Znany dziennikarz Mykola Nesenyuk skomentował mecz Ukraina-Anglia (1-1) w eliminacjach Euro 2024 na swojej stronie na Facebooku.
Ze wszystkich rzeczy, które wydarzyły się na wrocławskim stadionie podczas meczu Ukraina-Anglia, najlepszą było wykonanie ukraińskiego hymnu narodowego przez wypełniony po brzegi stadion. Angielscy kibice, którzy zazwyczaj są najlepsi w śpiewaniu, byli wyraźnie zszokowani - nie spodziewali się takiej jedności wśród dziesiątek tysięcy Ukraińców. Zostało to przekazane piłkarzom.
Coś podobnego wydarzyło się pod koniec 2013 roku, gdy grzmoty Marsylii na stadionie w Paryżu ogłuszyły naszą drużynę i przegrali oni jeszcze przed meczem. Anglicy mogli przegrać, ale różnica w poziomie zawodników była zbyt widoczna. Po meczu nasz trener mówił o planie gry, który został "zniszczony" przez przeciwników. Tak naprawdę plan mógł być tylko jeden - trzymać obronę i liczyć na błąd przeciwnika. I dokładnie tak się stało.
Dlaczego nie stało się tak w dwóch poprzednich meczach z tymi samymi przeciwnikami, które Anglicy wygrali bez najmniejszego potu? Odpowiedź jest prosta - tym razem nasza drużyna miała trenera. Dlatego Anglicy, którzy tym razem spodziewali się łatwego zwycięstwa, zostali zaskoczeni i nie otrząsnęli się do końca meczu.
Można krytykować naszych trenerów za co najmniej dwa błędy ze składem, można winić zawodników za nie zawsze udane akcje, ale trzeba zauważyć, że po raz pierwszy od wielu lat mieliśmy drużynę narodową, a nie tylko zbiór zawodników. Widać było, że zawodnicy naprawdę wierzą w trenera, a nie udają, jak to miało miejsce wcześniej.
Serhii Rebrov nie jest cudotwórcą, nie jest w stanie poprawić raczej przeciętnego poziomu naszych piłkarzy. Ale oczywiście udało mu się sprawić, że drużyna wygląda dobrze. Nie będziemy już ogrywani przez jednego lewego obrońcę, jak to miało miejsce wcześniej. To jest to, czym będziemy musieli się pocieszyć.
Jeśli uda nam się powstrzymać Włochów przed grą we wtorek, to jest szansa, by nie przegrać i pozostać w walce o Euro 24. Ale Rebrov i jego drużyna już zasłużyli na wdzięczność!
Mykoła Neseniuk