Były napastnik wielu ukraińskich klubów Anatolij Didenko podzielił się swoimi wspomnieniami z pracy pod okiem słynnego trenera Łucka Wołyń Anatolija Kvartsyana.
- Powiedz nam, jakie to uczucie dostać się do Vitalii Kvartsianyi's Volyn w wieku 33 lat?
- To prawdziwa przyjemność! Tak się złożyło, że po odejściu z Chornomorets przez miesiąc byłem bez drużyny. To był pierwszy raz w moim życiu. Wtedy przez mojego agenta pojawiła się opcja z Wołyniem. Wcześniej dużo mi mówiono o tym klubie, ale i tak postanowiłem spróbować sam (śmiech). Co więcej, drużyna grała w UPL.
Grałem w Wołyniu przez dwa lata, które wypełnione były wspaniałymi momentami. Naprawdę zakochałem się w Łucku. Było tam przytulnie i wygodnie. Mieliśmy też wtedy świetną drużynę, dobry zespół.
Po pierwszej rundzie byliśmy chyba na piątym miejscu, a potem coś poszło nie tak. Zaczęliśmy mieć problemy z finansowaniem. Mieliśmy pieniądze, a potem ich nie mieliśmy. To jest problem. Aby osiągnąć wynik, zawodnicy zawsze potrzebują pożywienia.
- Jak układała się współpraca z Vitalijem Kvartsianyim?
- Kvartsianyi to porywcza osoba. Szybko jednak ochłonął. Mogę powiedzieć, że jest dobrym motywatorem. Zawsze powtarzał, że należy wyznaczać sobie cele, nawet jeśli wydają się nieosiągalne. Czasami sportowcowi w życiu brakuje osoby, która mogłaby go poprowadzić. Nic dziwnego, że odkrył tak wielu piłkarzy.
- Czy kiedykolwiek widziałeś kogoś, kto został uderzony w głowę przez Kvartsyanyi'ego?
- Cóż, butelki potrafiły latać. Były ciężkie momenty. Jednak uwierz mi, szatnia każdej drużyny ma swoje własne niuanse. Jednym słowem było zabawnie.
- Czy to prawda, że Kvartsyanyi miał jakąś specjalną kontrolę twarzy nad nowymi zawodnikami?
- Krążyły opowieści, że pewnego razu Brazylijczyk przyszedł z gitarą, a on natychmiast go odesłał. Mógł go odesłać do domu, jeśli nie podobał mu się jego chód lub technika biegania.
- Jakie ciekawe ćwiczenia z procesu treningowego Kvartsianyiego pamiętasz?
- Mogliśmy grać w gry dwustronne bez outów. Oznacza to, że gra toczyła się bezpośrednio na bieżni. Nikt nie gwizdał. Zwrot był maksymalny.
- Biegałeś w zbroi?
- Tak, były gry dwustronne w pancerzach. Było 11 osób z bazy przeciwko 18 chłopakom z dwójki. Kvartsianyi wymyślił dla nas takie komplikacje.
- Mówią, że Kvartsianyi ma bardzo trudne obozy treningowe.
- Tak, doświadczyłem na własnej skórze, jak wyglądają trzy sesje treningowe dziennie. Przyjechaliśmy do hotelu Camelot w Użhorodzie. O 6:00 wstaliśmy i przez 40 minut biegaliśmy na mrozie. Następnie o 11:00 druga sesja treningowa, a o 17:00 sesja wieczorna. Było ciężko.
Czasami ludzie budzili się ze zmęczenia i pytali administratora: "Jaka jest następna sesja treningowa? Czy trzecia? Druga?". Naprawdę można się pogubić.
Dmitriy Venkov