Były młodzieżowiec Dynama Kijów, Maksym Kazakov, wspominał okres swojej kariery w stołecznym klubie.
- Maxim, porozmawiajmy o początkach Twojej piłkarskiej kariery. Rozpocząłeś karierę w Dynamie. Jak to się stało?
- Zacząłem grać w piłkę na podwórku. Potem grałem w sekcji szkolnej. W tamtych czasach często organizowano mecze z innymi sekcjami oraz dziecięcymi i młodzieżowymi szkółkami sportowymi.
Mój ojciec widział, że dobrze sobie radzę i kiedy skończyłem 10 lat, postanowił wysłać mnie do profesjonalnej szkółki piłkarskiej. Pewnego dnia zadzwonił do mnie i zapytał: "Chcesz iść do szkółki piłkarskiej Arsenalu Kijów?". Oczywiście odpowiedziałem, że chcę. Wtedy mój ojciec poprosił mnie, abym przekazał telefon mojemu starszemu bratu, któremu wyjaśnił, jak dostać się do szkoły. Następnego dnia kolega ojca miał nas zawieźć tam, gdzie chcieliśmy.
Dotarliśmy pod wskazany adres, a tam była baza Dynama na Zaspie. Staliśmy przed bazą i nie wiedzieliśmy, co robić. Brat zadzwonił do ojca z pytaniem, czy to nie pomyłka. W końcu ojciec powiedział, że tak naprawdę załatwił mi oglądanie Dynama, a nie Arsenalu, co było dla mnie wielką niespodzianką.
Moim pierwszym trenerem był Jurij Ołeksandrowycz Len. Wtedy w mojej kategorii wiekowej były dwie drużyny. Poszedłem na kilka treningów, po których zostałem zapisany do drugiej drużyny. Tam trenerem był Alexander Petrovich Biba. Miałem z nim dobre relacje, ufał mi. Zacząłem się rozwijać i w końcu awansowałem do pierwszej drużyny.
- Niemniej jednak w wieku 15 lat przeniosłeś się z Dynama do Arsenalu. "White and Blues" uznali cię wtedy za mało obiecującego?
- Nie, zdarzyła się tam tylko jedna sytuacja (śmiech).
- Opowiedz nam o tym.
- Byliśmy z Dynamem na turnieju w Konotop, a po meczu trenerzy przyłapali mnie i chłopaków na paleniu trawki w hotelu. Było nas ośmiu do dziesięciu i tylko ja i jeszcze jeden chłopak, Oleh Bruchynskyi, zostaliśmy wyrzuceni z Dynama.
Pamiętam, że zanim zostałem wyrzucony, ówczesny dyrektor akademii, Oleksandr Ishchenko, powiedział mi w rozmowie telefonicznej, że trenerzy Dynama nadal będą za mną podążać, będą chodzić na wszystkie mecze Arsenalu i tak dalej. Powiedział, że to tymczasowe wygnanie. W praktyce nic takiego nie miało miejsca.
Ishchenko obiecał mi również, że znajdzie mi drużynę. Czekałem miesiąc lub półtora, ale nigdy nie dostałem od niego żadnych informacji. Wiedząc o mojej sytuacji, otrzymałem telefon od trenera Arsenalu Oleha Volotka i zostałem zaproszony do drużyny. Nawiasem mówiąc, Bruchynskyi również dołączył do Arsenalu w tym czasie.
- Czy w 2012 roku Arsenal był gorszy od Dynama pod względem warunków, procesu treningowego i poziomu drużyny?
- Cóż, Dynamo było oczywiście lepsze. W Arsenalu podobało mi się to, że w tamtym czasie wielu moich kolegów z drużyny z 1996 roku, którzy byli ze mną w Dynamie, trenowało w akademii, ale także opuściło klub z różnych powodów. Drużyna miała wtedy siedzibę w Shchaslyve.
Dobrze radziliśmy sobie w mistrzostwach. Prawie dotarliśmy do finału, zajmując trzecie miejsce w grupie. Zabrakło nam dwóch lub trzech punktów.
Tamten rok był moim ostatnim w akademii. Pod koniec sezonu nasz trener Volotek został mianowany trenerem U-19 za udane wyniki i prawie cała nasza drużyna przeniosła się tam razem z nim.
- Z tego, co wiemy, w czasie pracy wArsenalu U-19 byłeś już aktywnie zaangażowany w dublet.
- Tak. Po zakończeniu tamtego sezonu ówczesny dyrektor sportowy Arsenalu Vladyslav Vashchuk podszedł do mnie i powiedział, że Dynamo chce, abym zagrał w ostatniej części mistrzostw. Jednak główny trener Dynama, Andrij Annenkow, wyraził chęć zabrania mnie na obóz treningowy, więc wybrałem tę opcję.
- Byłeś świadkiem rozwiązania Arsenalu w 2014 roku. Jak to wyglądało na poziomie U-19?
- Jeszcze przed nowym rokiem wszyscy przypuszczali, że tak się stanie. Pod koniec pierwszej części sezonu zawodnicy drugiej drużyny aktywnie uczestniczyli w meczach pierwszego zespołu, ponieważ niektórzy piłkarze nie chcieli wychodzić na boisko z powodu długów. Mówiło się o tym, że nie mają wystarczająco dużo pieniędzy, aby pojechać na mecz wyjazdowy i tak dalej.
Pamiętam, że miałem jechać z podwójną drużyną na mecz wyjazdowy z Sewastopolem, ale dzień przed meczem powiedziano nam wieczorem, że nikt nigdzie nie jedzie i że klub prawdopodobnie przestanie istnieć.
- Jak bardzo problemy finansowe klubu dały się we znaki młodym zawodnikom w ostatnich miesiącach, jeśli chodzi o różne sprawy wewnętrzne?
- Już nawet nie pamiętam. Kiedy jeszcze graliśmy w akademii, zdarzało się, że w bazie w Shchaslyve nie było wody. Nie wiem, czy było to spowodowane problemami finansowymi, czy czysto organizacyjnymi (śmiech). Przyzwyczaiłem się więc do tego i nie zwracałem większej uwagi na takie momenty.
- Jak to się stało, że wróciłeś do Dynama?
- Po tym, jak dowiedziałem się o upadku Arsenalu, zadzwonił do mnie trener Dynama U-19 Ihor Kostiuk z propozycją powrotu do klubu. Wcześniej nasze drogi skrzyżowały się w akademii. Został mianowany trenerem techniki, a ja dotarłem na jego pierwszą sesję treningową. Wcześniej byłem chory i brakowało mi czasu, więc musiałem indywidualnie dojść do formy.
Kostiuk i ja od razu bardzo dobrze się dogadywaliśmy i nawiązaliśmy świetną relację.
- Sześć miesięcy później dostałeś się do podwójnego składu Dynama. Jak do tego doszło?
- W tamtym czasie podwójna drużyna była formowana na nowo. Raul Riancho dołączył do pierwszej drużyny, a Yurii Leontiiovych Moroz i Vicente Gomez prowadzili dwójkę. Tworzyli oni nowy zespół.
"Myślę, że zagraliśmy mecz towarzyski z ostatnim rocznikiem akademii, pokazałem się z dobrej strony i zostałem wzięty do nowej 'dwójki'. W tym czasie mój kontrakt z U-19 miał wygasnąć, więc podpisałem nową umowę z drugą drużyną
- Jakie były wtedy pensje i bonusy w dwójce Dynama?
- Och, pamiętam, miałem tam historię związaną z tą kwestią. Kiedy przeszedłem z U-19 do drugiej drużyny, trenerzy zaczęli porządkować listę płac. Pewnego dnia Len, który był wtedy głównym trenerem U-19, przyszedł do mnie i zapytał: "Dostajesz tylko 800 hrywien?". Odpowiedziałem: "No tak". I zaczęli myśleć o czymś, co podniosłoby moją pensję.
Grałem kilka miesięcy w "dwójce", dostając 800 hrywien. Potem podnieśli ją do 500 dolarów.
Początkowo obiecali wypłacać 300 dolarów premii za zwycięstwo. Na początku wygraliśmy trzy mecze z rzędu, po czym powiedziano nam, że będziemy otrzymywać 120 dolarów za każde zwycięstwo. Jeśli jednak zostaniemy mistrzami, warunkowe 180 dolarów za każde zwycięstwo zostanie zsumowane i otrzymamy wypłatę po sezonie. Oczywiście uznali, że te 300 dolarów to dla nas za łatwo (śmiech).
- Który z młodych ukraińskich zawodników z dwójki Dynama wyróżniał się wtedy najbardziej?
- Podobało mi się wielu z nich. Bodia Mykhailichenko, Oleksandr Tymchyk, Pavlo Orikhovskyi, Viktor Tsygankov, Kolya Shaparenko, Gio Tsitaishvili, Roman Yaremchuk, Artem Besedin wyróżniali się.
- Tsygankov i Tsitaishvili przez pewien czas rywalizowali nawet o miejsce w pierwszej drużynie Dynama. Jak myślisz, kto nadal jest fajniejszy?
- Oczywiście Witia. Jest bardziej techniczny. Zwłaszcza, gdy na flance mieliśmy Tsygankov-Tymchyk, pozostali mogli odpocząć na boisku. Tymczyk przyspieszał na motorowerze i biegał.
Kiedy Tymchyk brał udział w treningach z pierwszą drużyną, było jasne, że jest na poziomie UPL. Pod względem cech fizycznych i mentalności przerósł "dwójkę".
- Czy brałeś udział w treningach z pierwszą drużyną?
- Tak, kiedy Serhii Rebrov był głównym trenerem Dynama, drużyna grała dwustronny mecz następnego dnia po prawie każdym meczu sezonu zasadniczego lub miała spotkanie z drugą drużyną. W tamtym czasie grali głównie ci, którzy mieli mało czasu na grę lub nie mieli go wcale. Oznacza to, że byliśmy zaangażowani w pierwszą drużynę przez dzień lub dwa. Kiedy były przerwy międzynarodowe, prawie cała podwójna drużyna również trenowała z pierwszą drużyną przez tydzień lub dwa.
- Czy dwójka często pokonywała pierwszą drużynę w meczach towarzyskich?
- Nie, dlaczego mieliby to robić? Czasami mieliśmy naprawdę dobre mecze przeciwko pierwszej drużynie, ale przez cały czas, kiedy byłem w dwójce, wygraliśmy może tylko raz. Zazwyczaj przegrywaliśmy.
- Kto z zawodników pierwszej drużyny zrobił na tobie największe wrażenie?
- W tamtym czasie Dynamo miało wielu jakościowych obcokrajowców: Aleksandar Dragović, Domagoj Vida. Bardzo lubiłem Niko Kranjcara. Wśród Ukraińców zdecydowanie dobrym piłkarzem jest Vitalii Buyalskyi.
- Jak legioniści-gwiazdy traktowali młodych Ukraińców?
- Ogólnie rzecz biorąc, byli w porządku. Nie pamiętam jakichś szczególnych konfliktów.
Zdarzało się jednak, że gdy nie szło im na boisku, potrafili gdzieś kopnąć młodych, zagrać brutalnie, wyładować złość. To była normalna praktyka. Czasem musiałem zareagować, pojawiały się siniaki. Jednak nie prowadziło to do niczego poważnego.
- Kto najmocniej naciskał na treningu?
- Andrii Yarmolenko mógł trochę zrobić. Pamiętam, jak mówiłem o tym Buyalsky'emu podczas meczu. Albo podał do niewłaściwej osoby, albo coś takiego się wydarzyło. Teraz rozmawiałem z chłopakami z Dynama, powiedzieli, że się zmienił, stał się milszy. Być może wpłynęła na to podróż do Europy.
Oleksandr Shovkovskyi powiedział młodym zawodnikom wiele rzeczy. Podobnie Vida i Dragović.
- Który z zawodników pierwszej drużyny był najbardziej szokujący? Mówi się, że Ołeksandr Alijew przychodził na treningi z ochroniarzami. Czy byłeś świadkiem czegoś takiego?
- Cóż, kiedy Shovkovskyi przyjechał na trening na Harleyu-Davidsonie, to oczywiście było epickie.
Była też inna historia. Pewnego dnia rozpoczął się trening i nie było na nim Demery'ego Mbokaniego. Okazało się, że spóźnił się, ponieważ jechał swoim helikopterem prosto z Belgii do bazy, wyobraź sobie.
- Czy w ciągu czterech lat spędzonych w dwójce byłeś kiedykolwiek bliski dostania się do pierwszej drużyny Dynama?
- Nigdy nie pojechałem na obóz treningowy z pierwszą drużyną. Brałem udział w meczach towarzyskich jako część pierwszej drużyny Dynama.
- Nie uważasz, że przesadziłeś?
- Myślę raczej, że nie wykorzystałem swojej szansy na dostanie się do pierwszej drużyny. Musiałem ciężej pracować, aby się tam utrzymać. Myślę, że miałem okazję.
- Czy na przestrzeni lat miałeś jakieś oferty wypożyczenia lub pełnego transferu z innego klubu?
- Nie, nawet nie pamiętam żadnych rozmów.
- Nie wyszedłeś z inicjatywą znalezienia czegoś dla siebie?
- Były tylko myśli na ten temat. Rozmawialiśmy też o tym z moim ojcem. Bo wielu chłopaków z dwójki szło wtedy na co najmniej roczne wypożyczenia do różnych klubów UPL, żeby zdobywać doświadczenie. Być może nie odważyłem się na ten krok.
- Czy na przestrzeni lat miałeś jakieś osobiste spotkania z prezesem Dynama Ihorem Surkisem?
- Była jedna osobista rozmowa. Historia wyglądała następująco. Po jednym z meczów o dublet poszliśmy z chłopakami do klubu Vodka Grill w Poznyaki. Tam nasi przyjaciele mieli konflikt słowny z firmą. Wmieszaliśmy się w to i wpadliśmy na wrestlera, który spuścił nam trochę lania. Miałem rozcięte czoło, a Vadym Soldatenko miał złamany nos.
Następnego dnia mieliśmy dzień wolny, a potem przyjechaliśmy do bazy Dynamo, aby zobaczyć się z lekarzem. Zbadał nas i powiedział, że musimy iść do Borysa, ponieważ potrzebujemy szwów.
Postanowiliśmy więc udać się do szpitala w stroju Dynama, a nie w cywilnych ubraniach. Siedzieliśmy na podłodze i czekaliśmy na lekarza. I wtedy wszedł Ihor Mychajłowycz z lekarzem i jego ochroniarzami.
Naciągnęliśmy kaptury, a on podszedł, uniósł nasze podbródki i powiedział: "O, chłopaki, cześć! Co wy tu robicie?". Odpowiedzieliśmy: "Cześć".
Próbowaliśmy wymyślić coś na poczekaniu, ale najwyraźniej Surkis nam nie uwierzył. Wysłał nas na rozmowę z szefem ochrony Dynama. Od razu nam powiedział: "Chłopaki, lepiej od razu mówcie prawdę, bo i tak to sprawdzimy i się dowiemy". Musieliśmy mu powiedzieć, co się naprawdę stało.
- A jak zakończyła się ta historia?
- Po tych wydarzeniach Surkis wezwał nas na dywanik i dał nam bardzo porządne lanie. Ukarał nas też grzywną w wysokości trzech pensji.
- Jak to się stało, że opuściłeś Dynamo?
- Mój kontrakt wygasł. Nie mogłem grać w drugiej drużynie ze względu na mój wiek, a pierwsza drużyna nie liczyła na mnie. Zadzwonił do mnie Shabliy (Vadym Shabliy, agent piłkarski - red.) i powiedział, że ja, Mykhailychenko i Lednev przechodzimy do Zoryi. Obaj są wypożyczeni, a ja mam kontrakt.
Dmytro Venkov
Причому не засвітився ні в Динамо , ні в Зорі.