Mykoła Neseniuk: "Zasady piłki nożnej, które są stare jak czas, zostały zinterpretowane w nowy sposób...".

Znany dziennikarz Mykola Nesenyuk podzielił się swoimi przemyśleniami na temat nowych interpretacji zasad gry w piłkę nożną.

Mykola Neseniuk

"Jeszcze przed zakończeniem turnieju finałowego, Euro 2024 przeszło do historii piłki nożnej z nową interpretacją przepisów piłkarskich. I to nie tylko tych, które decydują o wyniku meczu. Zmieniły się również statystyki piłkarskie - w bieżącym turnieju, zgodnie z protokołami, strzelono wiele tzw. auto-goali, czyli bramek, które zostały zdobyte przez własnych zawodników, a nie przez graczy drużyn przeciwnych.

Nie znając najnowszych trendów w interpretacji piłki nożnej przez międzynarodowe instytucje piłkarskie, można by pomyśleć, że uczestnicy Mistrzostw Europy zbiorowo oszaleli i zaczęli trafiać do własnej bramki zamiast do bramki innych. Albo zostali do tego zmuszeni przez przeciwników, którzy nie mieli innego wyjścia, jak tylko trafić do własnej bramki.

W rzeczywistości nic się nie zmieniło w grze w piłkę nożną. To, co się zmieniło, to jej interpretacja. Stare zasady zostały zinterpretowane w nowy sposób i teraz, na przykład, prawie niemożliwe jest odróżnienie piłki ręcznej od przypadkowego uderzenia w rękę. A to daje pewne pole do popisu dla wyobraźni licznych sędziów uzbrojonych w elektronikę najnowszej generacji. Wróćmy jednak do "autowych goli". Przez prawie półtora wieku, odkąd wyniki meczów piłkarskich zaczęły być zapisywane w protokołach, gol samobójczy był uznawany za gola tylko wtedy, gdy obrońca zagrał słabo i trafił do własnej bramki. Dlatego takich "autowych goli" prawie nie było - zdarzały się tylko kilka razy w roku.

Co zmieniło się teraz? Zmieniło się to, że na Euro 2024 wszystkie piłki, które trafiają do bramki po rykoszecie od drużyny broniącej, są uważane za "autogry". "Autor" takiego "autowego gola" czasami nawet nie widzi piłki, która zdradziecko trafia w niego, a następnie wlatuje do jego własnej bramki. W taki właśnie sposób zapisywani są teraz strzelcy w pomeczowych raportach. Moim zdaniem jest to nie tylko niesprawiedliwe - ten, kto faktycznie trafił do bramki, zostaje pozbawiony zasłużonego "pracowitego" gola.

Jest to również nieetyczne - zawodnik, który kopnął piłkę do własnej bramki, wygląda teraz jak antybohater, który spowodował przegraną własnej drużyny. A to, biorąc pod uwagę ekstremalne napięcie w walce o każdą piłkę, ma bolesny wpływ na psychikę zawodników. Jakby tego było mało, są oni zmuszeni do gry w pobliżu swojej bramki z rękami założonymi za plecami, co uniemożliwia im grę na maksimum swoich możliwości.

Nie wiem, kiedy dokładnie wydano polecenie rejestrowania autorów strzelonych bramek, ale w oczywisty sposób wpływa to na statystyki - napastnicy zaczęli strzelać mniej goli. Mówiąc dokładniej, strzelają tyle samo goli, ale część z nich jest im "kradziona", zapisywana jako gole strzelone do własnej bramki. Gdyby tak było, wszystkie statystyki piłkarskie musiałyby zostać przepisane na nowo przez dobre sto lat, podczas których piłka była rejestrowana jako należąca do osoby, która uderzyła w bramkę, a nie do osoby, która została uderzona piłką w locie.

Gole były zdobywane przez atakujących graczy nawet po dwóch rykoszetach, a czasem nawet więcej. Pamiętam, jak w marcu 1986 roku Oleg Błochin strzelił gola przeciwko Rapidowi Wiedeń w ćwierćfinale Pucharu Króla. Wtedy, po strzale napastnika Dynama, piłka najpierw trafiła w jednego obrońcę, potem w drugiego, następnie w głowę bramkarza i wleciała do bramki! Czyli po strzale był nie jeden, a trzy rykoszety! Gol został jednak zaliczony Błochinowi. Prawdopodobnie nie mogli ustalić, który z trzech zawodników Rapidu powinien otrzymać "autowego gola"...

Dobrze, że nowy sposób prowadzenia statystyk strzelonych bramek nie wpływa na wynik - kogo obchodzi, kto zdobędzie zwycięskiego gola? Ale i tak wygląda to jakoś niesprawiedliwie - zamiast bohaterskiego napastnika, który strzelił gola, pokazuje nam się kiepskiego obrońcę, którego nazwisko na zawsze zostanie zapisane w protokole z przegranego meczu, żeby wszyscy pamiętali, kto jest winny porażki! Ciekawe, czy po obejrzeniu meczów Euro 2024 nasze mistrzostwa zaczną produkować "autogole" w ten sam sposób? Myślę, że tak. I nie jestem z tego powodu szczęśliwy" - napisał Neseniuk na swojej stronie na Facebooku.

0 комментариев
Najlepszy komentarz
Komentarz