W rzeczywistości obecna reprezentacja Ukrainy jest bardzo stabilna. Ma dwie charakterystyczne cechy, które konsekwentnie i bezbłędnie występują w oficjalnych meczach (i na różnych etapach turnieju) oraz w meczach towarzyskich i które z góry określają wyniki drużyny.
Cecha pierwsza. Z jednej strony ta drużyna narodowa wie, jak zabrać "swoje punkty" w meczach z przeciwnikami na swoim lub niższym poziomie (w przeszłości bardzo nam tego brakowało i przez bardzo długi czas każda strata punktów z Albanią i Maltą drogo nas kosztowała) - w grupie kwalifikacyjnej Euro-2024 zdobyła maksimum takich punktów (dwukrotnie pokonała wszystkich przeciwników oprócz Anglii i Włoch). Ale z drugiej strony, ta drużyna narodowa bierze "swoje punkty" tendencyjnie na validolu, na krawędzi, na taśmie.
Wszyscy robili z tego wielki plus i pozytyw: "patrzcie, ile kambeków", "reprezentacja ma charakter" i tak dalej. Ale to nie jest plus, jeśli takie rzeczy dzieją się w strumieniu, ale po prostu gra w ruletkę. Choćby z tego powodu, że sama piłka nożna jest grą i nie daje żadnych gwarancji opartych na charakterze, kalkulacjach i tak dalej. Ruletka. Która zakończyła się w meczu z Rumunią.
Z Macedonią Północną "wyszliśmy" z 0:2, z Maltą, Bośnią, Islandią - z 0:1. Przy takiej tendencji to już nie są cambecs, tylko sygnały alarmowe w jaskrawoczerwonym kolorze, a skoro jest ich tak dużo, to wynika z tego, że nie wyciąga się żadnych wniosków. Chociaż jak można je wyciągać, skoro ci wszyscy fani bezpodstawnej brawury i sloganów w stylu "jesteśmy najsilniejsi ze wszystkich" dmuchają w uszy zawodników i trenerów słodkimi przemówieniami o hazardzie i charakterze. Jednak los i tak potraktował Ukrainę bardzo ostrożnie i na przykładzie meczu towarzyskiego z Polską (1:3) dobitnie pokazał, jak te wszystkie "kambeki-charakterki" mogą się skończyć. W każdej chwili. Ale reakcji też nie było: "graliśmy dobrze, mieliśmy szanse", "a zresztą, to był tylko mecz towarzyski". Jeśli to tylko mecz towarzyski, to tylko z Rumunią.
Dlaczego tak się dzieje? Cóż, jeśli drużyna konsekwentnie pokazuje (po stracie gola lub goli), że może z powodzeniem grać przeciwko takim przeciwnikom, to jest to kwestia psychologii, nastawienia. Istnieje silne podejrzenie, że zawodnicy (a może i trenerzy) przez długi czas nie mieli kontaktu z rzeczywistością, przeceniając swoje możliwości, swój osobisty potencjał, potencjał drużyny i swoje znaczenie. I znów, trudno tego uniknąć, gdy na każdym kroku jest się wychwalanym, śpiewa się dytyramby o swoim charakterze, o najlepszej wersji reprezentacji w historii, o kosmicznym poziomie zawodników w jej składzie i tak dalej. I tak okazuje się, że po takich słodkich piosenkach drużyna idzie na mecz z Macedonią Północną z ukrytym uczuciem, a nawet wiarą, że kosmiczny poziom zawodników zrobi wszystko sam.
Wiecie, jakie zdanie padło w 1. minucie transmisji telewizyjnej meczu Rumunia - Ukraina? Dosłownie brzmiało ono: "Drużyna Ukrainy rozpoczyna drogę na szczyt europejskiego futbolu!". A wiecie, co było słychać w tej samej transmisji, gdy Rumunia zaczęła grać? Znowu dosłownie: "Wspaniale jest widzieć nadzorcę z m'yachą w pobliżu naszego pola karnego".
To nawet nie jest oderwanie od rzeczywistości, to absolutna prostytucja! A jeśli tak się dzieje na każdym kroku, to oczywiście piłkarze będą mieli podświadome poczucie, że również rozpoczynają swoją drogę na szczyt europejskiego futbolu i są o krok od finału Euro. Który oczywiście mogą wygrać.
Cecha druga. Ta drużyna nie jest w stanie (przynajmniej na razie) pokonać czołowych drużyn. Po prostu obiektywnie. Owszem, czasem w takich meczach brakuje jej tylko odrobiny do zwycięstwa, ale jeśli strategicznie postawi się na odrobinę na swoją korzyść, to jest to tak samo utopijne, jak historia z hazardzistami. Potrzebujemy innego poziomu, a obecny poziom nie jest wystarczający dla reprezentacji Ukrainy. Dlatego w meczach z Anglią, Włochami i Belgią naszym maksimum były remisy. Nawiasem mówiąc, z Niemcami również, mimo że to mecz towarzyski. Krótko mówiąc, wszystko to również wygląda na trend.
Ale te dwa znaki rozpoznawcze pozostawiły nam doskonałą szansę na Euro 2024 w grupie z Belgią, Rumunią i Słowacją. Zabierz "swoje punkty" przeciwko Rumunii i Słowacji (cecha numer jeden), a nie będziesz potrzebował nawet cechy numer dwa w meczu z Belgią. Świetny plan! Prawdziwy plan! Ale tylko wtedy, gdy zostaną spełnione dwa warunki: po pierwsze, obalenie słodkiego mitu o camberze, a po drugie, powstrzymanie idiotycznej brawury ze wszystkich żelazek o najsilniejszej reprezentacji Ukrainy w historii, o jej wielkich perspektywach na tym Euro i jej rychłym sukcesie. Spełnienie tych prostych warunków z pewnością pomogłoby "uziemić" drużynę, zbliżyć ją jak najbardziej do rzeczywistości. Ale niestety żaden z tych dwóch warunków nie został spełniony.
A Rumunia znów miała zawodników na kosmicznym poziomie. Przede wszystkim przyszedł oczywiście najlepszy strzelec mistrzostw Hiszpanii. O tym statusie mówiło się non stop. Ale nie wiem, jak można powiązać taki status indywidualnego wykonawcy z perspektywami drużyny w konkretnym meczu. I to nawet wtedy, gdy nie mówimy o drużynie, w której ten status najlepszego strzelca został uzyskany.
Byli też inni z kosmosu - na przykład bramkarz Realu Madryt. Również tylko status jednego zawodnika, który był związany z perspektywami drużyny. A także pojawili się fantastycznie drodzy gracze, na ogół przybyli z innej galaktyki - jeden kosztował wymyślone 100 milionów euro, inny - tak samo wymyślone 70 milionów euro (lub za jaką kwotę jest teraz PR, nawet przestał oglądać - ciekawie będzie dowiedzieć się tylko, kto po Chelsea będzie w roli głupca).
Krótko mówiąc, reprezentacja Ukrainy po raz kolejny nadepnęła na swoje ulubione grabie zwane "doprowadzić do flądry". Tylko tym razem nie udało się wyjść z tej sytuacji. I wszystko okazało się prawdziwą katastrofą. Bo gra w ruletkę zawsze prędzej czy później się kończy. Chyba, że zdajesz sobie sprawę, że to gra w ruletkę i myślisz, że to charakter i hazard.
I wtedy przychodzi czas na najokrutniejszą gehennę dla reprezentacji Ukrainy. Ale jestem absolutnie pewien, że fakt, że ukraińskiej reprezentacji udało się zdobyć cztery punkty na Euro 2024, jest ogromną zasługą ukraińskich kibiców i mediów. Dali kosmicznym graczom dokładnie taką chłostę, która zdołała ich uziemić i przywrócić do rzeczywistości. Owszem, na mecz ze Słowacją reprezentacja Ukrainy wyszła nieco "uschnięta" po takich egzorcyzmach, ale była to już zupełnie inna drużyna!
Gdyby nie było tej wrzawy, tej chłosty i nie było smarkatej przyśpiewki "musimy wspierać drużynę", to jestem pewien, że drużyna z kosmosu przyjechałaby na mecz z trzema punktami w kieszeni jeszcze przed rozpoczęciem spotkania.
Ale niestety efektu wystarczyło na bardzo krótko. Bo po meczu z Belgią ukraiński napastnik powiedział: "udowodniliśmy, że to, co stało się z Rumunią, to był przypadek".
I z Macedonią Północną to też prawdopodobnie był wypadek. I z Maltą. I z Polską. I z Bośnią.
Wynika z tego, że i tak nie wyciągnięto żadnych wniosków. I powinniśmy być moralnie przygotowani na to, że w kolejnym turnieju historia może się powtórzyć. Chyba, że nadal nie wyciągniemy tych bardzo prostych wniosków! Wniosków, że gdy dochodzi do kilku następujących po sobie identycznych zbiegów okoliczności, to jest to diagnoza i konieczne jest leczenie.
Z tym, że w całej tej historii nie rozumiem ataków na Rebrowa. Absolutnie. Tak, jest odpowiedzialny za wyniki, za występ drużyny jako całości na Euro. Tak, być może sam złapał nadmierną pewność siebie po remisie 1: 1 z Anglią w kwalifikacjach do Euro 2024 i nie zwrócił wystarczającej uwagi na te wszystkie dzwonki alarmowe z Macedonią Północną, Bośnią, Islandią, kiedy "przeżuwaliśmy".
Ale, po pierwsze, rozwiązał problem doprowadzenia drużyny do Euro 2024. Zrobił to! I przyniósł szczęście ukraińskim kibicom. A może powinienem przypomnieć emocje po zwycięstwie nad Islandią w finale play-offów kwalifikacji?
Po drugie, jeśli chodzi o budowanie gry, umiejętność motywowania drużyny w trakcie meczu, umiejętność dokonywania w odpowiednim momencie odważnych zmian (które często okazywały się skuteczne i decydowały o wyniku!), umiejętność znajdowania nieoczekiwanych rozwiązań (jak mecz z Belgią z 5 obrońcami i 2 napastnikami!), jakie mogą być do niego pytania? I najważniejsze: komu, jeśli nie Rebrovowi, można TERAZ powierzyć drużynę narodową, aby uczynić ją lepszą? Cóż, tylko jeśli, oczywiście, rozważyć realne opcje dla nas, chyba że uważasz, że Guardiola i Alonso nie śpią po nocach, ale tylko czekają, aż otrzymają trenera reprezentacji Ukrainy. Komu? Konkretnie. Nazwiska.
Nic nie zrobiliśmy dla naszego futbolu. Przez lata. Dziesiątki lat. Wysiłki poszczególnych klubów się nie liczą. Nie stworzyliśmy nic, ale staraliśmy się jak najlepiej wykorzystać to, co mamy. Doiliśmy nawet wtedy, gdy to, co mieliśmy, było marne. Na co więc czekamy? Na jakie play-offy Euro? Dlaczego tak nagle? Jacy inni trenerzy? Gdzie oni są? Skąd się nagle wzięli? Tylko z tego, że ktoś dostał licencję trenerską?
Jestem pewien, że Rebrov miał dokładnie jeden błąd w obliczeniach - na płaszczyźnie psychologicznej. Przegapił, i to nie raz, że jego drużyna stała się kosmiczna i oderwana od rzeczywistości. I dlatego mecz za meczem nie zaczynali grać od pierwszych minut i zdobywać bramek. Sposób w jaki zagrali przeciwko Belgii był świetny. To, że z Belgią zagraliśmy od pierwszej minuty jest dwa razy lepsze. Ale problem w tym, że taka psychologia powinna być we wszystkich innych meczach. Bez żadnych kambeków. A wtedy mecz z Belgią pod względem znaczenia turniejowego nie znaczyłby zupełnie nic - wszystko rozwiązalibyśmy z Rumunią i Słowacją. Jeśli ten problem zostanie rozwiązany, wszystko będzie się działo!
Alexander POPOV