Napastnik Dynama Kijów Vladyslav Vanat, który wykorzystał rzut karny i przyczynił się do zwycięstwa swojej drużyny 3:0 nad Partizanem we wczorajszym meczu drugiej rundy kwalifikacyjnej Ligi Mistrzów, podzielił się swoimi wrażeniami z meczu.
- Vladyslav, gratuluję zwycięstwa. Jakie są Twoje emocje po zwycięstwie w drugiej rundzie kwalifikacji do Ligi Mistrzów?
- Moje emocje są bardzo pozytywne, ale nawet nie mam siły ich opisywać. Cieszymy się, że przeszliśmy dalej, że wygraliśmy oba mecze pewnie i z takim przeciwnikiem, który był niezwykle zmotywowany.
- Ogólnie rzecz biorąc, czy po wyniku pierwszego meczu łatwo było nastawić się na rewanż?
- Nie tak łatwo. Rozumieliśmy, że mamy przewagę czterech bramek, ale to nie miało znaczenia, ponieważ musieliśmy wyjść i daleko odjechać tej drużynie.
- Czy w rzutach karnych zdecydowałeś z Yarmolenko, kto wykona rzut, czy wiedziałeś na pewno, że sam wykonasz rzut z 11 metrów?
- Zapytałem Buyalsky'ego i Yarmolenko, czy mogę oddać strzał. Pozwolili mi na to, więc dziękuję im za to. Piłka nożna to gra zespołowa, a oni zachowali się jak zespół, pozwalając mi strzelić gola, więc jestem im wdzięczny.
- Ogólnie rzecz biorąc, czy rozmawialiście ze sobą o tym, że to zwycięstwo jest niezwykle ważne dla Ukrainy?
- Oczywiście, wszyscy czytają wiadomości i to, co wydarzyło się podczas tych dwóch meczów, napięcie w mediach społecznościowych i Internecie, wszyscy wszystko zrozumieli. Dobrze więc, że udało nam się wygrać, zwłaszcza tak pewnie.
- Teraz czas na Rangersów. Czy spojrzałeś już na swojego przyszłego przeciwnika, czy nie miałeś takich myśli przed rewanżem z Partizanem?
- Nie, nie miałem, czekałem na drugi mecz z Partizanem, aby sfinalizować nasz awans do następnej rundy. Jutro zaczniemy przygotowania do meczu z Rangersami.
- Jak ogólnie oceniasz poziom przygotowań do nowego sezonu? Czy na podstawie meczów z Partizanem uważasz, że drużyna jest w najlepszej formie?
- Myślę, że przygotowania wciąż trwają, mistrzostwa nawet się jeszcze nie zaczęły. Wszyscy się przygotowują, starają się dać z siebie wszystko. Oczywiste jest, że w pierwszych meczach wciąż jest ciężko, ale dołożymy do tego swoje cegiełki. Co więcej, wciąż jest miejsce na poprawę.
- Jak drużyna wspierała Maksyma Dyachuka, który doznał poważnej kontuzji?
- Nie było go w szatni. Rozumiem, że pojechał do szpitala. Oczywiście, nawet gdy wsiadał do samochodu na boisku, wszyscy mówili mu, żeby nie był rozczarowany i trzymał się. Życzymy mu tylko zdrowia.