Znany dziennikarz Artem Frankov powiedział, co myśli o dzisiejszym meczu reprezentantów Ukrainy w Pucharze Europy - Połtawskiej Worskły i Ługańskiej Zorii - w 3. rundzie mistrzostw Ukrainy.
"Mecz naszych "drużyn Euro", z których jedna już wyleciała z Pucharu Europy, a druga jeszcze się nie rozpoczęła, ponadto ma zagwarantowane miejsce w fazie grupowej drugiego lub trzeciego Pucharu Europy ("Zorya" w Pucharze Europy startuje w rundzie play-off kwalifikacji Ligi Europy. W przypadku sukcesu zespół zakwalifikuje się do fazy grupowej tego turnieju, a w przypadku porażki - będzie kontynuował grę w fazie grupowej Ligi Konferencyjnej - przyp. red).
Co prawda po dwóch porażkach ekipy Nenada Lalatovicia w dwóch początkowych rundach mistrzostw (1:2 z "Ruchem" i 1:3 z "Kryvbasem"), na europejski debiut zespołu czekam ze słabo skrywanym przerażeniem.
Nie lepiej jest jednak z "Vorsklą" - zespół z Połtawy zdążył się skompromitować, będąc wyeliminowanym w pierwszej rundzie przez gruzińską "Dilę". Czy winna jest wojna? Tak więc dwa lata temu, kiedy przegraliśmy z Finami, wojny nie było... A raczej była, ale, jeśli mogę tak powiedzieć, w stanie embrionalnym i nawykowym.
Po przełożeniu meczu pierwszej kolejki z Dnipro-1 (w imię Europy! - W imię Europy!) Vorskla "pewnie" zadebiutowała w mistrzostwach, przegrywając z Rukh 1:4, choć otworzyła wynik. Tak więc w nadchodzącym meczu powinno się okazać nie kto jest silniejszy, ale kto jest w tej chwili słabszy.
Nie spodziewam się niczego dobrego ze strony Zoryi. Jeśli chodzi o Worsklę, może przynajmniej zadziała czynnik własnego boiska!" - powiedział Frankov.