Były obrońca reprezentacji Ukrainy i kolega Anatolija Tymoszczuka z drużyny, Artem Fedetskyi, skomentował otrzymanie przez niego rumuńskiego obywatelstwa.
- To nonsens! Uwierzcie mi: znałem Tymoszczuka (znałem, bo wykreśliłem go ze swojego życia) przez wiele lat. Mieszkał na ulicy obok moich rodziców. I nigdy nie słyszałem - pewnie rodzina Tymoszczuka też nie - że miał jakichś krewnych w Rumunii. Rozumiesz: nałożyli sankcje, zakazali mu wjazdu na Ukrainę, pozbawili go wszystkich odznaczeń, w rzeczywistości wymazali tego zdrajcę z historii Ukrainy. Prawdopodobnie szuka jakichś "luk prawnych", aby pewnego dnia wrócić, ma pewne nadzieje.
Mówi, że ma krewnych w Rumunii... Może miał wśród krewnych hrabiego Drakulę, jeśli sięgnąć jeszcze głębiej, do któregoś pokolenia? O ile wiem, urodził się na Wołyniu i prawie wszyscy jego krewni również pochodzą z Wołynia. Gdyby miał krewnych w Rumunii, to grając w Szachtarze moglibyśmy sobie o tym pożartować z Ratsem, Berkeuane, Stoikanem, temat i tak by przemknął. Uwierz mi, nic takiego nawet się nie zbliżyło. To są bzdury i jakaś przebiegłość ze strony Anatolija, że tworzy takie dokumenty. Zdajesz sobie sprawę, że dosłownie jedna inna litera w jego paszporcie pozwoli mu wjechać na Ukrainę. To kruczek prawny, ale dzięki niemu będzie mógł nawet korzystać z nieruchomości na Ukrainie. A na pewno ją ma. Szuka więc takich metod, żeby coś ugrać. Ale "good riddance to him", nic temu łobuzowi nie wyjdzie.
Usłyszałem tę informację podobnie jak Ty wczoraj i rozśmieszyło mnie, że w zasadzie jeszcze pamiętamy o tym człowieku. Ale jeśli on próbuje robić nam takie niezrozumiałe rzeczy, to organy ścigania powinny "mieć uszy otwarte", aby ten zdrajca nigdy więcej nie pojawił się na terytorium Ukrainy. Mam nadzieję, że mu się to nie uda" - powiedział Artem.