Andrij Połunin: "Nie powinniśmy pochować Kryvbasa przedwcześnie"

W pierwszym meczu kwalifikacji Ligi Europy Kryvbas przegrał z czeską Victorią 1-2. Były zawodnik reprezentacji Ukrainy i Kryvbasu Andriy Polunin podzielił się swoimi wrażeniami z wczorajszego meczu w słowackich Koszycach:

Andrij Połunin

- Podobał mi się sposób, w jaki podopieczni Jurija Wernyduba grali w pierwszej połowie. Każdy zawodnik wyraźnie znał swój manewr, gra sprawiała całościowe wrażenie i ukraińska drużyna mogła zejść na przerwę z większym prowadzeniem.

- Ale zaraz po przerwie Kryvbas był zupełnie inną drużyną. Dlaczego?

- Trudno mi wytłumaczyć te zmiany w nastrojach nominalnych gospodarzy. Być może uznali, że zwycięstwo im nie ucieknie i dlatego zwolnili tempo. A doświadczona Victoria właśnie tego potrzebowała. Goście zaczęli aktywniej poznawać drużynę z Krzywego Rogu na swojej połowie boiska i popełniali błędy. Najwyraźniej Kryvbas został również wytrącony z równowagi przez szybko straconą bramkę. Gdy Czesi nadal naciskali, można było odnieść wrażenie, że coraz trudniej jest Kryvijovi Rihowi uciec spod presji. Kolejna strata piłki przy własnym posiadaniu doprowadziła do drugiego gola - 1-2.

- Victoria nadal utrzymywała wysokie tempo, ale okazało się, że Kryvbas również może zwiększyć swoją intensywność.

- Dlatego szkoda, że Kryvbas obudził się dopiero, gdy po raz drugi stracił bramkę. Były szanse na ucieczkę, ale zawiodła egzekucja. Szkoda, że wszystko skończyło się na małym minusie, że Ukraina nie uzupełniła ponownie swoich punktów w tabeli współczynników UEFA.

- Jak po tej porażce u siebie oceniasz szanse Kryvbasu na awans?

- Jestem optymistą. Kryvbas ma wszelkie szanse, aby zemścić się w Pilznie. Jednak trener Jurij Wernydub musi przede wszystkim znaleźć przyczyny porażki swojej drużyny na początku drugiej połowy i wyciągnąć właściwe wnioski. Ważne jest, że Kryvbas jest walczącą, szybką drużyną, która stara się grać pionowy futbol. Chciałbym tylko, żeby ich cel był dobry. "Viktoria" nie wygląda na przeciwnika nie do przejścia.

Maksym Kowalenko

Komentarz