Były pomocnik rumuńskiego klubu Cluj, Yevhen Konoplyanka, skomentował swoje rozstanie z klubem, które zostało oficjalnie ogłoszone wczoraj.
- Jewgienij, rumuńska prasa twierdzi, że poprosiłeś właściciela Cluj, aby dał ci szansę wykazania się przed latem, ale ten odmówił. Czy to prawda? Jak ogólnie wyglądało twoje rozstanie z Cluj?
- Nie prosiłem o drugą szansę. Powiedziałem prezydentowi, że jeśli ten trener, Mandorlini, zostanie w drużynie, to nie mam tu nic do roboty. Jego gra to "uderz-biegnij, proszę, atak nadchodzi" (uśmiech).
- Rumuńskie media pisały też, że rzekomo pozorowałeś kontuzje przed dalekimi wyjazdami na mecze wyjazdowe.
- To kompletna bzdura. Niech zobaczą, ile meczów przesiedziałem na ławce, kiedy byłem w pełni gotowy do gry. Gdybym nie był gotowy, nie zostałbym włączony do składu.
Kiedy przeniosłem się do Cluj, nie było komunikacji między prezydentem a trenerem na temat tego, którzy zawodnicy są potrzebni i na jakich pozycjach. "Cluj gra formacją 5-3-2 i po prostu nie ma miejsca dla mojej pozycji. To właśnie powiedział mi trener. Kiedy zapytałem Mandorliniego, dlaczego zostałem wtedy zaproszony, odpowiedział, że sam nie rozumie wielu rzeczy w klubie.
- Czy miałeś okazję zmienić sytuację w klubie?
- Nie chcę się długo tłumaczyć, żeby nie wyszło na to, że się usprawiedliwiam. Wystarczy spojrzeć na wyniki drużyny, a wtedy odpowiedź stanie się jasna: co jest nie tak i kto ponosi winę. Trzeba umieć przyznać się do błędów, a nie mówić, że ktoś udaje, gdy nie pozwolono mi rozegrać ani jednego meczu od pierwszych minut. Mogę powiedzieć o wiele więcej, ale myślę, że dobrze będzie życzyć Cluj powodzenia w nadchodzących meczach i zakończyć rozmowę w tym miejscu.
Andrii Piskun