Główny trener Minaya Zeljko Ljubenovic potwierdził informację o swojej rezygnacji ze stanowiska.
- Potwierdzam. Zgadza się.
- Kogo z zarządu poinformowałeś o swojej decyzji?
- Najpierw dyrektorowi sportowemu Sergeyowi Bilanowi, a następnie prezesowi klubu Valeriyowi Peresolyakowi.
- Obaj przez telefon?
- Nie. Dyrektor sportowy - osobiście, a prezes - przez telefon.
- Jak zareagowali?
- Bilan nie przyjął mojej rezygnacji, a prezes powiedział, że wszystko omówimy na spotkaniu.
- Czyli nie spotkałeś się z nim od dwóch dni?
- Nie. Wciąż czekam na to spotkanie.
- A jeśli założymy, że z powodu zatrudnienia lub z innego powodu prezes nie będzie mógł się z Tobą spotkać przed pierwszym meczem mistrzostw z Prykarpaciem Iwano-Frankowsk, to co wtedy?
- Nawet jeśli to spotkanie się odbędzie, to i tak będę na ławce trenerskiej w meczu z "Prykarpattyą". Jak to będzie - wszystko zależy od naszej rozmowy z Valeriyem Peresolyakiem.
- Jaki jest powód Twojej decyzji o rezygnacji?
- Nie chciałbym o tym mówić. Jest wiele powodów.
- Jeden z nich jest związany z utratą przez "Minaj" szansy na pozostanie w Premier League?
- Nie, to nie jest żaden powód. Byłem gotowy do pracy w pierwszej lidze, to nie jest dla mnie problem.
- Ostatnie słowo w Twoich zawodowych losach należy do prezesa klubu czy innych osób ze sztabu zarządzającego klubem?
- Oczywiście do prezesa.
- Na samym początku lata byłeś uczestnikiem epopei z przejściem na stanowisko głównego trenera "Ingults", teraz czeka Cię nowa przygoda. Czy takie perypetie w karierze hartują cię czy męczą?
- Po wszystkich takich sytuacjach staję się tylko silniejszy. Niemniej jednak proszę wszystkich dziennikarzy, aby mnie zrozumieli: nie chcę zdobywać popularności i być bohaterem wiadomości na takie tematy. Dlatego nie udzieliłem nikomu wywiadu na temat moich zamiarów. Wolałbym zdobywać popularność na skraju boiska piłkarskiego, a nie wiadomościami o mnie. Dlatego mam nadzieję, że ten temat zostanie zamknięty.
Andriy Pisarenko