Były zawodnik Dynamo, Szachtara i reprezentacji Ukrainy Junior Moraes podzielił się swoimi wspomnieniami z początku inwazji Rosji na Ukrainę.
"Bardzo trudno jest o tym myśleć. Czasami mam nawet omamy, gdy próbuję sobie przypomnieć początek tego wszystkiego. Dzięki Bogu, moja rodzina utknęła w Brazylii kilka dni wcześniej, ponieważ jeden z moich krewnych zachorował na Covid tuż przed wejściem na pokład samolotu do Ukrainy.
Stało się to w niedzielę, a w środę (właściwie w czwartek wieczorem - red.) wybuchła wojna. Byłem sam z moim przyjacielem Luciano i jego synem. Obudził mnie o 5 rano, był taki blady. Cały czas pokazywał mi swój telefon: "Patrz, patrz, Ukraina jest bombardowana, jest wojna". Myślałam, że to zły sen, nie mogłam w to uwierzyć.
Wojna w domu, w 2022 roku? Jak to możliwe? Zacząłem widzieć bomby z okna mojego mieszkania w Kijowie. Nie wiedziałem, czy tam zostać, czy wsiąść do samochodu i wyjechać. To był koszmar. "Szachtar umieścił nas w hotelu, drogi były zablokowane. Mogłem się tylko modlić. Byłem bezradny. Klub szukał rozwiązania, aby wydostać nas z kraju, gromadząc zawodników i rodziny w jednym miejscu. Wiele zawdzięczamy klubowi.
W Kijowie wybuchła panika. Nie było łatwo to wszystko zorganizować. Po trzech i pół dnia otrzymaliśmy wsparcie logistyczne od Oleksandra Cheferina, dzięki czemu mogliśmy przekroczyć granicę.
Przez długi czas nie mogłem rozmawiać z rodziną, to było bardzo trudne. To było tak, jakby ludzie wokół nas stracili swoje marzenia. Musimy powiedzieć przywódcom tego świata, że wojna musi się skończyć teraz. Teraz, nie jutro. Ukraina musi wygrać i wygra, to nie Ukraina zabija niewinnych ludzi" - powiedział Moraes.