Viktor Zalisnyi, trener wychowanków Dynama Kijów i ukraińskiego napastnika Vladyslava Vanata, opowiedział o pierwszych krokach swojego podopiecznego w piłce nożnej.
W 2008 roku Vanat trafił pod skrzydła wspomnianego Viktora Zalisnyiego. Niegdyś absolwent Kijowskiej Szkoły Rezerw Olimpijskich, a następnie główny bramkarz Ratusha (Kamieniec-Podolski), jest obecnie trenerem dziecięcej drużyny Naprzód w tej samej Szkole Sportowej nr 2 Kamieniec-Podolski.
- Dzieci przychodzą do sekcji ze zdolnościami lub bez. Vlad je miał, ale to tylko 10% sukcesu. Reszta to praca nad sobą. Ciężko pracował, a jego ojciec grał trochę w piłkę nożną. Wszystko się połączyło: talent, poświęcenie, wsparcie rodziny i moje wskazówki jako trenera. Dlatego teraz jest głównym piłkarzem w historii miasta. Dawno temu nasz rodak Volodymyr Kaplychnyi również odnosił sukcesy, ale było to dawno, dawno temu.
- Vladyslav pochodzi z dość zamożnej rodziny - jego ojciec jest właścicielem Avant-Agro, firmy specjalizującej się w produktach piekarniczych. Czy jego rodzina próbowała przyspieszyć jego postępy? Może poprzez dodatkowe szkolenia...
- Nadgodzinami, nie. Ale mogę powiedzieć, że członkowie rodziny Vladyslava jeździli z nami na wszystkie zawody. Było to zrozumiałe i uzasadnione. Vlad pokazał się z dobrej strony i zaczął grać w drużynie ze starszymi chłopcami - urodzonymi w 1999 roku. Był już bramkostrzelnym napastnikiem, a nikt go tego nie nauczył.
Są filozofowie, wynalazcy czy matematycy, którzy mają to wszystko w głowie od urodzenia. Tutaj jest tak samo.
- Jak wyglądał twój proces treningowy?
- Chodziłem kiedyś do sportowej szkoły z internatem i jasno zrozumiałem, że postęp wymaga konsekwencji i stabilności w treningu. Nawet jeśli zachorujesz na tydzień, odpadasz i musisz nadrobić zaległości z kolegami z drużyny. Dlatego proces treningowy obejmował trzy sesje tygodniowo, a kiedy przygotowywaliśmy się do zawodów, codziennie oprócz soboty i niedzieli.
Nie od razu jednak zaczęliśmy brać udział w turniejach. Z mojego doświadczenia wynika, że stworzenie drużyny dziecięcej od podstaw zajmuje trzy lata. Pierwszy rok to praca nad techniką. Drugi rok to praca nad techniką i kombinacjami, a trzeci rok to starty w zawodach i osiąganie wyników.
- Pamiętasz pierwsze zawody tej drużyny?
- Oczywiście, że tak. W lutym 2011 roku pojechaliśmy do Lwowa. Był to międzynarodowy turniej futsalu, Puchar Przyjaźni, który odbywał się w ramach przygotowań kraju do Euro 2012. "Naprzód od razu zajął 2. miejsce i byłem bardzo zaskoczony. Nawiasem mówiąc, nawet na zdjęciu widać, że Vladyslav jest tu jeszcze mały. Najmniejszy ze wszystkich.
A kiedy podróżowaliśmy, wszędzie stał się najlepszym strzelcem. Miał wyczucie i dobry strzał z lewej nogi. I to wśród chłopaków kilka lat starszych od niego.
- Czy pod względem psychologicznym trzeba było znaleźć do niego indywidualne podejście?
- Nie. Ale twoi uczniowie są jak twoje własne dzieci. Przede wszystkim muszą widzieć sprawiedliwość. Jeśli ktoś się wykaże, chwalisz go. A kiedy robi coś źle, jasno i uczciwie wytykasz mu błędy.
Czasami są faceci, którzy demonstrują dobre umiejętności na treningach, ale podczas zawodów nie mają pewności siebie i nie mogą nic pokazać. W przypadku Vlada nigdy tak nie było. Zawsze był ambitny i głodny bramek.
- W dzisiejszych czasach napastnik może czasem dostać dodatkową żółtą kartkę lub dyskwalifikację. Czy wtedy zdarzały mu się podobne incydenty?
- To były jeszcze dzieci. Dorosły może gdzieś złamać zasady. Dzieciaki w wieku 9-11 lat nie mają jeszcze tej złości.
- Który moment z Vladyslavem pamiętasz najbardziej?
- Kiedyś pojechaliśmy do Lwowa na kolejny turniej. "Naprzód" grał wtedy z Karpatami. Mieliśmy domowy set-piece na piłkę. Podczas jej wykonywania Vanat najpierw odciął kilku przeciwników podaniem, następnie przyjął piłkę, wykonał podanie i strzelił gola. Pokonał prawie połowę drużyny. Lwowska drużyna była zaskoczona. Mają akademię, a my przyjechaliśmy z Kamieńca Podolskiego i ich pokonaliśmy.
- A jak Vanat w wieku 9 lat wytrzymał wysiłek i fizyczną walkę z 12-latkami?
- No właśnie, wytrzymał. Dopiero później, gdy chciał dołączyć do akademii Dynama, doradziłem mu, jak poprawić trening fizyczny. To było konieczne, bo trzeba być lepszym od innych podczas oglądania. Potem Vladyslav i jego rodzice pojechali gdzieś nad morze i zgodnie z moimi instrukcjami pobiegł wzdłuż brzegu po kolana w wodzie. To było bardzo trudne.
- Czy Vanat musiał tak wcześnie dołączyć do akademii Dynama?
- Trudno udzielić pewnej odpowiedzi. Prawdopodobnie, gdyby mu się udało, to tak. Ale faktem jest, że 9 lat to wciąż bardzo młody wiek. Z tego powodu mogło być mu ciężko.
Może miał sens zostać w Kamiance na kolejny rok, ale to była jego decyzja. Ja mogę ocenić to sam. W piątej klasie poszedłem do sportowej szkoły z internatem w Kijowie, bo chciałem. To była słuszna decyzja. Tak samo było z Vladyslavem. To nie jego ojciec czy matka chcieli iść do Dynama, tylko on sam. Dlatego zaczął się rozwijać.
- Przyszły napastnik udał się do stołecznego klubu na oglądanie. Prawdopodobnie były jednak akademie, które chciały go przyjąć bez oglądania...
- Na turniejach rzeczywiście są selekcjonerzy. Proponowano mu przejście do różnych drużyn. Na przykład do Karpat i Metalista.
Myślę, że jego pragnienie dołączenia do Dynama pogłębiło się w 2010 roku, kiedy weterani Dynama przyjechali do nas na mecz towarzyski z miejscową Twierdzą. Nieżyjący już Andrii Bal, Oleksandr Hatskevych, Vitalii Kosovskyi i Viktor Leonenko biegali wtedy po stadionie miejskim. To dało mi impuls do spróbowania swoich sił w Akademii Dynama.
- W obecnym sezonie UPL Twój wychowanek ma na koncie 11 bramek i zajmuje pierwsze miejsce na liście strzelców. Jesteś tym zaskoczony?
- Jestem z tego zadowolony. Po wyjeździe do stolicy Vlad, tak jak wcześniej, został najlepszym strzelcem w prawie każdym turnieju. Kiedy napastnik naprawdę zdobywa bramki, czuje się pewnie. Czują to także ci, którzy dają mu szansę. Teraz jesteśmy z boku, ale sztab trenerski Dynama jest blisko. Myślę, że doskonale zdają sobie sprawę z możliwości i potencjału Vladyslava. Dlatego wierzę, że za jakiś czas będzie strzelał w meczach reprezentacji Ukrainy.
Jewhen Czepur
Не выстрелит !!!
И никуда не будет продан - за большие деньги в Топклуб из Топчемеигната !!!
Если....
Не перестанет тянуть одеяло на себя.
И да, пустырник и валерьянка в помощь.
А по поводу этого интервью...
Почему эти детские тренеры, классные руководители, завучи, директора ит.д. не пишут такое за лет 5 до того как ???
Прорицатели... Они всё знали.... Ещё с детства..
Ну-ну...