Igor Biełanow: "Dynamo musi zdecydowanie iść do przodu"

Jeden z ukraińskich zdobywców Złotej Piłki, były napastnik Dynama Kijów i reprezentacji ZSRR Ihor Biełanow powiedział Sport.UAo swoich oczekiwaniach wobec ukraińskiego klasyka.

Zdjęcie: Gettyimages

- Szachtar gra bardzo pewnie i nie stracił ani jednego punktu w drugiej rundzie. Odmłodzenie składu, które rozpoczęło się pięć lub sześć lat temu, zaczęło przynosić owoce. Wyniki Dynama również uległy poprawie w porównaniu do niestabilnej pierwszej rundy. Widać to w wynikach od listopada, kiedy to drużyna z Kijowa potknęła się tylko dwa razy, remisując z Veres i LNZ tej wiosny. Dlatego w dzisiejszym meczu Dynamo będzie miało okazję częściowo nadrobić stracone punkty, aby jak najbardziej zbliżyć się do rywala. Szachtar oczywiście nie będzie chciał zepchnąć mistrzostwa na dalszy plan, ale wcześnie je zdobyć. To nie tylko odciąży Pitmenów psychicznie, ale także poprawi im nastroje przed pucharowym finałem z Vorsklą.

- Jakiej gry spodziewasz się w dzisiejszym starciu naszych superklubów?

- Trudno powiedzieć, bo cena trzech punktów w tym meczu jest zbyt wysoka. Mówiąc o Dynamie, muszą iść do przodu, szukając dogodnych szans pod bramką przeciwnika. Szachtar potrafi jednak wyprowadzać ostre i szybkie kontrataki, więc może ukarać przeciwników za każdy, nawet drobny błąd. Jeśli chodzi o standardowe pozycje, obie drużyny mają mistrzów tego elementu, o czym przekonaliśmy się już wielokrotnie. Nie sądzę jednak, by w tym meczu było wiele karnych - jestem pewien, że zawodnicy doskonale zdają sobie sprawę z konsekwencji fauli w pobliżu własnej bramki.

- Jak wytłumaczysz fakt, że dwóch zawodników Dynama - Vladyslav Vanat i Vitaliy Buyalsky - prowadzi na liście strzelców , podczas gdy tylko jeden reprezentant Szachtara, Danylo Sikan, jest na niej?

- Faktem jest, że w Szachtarze, który po przerwie znów postawił na Brazylijczyków, strzelać bramki potrafią wszyscy. Okazuje się więc, że gole rozkładają się proporcjonalnie na wielu zawodników, z których większość to pomocnicy.

Andrii Pysarenko

Komentarz