Przed meczem kwalifikacyjnym do Euro 2024 z Macedonią Północną ukraiński pomocnik Serhij Sydorczuk udzielił wywiadu służbie prasowej UAF.
- Po raz pierwszy trafiłeś do reprezentacji nie z Dynama Kijów, ale z belgijskiego Westerlo. Jak zaaklimatyzowałeś się w nowym klubie?
- Jeszcze niezbyt dobrze, ponieważ nie minęło wystarczająco dużo czasu. Pierwszy tydzień był trudny, ponieważ musiałem się do wszystkiego przystosować. Wszystko jest nowe. To było bardzo trudne na poziomie krajowym, ponieważ przez pierwsze dwa tygodnie mieszkałem sam, a potem wprowadziła się moja rodzina i stało się znacznie lepiej. Jeśli chodzi o dołączenie do drużyny narodowej z Westerlo, to jest to trochę niezwykłe, ponieważ przez 10 lat przychodziłem z jednej drużyny, a teraz - z innej. Ale spotkania z chłopakami są tym cenniejsze. Nie widzieliśmy się przez miesiąc, trochę za nimi tęskniłem, zwłaszcza za kolegami z Dynama.
- Teraz reprezentacja narodowa odbywa każde zgrupowanie w nowym miejscu. Jak ci się podobają warunki obecnego zgrupowania?
- Warunki są normalne. Stadion w Pradze jest interesujący. Ogólnie warunki są dobre, boisko treningowe jest w dobrym stanie. Jednak nagle zrobiło się dość chłodno, ale taka jest pogoda. Zdarza się.
- Czy rozmawiałeś z Serhijem Rebrovem o swojej gotowości do meczu?
- Nie, nie miałem osobistej rozmowy. Myślę, że to się wydarzy w procesie treningowym. Zawsze komunikuję się z Rebrovem. Zarówno na poziomie domowym, jak i zawodowym. Teraz przygląda się warunkom zawodników, a bliżej meczu prawdopodobnie będą jakieś indywidualne rozmowy.
- Jak oceniłbyś wynik i grę reprezentacji w poprzednich dwóch meczach - z Anglikami i Włochami?
- Trudno jest wystawiać adekwatne oceny, gdy jest się w trakcie. Nie będę oceniał nikogo indywidualnie, to zależy od trenerów. Jeśli chodzi o grę zespołową, myślę, że wypadliśmy dobrze. To był bardzo trudny mecz z Włochami. Włosi właśnie zmienili trenera i był to dla nich pozytywny moment pod względem psychologicznym. Do tego początek meczu był zły - takie niepotrzebne gole... Mimo to dla mnie w tych spotkaniach było więcej pozytywów niż negatywów.
- Przed nami mecze z Macedonią Północną i Maltą. Czy konieczne jest wywiezienie z nich sześciu punktów?
- Oczywiście, że tak. Trzeba jednak pamiętać, jak graliśmy z nimi na początku lata. To było bardzo trudne, ponieważ nie mogę wymienić ani jednej drużyny, która nie potrafi teraz grać nowoczesnego futbolu. Wszyscy się poprawili i to już nie jest ten cykl kwalifikacyjny, który mógł być sześć czy osiem lat temu. Z roku na rok jest coraz trudniej. Jest coraz więcej informacji o piłce nożnej, taktyce i procesie treningowym. Zawodnicy z małych krajów uczą się na przykładzie całej Europy. Widzą, jak robić postępy.
Jeśli chodzi o Macedonię Północną, wszyscy pamiętają, jak zaczęliśmy pierwszą połowę w ostatnim meczu z nimi. To było bardzo trudne. Tak samo było z Maltą. Jeśli nie zdobędziesz szybko piłki, jeśli nie strzelisz gola w pierwszej połowie, to z czasem gra staje się coraz trudniejsza. Ale potrzebujemy tych punktów. Potrzebujemy ogólnie dziewięciu punktów, jeśli chcemy mówić o zakwalifikowaniu się do Mistrzostw Europy.
- Czy Macedończycy zaskoczyli cię w pierwszej połowie?
- Myślę, że sami siebie trochę zaskoczyli. Obawiali się Ukrainy. Ale kiedy strzelili te bramki, stało się jasne, że z każdą akcją nabierają pewności siebie. Nie wyszli na boisko tak pewni siebie, jak stali się z czasem w tym meczu.
- Masz na koncie trzy bramki dla Ukrainy, a jedna z nich padła w meczu z Macedonią Północną. Pamiętasz tego gola i swoje emocje?
- Pamiętam to bardzo dobrze. Graliśmy na Lviv Arena, to był mój pierwszy mecz w głównej drużynie. Nie pamiętam dokładnie, ale ktoś powiedział, że życia nie mierzy się liczbą przeżytych lat, ale liczbą miłych wspomnień. Pamiętam ten mecz i mam z nim miłe wspomnienia. Jak strzeliłeś gola? Piłka odbiła się od Andrija Jarmołenki, a ja byłem w polu karnym tuż obok bramki, bardzo blisko, więc nie popełniłem błędu. Byłem bardzo szczęśliwy, zwłaszcza, że był to zwycięski gol.
- W tamtym czasie Arena Lwów była wypełniona po brzegi i tego nam naprawdę brakowało. Czujesz teraz wsparcie na naszych nominalnie domowych meczach?
- Ostatni taki mecz, we Wrocławiu z Anglią, był dla mnie jak mecz u siebie. Było tam wielu naszych fanów. Miło jest grać w takiej atmosferze. Ten mecz przypominał mi trochę mecze na Lwowskiej Arenie czy Olimpijskim. Oby tak samo było w Pradze.
- Na kolejne dwa mecze straciliśmy Wiktora Cygankowa i Andrija Jarmołenkę z powodu kontuzji. Jak duża jest to strata i jak możemy ją zrekompensować?
- To bardzo poważna strata. Andrii jest kapitanem drużyny, a Viktor przez ostatni rok grał na bardzo wysokim poziomie. Nie chcę ich z nikim porównywać ani przewidywać, kto może zagrać w ich miejsce. Powiem tylko, że to duża strata.