Vladislav Kochergin, zawodnik polskiego Rakowa, opowiedział NV ogłównych zaletach i wadach życia w innym kraju.
- Znamy sytuację na polskiej granicy. Czy kiedykolwiek rozmawialiście o tym w zespole? O pogorszeniu stosunków między krajami.
- Cóż, nie było takich rozmów. Ale ludzie zawsze pytają mnie, co słychać na Ukrainie, wszyscy dobrze mnie traktują i wspierają nasz kraj. Więc na pewno nie ma takiej rzeczy w drużynie, która spowodowałaby pogorszenie relacji z Ukraińcami.
- Mieszkasz w Polsce od prawie dwóch lat. Jak twoja rodzina przystosowała się do życia tutaj?
- Cóż, moja żona była w ciąży. W tym czasie na Ukrainie załatwiliśmy już wszystkie sprawy medyczne, wszystko zaplanowaliśmy. A potem musieliśmy przeprowadzić się tak szybko. Ważne było dla mnie, aby jak najszybciej znaleźć szpital położniczy w Polsce. Mieszkamy w małym mieście, a tutejszy system medyczny nie jest tak dobrze rozwinięty. Musieliśmy więc poszukać gdzieś w pobliżu i znaleźliśmy szpital w Warszawie. Nie było łatwo jeździć tam co dwa tygodnie na jakieś badania. Kiedy się zorientowaliśmy, mieliśmy problemy z językiem. Wiele osób mówi, że ukraiński i polski są podobne, ale to tylko plotka. Nauka języka wymaga czasu. Uczyłem się z nauczycielem i po około 2-3 miesiącach stało się to łatwiejsze. Był czas, kiedy byłem w Zoryi przed Rakowem i nie trenowałem tam z pierwszą drużyną. Trenowałem z drużyną U-19 i dlatego mój poziom wtedy trochę spadł. Szybkość i moment podejmowania decyzji w dorosłej piłce i U-19 to różne światy. Kiedy przyszedłem do Rakowa, było to bardzo trudne fizycznie, ponieważ drużyna była już u szczytu formy, a ja dopiero zaczynałem. Więc kiedy przyjechałem, trener powiedział, że mam czas, aby odpowiednio przygotować się do następnych mistrzostw. Musiałem zaaklimatyzować się w drużynie, zobaczyć, jak wszystko idzie, a następnie rozpocząć grę w następnym sezonie.
- Jak trudno było przyzwyczaić się do wszystkich kwestii w kraju innym niż twój? Ludzie, zwyczaje, tradycje.
- Cóż, tak, wszystko jest trochę inne. Ale w Polsce są ci sami otwarci ludzie, którzy starali się mi pomóc od pierwszego dnia. To było trochę niezwykłe, że wszystko tutaj było zamknięte w weekendy. Nie jestem do tego przyzwyczajony. Na Ukrainie, wręcz przeciwnie, można wyjść i zrelaksować się w weekendy. Ale poza tym wszystko jest w porządku. Lubię tutejsze życie, a moja rodzina i ja jesteśmy szczęśliwi.
- Jak długo zajęło Ci przyzwyczajenie się do tego ?
- Nie sądzę, żeby zajęło to dużo czasu. Jeśli ktoś przyjeżdża do Warszawy, co piąta osoba jest już Ukraińcem. Przechodzisz przez centrum handlowe i słyszysz ukraińskie słowa i czujesz się jak na Ukrainie. Jeśli weźmiemy pod uwagę inne miasta, jest tam mniej Ukraińców. Ale nie sądzę, żeby adaptacja tutaj trwała długo.
- Twój syn ma 1,5 roku. Jak sobie tam radzi?
- Radzi sobie świetnie. Dorasta, każdego dnia uczy się czegoś nowego. Jesteśmy bardzo szczęśliwi, że wychowujemy dziecko tutaj. Jestem bardzo szczęśliwy z moją żoną.
- Medycyna dla mojego syna. Jak trudno jest coś znaleźć, umówić się do lekarza?
- Bardzo trudno jest umówić się tutaj do lekarza. Trzeba umówić się na dwie wizyty. Jeśli z dzieckiem wszystko w porządku. Potrzeba wielu zaświadczeń, aby zostać przyjętym. Mój zespół pomaga mi w tej kwestii, ale jest to jeszcze trudniejsze dla osób, które nie mają tutaj kontaktów.
- Częstochowa to miasto pielgrzymów. Może z tego powodu ta historia ma jakąś jakość?
- Nigdy nie wydarzyło się nic niezwykłego. W mieście jest bardzo piękna katedra. Są różne wydarzenia, święta religijne, wszystko jest na wielką skalę, że tak powiem. Ale nie było żadnych konkretnych historii.
Nazariy Shmihil