Znany ukraiński trener Oleg Fedorchuk podsumował piłkarską historię Jewhena Konoplianki, który dzień wcześniej ogłosił zakończenie profesjonalnej kariery.
- Oleg Viktorovich, kiedy po raz pierwszy zobaczyłeś Konoplyankę?
- W młodzieżowej drużynie Dnipro. Rozmawialiśmy wtedy z dyrektorem generalnym drużyny Stetsenko, który powiedział, że to jest ich nadzieja. Ten zawodnik wyróżniał się z tłumu już w młodym wieku.
Gwiazda Jewhena zaczęła rosnąć, gdy schematy taktyczne właśnie wprowadziły specyficzną rolę dla szybkiego odwróconego skrzydłowego - czyli praworęcznego gracza, który gra na lewym skrzydle. Było to korzystne, stwarzając niedogodności dla obrońców. A my mieliśmy w tej roli gwiazdę.
- W tym czasie Dnipro nie mogło jeszcze marzyć o finale Ligi Europy, a wręcz przeciwnie, zostało wyeliminowane przez wszelkiego rodzaju "bellinzony". Czy to plus, czy minus dla Konoplyanki, że został w tym klubie, zamiast szybko awansować, jak Kuczer z Metalista do Szachtara, Stepanenko czy Sydorczuk z Metalurha Zaporoże i ten sam Maksymow z Dnipro do Dynama?
- Konoplyance pomógł fakt, że chociaż Dnipro było ambitnym klubem, bez żadnej struktury i ze względu na swoje indywidualne cechy, Zhenya mógł zrobić różnicę w poszczególnych meczach. "Dnipro pod koniec 2000 roku przypominało trochę Borussię Dortmund, kiedy było tam wielu młodych ludzi. Dla utalentowanego młodego Ukraińca było to korzystne, że zaczynał tam, a nie w dubletach Szachtara czy Dynama.
- Niemniej jednak, czy pod względem motywacji sportowej brakowało Konoplyance w porównaniu z tymi, którzy zawsze byli pod presją najwyższych zadań?
- Tak, fakt, że dla Zhenyi wszystko było łatwe, mógł być okrutnym żartem. Nie miał żadnej konkurencji, która mogłaby zahartować jego charakter. Cieszył się byciem najlepszym w Dnipro i nie zrobił takiego postępu, jak ci, którzy rywalizowali z Brazylijczykami w Szachtarze.
Konoplyanka to bardzo jaskrawy przykład silnego indywidualnie zawodnika, który nie wykorzystał w pełni swojego potencjału i dokonał niezrozumiałych przejść w swojej karierze. Zostanie zapamiętany jako bardzo utalentowany, ale nie w pełni rozwinięty.
- Na ile obecność Kanapé na boisku rzeczywiście odgrywała decydującą rolę?
- Na Ukrainie i w czasach radzieckich było mnóstwo młodych talentów, które potem gdzieś się gubiły. Wciąż nie pozbyliśmy się radzieckiego kompleksu niższości. Ludzie uspokajają się, gdy pojawiają się duże pieniądze. Porównajmy, jak czynnik pieniędzy jest traktowany na Zachodzie.
Modric, który przeszedł przez wojnę w Chorwacji, już dawno mógłby grać na Bliskim Wschodzie, ale jego profesjonalizm pozwala mu trzymać poprzeczkę wysoko, by pozostać w Realu Madryt. Gdyby Konoplyanka miał charakter Zinczenki, mógłby wiele osiągnąć, mając odpowiednie atrybuty pod względem szybkości, techniki i elastyczności. To wszystko wynika z natury. Konoplyanka ma bardzo mało z tego, co nabył. Yarmolenko jest mniej utalentowany, ale bardziej efektywny. Dlatego Andrii jest mentalnie innym zawodnikiem.
- Utalentowany, ale nie robi postępów. Więc co jest słabością Zhenyi?
- Jeśli oceniamy Konoplyankę z punktu widzenia mentalności sportowej, jego psychologia, która jest podstawą sportowca, pozostaje w tyle za resztą jego zalet. Kiedyś dogłębnie studiowałem sporty amerykańskie i było to dla mnie objawienie, że psychologia jest najważniejsza, a potem wszystko inne. Agresywność i nastawienie powinny być na pierwszym miejscu.
Kiedy zostałem trenerem, zdałem sobie sprawę, że umiejętność radzenia sobie z wyzwaniami i trudnościami przeważa nad talentem i talentem. Gdyby Konoplyanka znalazł się w bardziej konkurencyjnym środowisku, pomogłoby mu to nie popełniać błędów w swojej karierze.
- Czy Kono mógł się załamać po nieudanym transferze do Liverpoolu?
- Nie sądzę, żeby wyjazd do Anglii był wtedy dobrym pomysłem. W tamtym czasie niewiele angielskich klubów grało lekki futbol. Dla takich piłkarzy jak Konoplyanka potrzebny jest trener, który dostosowałby zawodnika do swoich ambicji. Zheka nie wyglądał na sportowca, był brutalny i naładowany. Kiedy nie grasz dobrze, humor nie pomoże. Konoplyanka jest ikoną naszego futbolu, ale mógł osiągnąć znacznie więcej, gdyby rozwinął swoje cechy silnej woli.
- Co mogło pójść nie tak, gdy grał w Europie?
- Istnieją testy psychologiczne na poczucie własnej wartości. Sportowiec musi je wykonać raz w życiu. Najlepszy wynik to 0,5-0,6. Spotkałem zawodników z jedynką - to bardzo dużo. Wydaje mi się, że wysoka samoocena mogła skłonić Zhenyę do podjęcia złych decyzji, jak to miało miejsce w przypadku jego odejścia z Sevilli.
Dużym błędem było odejście po Hiszpanii do Schalke. Gdyby Konoplyanka grał w obecnych mistrzostwach Niemiec, byłoby mu znacznie łatwiej udowodnić swoją wartość.
- Co możesz powiedzieć o swoim przejściu do Szachtara, które niewiele osób zrozumiało?
- Sam wtedy nie rozumiałem Szachtara. Możemy wiele dyskutować na ten temat, ale musimy wziąć pod uwagę motywację Konoplyanki.
- Co mogę powiedzieć o wyjazdach do Polski i Rumunii...
- Cóż, to kompletna bzdura. Dewaluowanie siebie. Lepiej już nie grać. To brak szacunku, to tylko zarabianie pieniędzy.
- Po zakończeniu kariery zawodniczej Konoplyanka postanowił zostać agentem. Czy wyniknie z tego coś dobrego?
- W każdym biznesie trzeba mieć pewien talent. Agent musi łączyć w sobie psychologa i menedżera, któremu zawodnik powierzy swoją karierę. Nie widzę tego talentu ani u Konoplyanki, ani u Zozulyi. Być może są jak wizytówka, wokół której powstanie zespół profesjonalistów.
- Dlaczego tak uważasz? Podaj mi przykład świetnej pracy agenta.
- Najfajniejszym wyznacznikiem pracy agenta jest znalezienie piłkarza w młodym wieku i wprowadzenie go na najwyższy poziom. Pamiętam, jak Lesha Lyundovsky opowiadał mi o Dovbyku, gdy ten miał 15 lat. Powiedział: Znalazłem gościa, który przebiega 30 metrów w 3,7. Dużo w niego zainwestował i to jest jego sukces.
Miałem świetny przykład współpracy z Lundovskym, kiedy trenowałem Mykolaiv. Poprosił mnie, abym wziął do drużyny Serhija Zahynailova. Facet leciał w przepaść, cierpiałem z nim przez dwa miesiące, ale potem wyzdrowiał i zrobił dobrą karierę. Grał nawet w europejskich pucharach!
Z agentami w piłce nożnej jest tak: kiedy zawodnikowi dobrze idzie, chrzcisz z nim dzieci, zarabiasz pieniądze, spędzasz czas. I starasz się pomóc, gdy sprawy nie idą tak gładko.
Wciąż pamiętam historię, kiedy Rakitskiy podpisał swój pierwszy profesjonalny kontrakt. Po rozmowie z Achmetowem Jarosław powiedział swojemu agentowi, że już go nie potrzebuje(uśmiech).
Oleksandr Karpenko.