
— Ale ostatecznie, z aktywną karierą piłkarską, skończyłeś w wieku 31 lat.
— Najpierw zwichnął obojczyk, potem zerwał więzadła krzyżowe. Pięć śrub włożonych! Odzyskał kolano, a ramię upadło. Na boisku nie ma walki. A przy każdym upadku czułem, że mój obojczyk zaraz wyskoczy. Już grając dla Kubana stwierdziłem, że w moim wieku kontuzje wystarczą. Pracował jako trener dzieci w szkole. Wypuścił chłopców. Nie chcę znowu rekrutować 7-8 latków. W obliczu podejścia, gdy nie ma gdzie trenować, nie ma za co kupować piłek. Konieczne jest zbieranie pieniędzy od rodziców na dzierżawę pola. Teraz chcę zdobyć doświadczenie w pracy z dorosłymi zespołami.
Maksym ROZENKO