Były pomocnik Dnipro-1 Serhiy Panasenko skomentował sytuację w swoim byłym klubie, który spadł z UPL.
- To dziwna sytuacja, wszystko było w porządku. Świetni zawodnicy, świetny zespół, a w pewnym momencie - brak klubu. Chociaż pod koniec ostatnich mistrzostw chłopakom obiecano, że wszystko będzie dobrze, wszystko zostanie zapłacone, a europejskie puchary również. Inwestor zniknął wraz z pieniędzmi. Teraz nie ma klubu i nie ma zawodników. Tak duże miasto jak Dniepr bez klubu piłkarskiego to puszka po konserwie.
- Czy w okresie, gdy grałeś w Dnipro-1, były jakieś problemy z wypłatami?
- W Dnipro-1 zawsze zdarzały się opóźnienia w wypłatach pensji i wszyscy o tym wiedzieli. Mogliśmy nie otrzymywać pensji przez trzy miesiące, a potem pieniądze przychodziły za dwa miesiące naraz. Albo mijały dwa miesiące i dawali nam jedną pensję, na różne sposoby. Rozumieliśmy to i wszystko było w porządku.
Kiedy przyjechałem, SC Dnipro-1 właśnie się odrodziło, a przynajmniej tak się wydawało. Rusol robił wszystko na najwyższym poziomie, a kiedy odszedłem i był pewien dług za cztery miesiące, zapłacono mi wszystko. Może ci, którzy mieli wyższe pensje, mieli jakieś trudności, ale ja miałem średnią pensję i wszystko zostało zrobione solidnie, z pełną wypłatą dla mnie.
- Mówi się, że kiedy Dnipro-1 grało w drugiej i pierwszej lidze, Jurij Bereza był bardziej zaangażowany w sprawy klubu. Czy komunikowałeś się z nim?
- Tak, zorganizował kilka wyjazdów do swojej restauracji po mięso. Znam Jurija Mykołajewicza i jego syna Maksyma(Maksym Bereza jest honorowym prezesem Dnipro-1 - red.). To jest rodzaj team buildingu, który zrobił dla drużyny.
Ihor Łysenko