Obecny trener Ołeksandrija, Rusłan Rotan, przypomniał decydujące mecze Ligi Europy 2014/2015, w których brał udział jako zawodnik Dnipro.
- Półfinał Ligi Europy 2014/15 przeciwko Napoli na Olimpijskim. Jakie są twoje wspomnienia z tego meczu? Jak drużynie udało się osiągnąć tak historyczny wynik?
- To był fantastyczny mecz. Pamiętam ten dzień bardzo dobrze, mecz odbywał się w strugach deszczu. Energia i emocje przed meczem sięgały zenitu, nastroje były wyśmienite i dzięki temu udało nam się dotrzeć do finału.
- Mało kto wierzył w Dnipro u siebie, nie mówiąc już o prognozach europejskich ekspertów i bukmacherów. Jak udało wam się znokautować Napoli z Higuainem, Hamšíkiem i innymi największymi gwiazdami?
- Udało nam się osiągnąć ten wynik, ponieważ mieliśmy bardzo przyjazny i silny zespół, drużyna była na wysokim poziomie i była budowana przez wiele lat. Najważniejsze jest to, że chłopaki walczyli o siebie nawzajem i dawali z siebie wszystko na boisku. Kluczową kwestią jest to, że byliśmy gotowi walczyć o godło Dnipro i dać z siebie całą siłę i emocje, które mieliśmy w tamtym czasie.
- Widzę to teraz: kibice wbiegli prosto na murawę stołecznego stadionu. Jak Dnipro świętowało swój sensacyjny sukces?
- Po meczu wszyscy wokół mnie cieszyli się i świętowali, ale ja osobiście nie miałem żadnych emocji, byłem całkowicie "pusty" i nie miałem nawet czasu na radość. Moim zdaniem zagraliśmy najlepszy mecz przeciwko najsilniejszemu możliwemu przeciwnikowi w Lidze Europy, ponieważ w tym czasie Napoli było o klasę wyżej niż Sevilla, mimo że Hiszpanie wygrali już ten turniej kilka razy.
Czuliśmy to w składzie, w grze, zwłaszcza w Neapolu i musimy przyznać, że mieliśmy szczęście. Ale w rewanżu myślę, że zasłużenie wygraliśmy i dotarliśmy do finału.
- Jak trudny był ten sezon dla ciebie osobiście? Zmiana trenera, historia z przedłużeniem kontraktu, pierwsze długi w Dnipro...
- Kiedy graliśmy, nie myśleliśmy o długach. Mieliśmy świetny zespół, dążyliśmy do celu. Nie miało dla nas znaczenia, że graliśmy bez pieniędzy, trenowaliśmy na boiskach z trawą głęboką po kolana... Najważniejsze było wtedy osiągnięcie celu.
Powtarzam, ten zespół był budowany przez więcej niż jeden sezon i był w stanie pokazać, że jesteśmy jednym mechanizmem. Bardzo chciałem wygrać Ligę Europy i byłoby to najlepsze zakończenie dla drużyny, w której każdy dawał z siebie wszystko dla tego godła.
- Czego zabrakło do zwycięstwa w finale? Strzeliliśmy pierwszego gola, a potem wyrównaliśmy z rzutu karnego w szatni. Szczerze mówiąc, nawet przeciwko takiemu rywalowi jak Sevilla, Dnipro wyglądało przyzwoicie. Wypaliłeś się?
- Nie, nie sądzę. W finale wygrywa ten, kto popełni mniej błędów. W pierwszej połowie wszystko szło zgodnie z naszym scenariuszem, gdy wygrywaliśmy 1:0, wszystko było w naszych rękach. Potem popełniliśmy kilka błędów i Sevilla objęła prowadzenie, ale mimo to poprawiliśmy nasze błędy.
W drugiej połowie, w pierwszych 15 minutach, miałem przeczucie, że wygramy. Przeciwnikom się nie udało, ale niestety znowu popełniliśmy błąd. Nie wyczyściliśmy piłki z pola karnego, a odbita piłka skutkowała straconą bramką. Potem przestaliśmy sobie dobrze radzić, przytrafiła się też kontuzja Mateusa i graliśmy w mniejszości. Druga połowa nie przebiegała według naszego scenariusza.
- To najwyższe osiągnięcie Dnipro - i jednocześnie początek końca klubu. Zgadzasz się z tym?
- "Dnipro z 2015 roku to duma ukraińskiego futbolu, duma miasta. Zachowaliśmy markę, graliśmy dla tego godła i dla ludzi, którzy oddali za nie życie, dla tego Dnipra. Najważniejsze jest to, że Dnipro zawsze będzie żywe, to godło jest nasze, a ludzie zapamiętają ten finał jako zwycięstwo.
- Czy Twoim zdaniem, gdyby Dnipro wygrało finał, uratowałoby to klub?
- Myślę, że nie. Menedżerowie muszą bardzo kochać piłkę nożną i kochać to godło w każdych okolicznościach, tylko wtedy Dnipro miałoby szansę. Dziś mogę powiedzieć z całą pewnością, że Dnipro nie miało wtedy żadnych szans, a upadek klubu był tylko kwestią czasu.
Oleksandr Kalinin