"To był stromy szczyt. Kompletne fiasko" - były zawodnik Metalista 1925 o występach drużyny pod wodzą Skrypnyka.

Były zawodnik Metalista 1925 Charków, Mykyta Bezuglyi, szczerze wyjaśnił, jak jego była drużyna, z ambitnym prezesem Dmytro Nosovem, najlepszym trenerem Viktorem Skrypnykiem i wieloma gwiazdami, zdołała spaść z UPL.

Nikita Bezuglyi

- Ostatnie sześć miesięcy nie było udane dla Metalista 1925. Pod wodzą Skrypnyka drużyna najpierw odpadła z UPL, a następnie straciła szansę na powrót do elity poprzez Turniej Czterech Państw. Co było tego przyczyną?

- Ciężko powiedzieć. To był stromy szczyt. Kompletne fiasko. Zastanawiałem się nad tym. Może nie dostosowaliśmy się do konkretnej taktyki. Graliśmy dużo diamentami. Gdzieś ta taktyka jest ryzykowna.

Niemniej jednak nie tylko taktyka była problemem. Gdybyśmy przegrali trzy lub cztery mecze, to byłaby jedna rzecz, ale mieliśmy około dziesięciu porażek. Dlatego nikt nie jest na pewno winny. Wszyscy są winni: zawodnicy, trenerzy, dyrektorzy, administratorzy, masażyści, lekarze... Każdy może wziąć za coś odpowiedzialność.

- Jak drużyna ogólnie przyjęła Skrypnyka?

- Oczekiwania były bardzo wysokie. Osiągnął sukces z Zoryą, a pod koniec przedostatnich mistrzostw wywalczył miejsce w Pucharze Europy z Vorsklą. Jednak w Metalist 1925 nie było żadnego wyniku. Wszystko się rozmyło. To nie był zbyt dobry okres. Kiedy dużo przegrywasz, nie możesz oczekiwać niczego dobrego.

- Czy drużyna w pełni zrozumiała wymagania nowego trenera?

- Cóż, nie wiem. Musieliśmy sporo biegać na różnych pozycjach. Być może niektórzy zawodnicy nie byli do tego przyzwyczajeni. Potrzebowali czasu na adaptację. Wydaje mi się, że sytuacja poprawiała się z każdym meczem, ale czegoś brakowało.

Warto powiedzieć, że bez względu na to, ile grasz na obozach treningowych, mistrzostwa są zupełnie inne. Tam wszystko jest karane znacznie szybciej. Przeciwnicy są bardziej zmotywowani i mogą odejść od swojej taktyki. Na zgrupowaniu niektóre drużyny grały podaniami, podczas gdy na mistrzostwach polegały na sztukach walki, pierwszej piłce, zbiórkach i agresywnej grze.

Być może brakowało nam agresji w naszych poczynaniach z przodu. Mówiono nam o tym jeszcze przed Skrypnykiem. Kontrolowaliśmy piłkę, ale gdy dochodziliśmy do bramki, nie oddawaliśmy strzałów, nie atakowaliśmy pola karnego. Zaczęliśmy podawać do bramkarza i tak dalej. Skrypnyk próbował to naprawić, ale jak widać, to też nie zadziałało.

- Były jakieś problemy z charakterem?

- Było sporo meczów, w których przegrywaliśmy pierwsi i może nie wierzyliśmy w zwycięstwo. Mogliśmy wyrównać wynik, ale nie starczyło nam sił na więcej. Po straconej bramce drużyna się zniechęcała.

- W trakcie sezonu Skrypnyk zmienił pozycje wielu zawodników na boisku. Jak komfortowo czuli się zawodnicy i czy miało to negatywny wpływ na wynik?

- Szczerze mówiąc, nie rozmawiałem ze wszystkimi na ten temat. Osobiście starałem się dostosować. Moją główną rolą jest środek obrony. Tam czuję się najlepiej. Boki obrony mają swoje własne niuanse, ale jeśli drużyna mnie potrzebuje, mogę również pokryć te pozycje. W Metalist 1925 grałem na wszystkich czterech pozycjach w obronie.

W taktyce Skrypnyka nie ma skrzydłowych. Dlatego jeśli skrzydłowy zostanie przesunięty bliżej środka, będzie miał mniej czasu na podejmowanie decyzji. Może ktoś nie czuł się zbyt komfortowo. Są to jednak moje osobiste przemyślenia. Powtarzam, nikogo o to nie pytałem.

- Czy w pewnym momencie drugiej części sezonu zdałeś sobie sprawę, że sprawy idą w złym kierunku?

- Szczerze mówiąc, wszyscy mówiliśmy, że potrzebujemy zwycięstwa i wszystko pójdzie dobrze. Pokonaliśmy jednak Vorsklę 3-2, a w kolejnym meczu niestety przegraliśmy z Chornomorets 0-3. Moja czerwona kartka odegrała pewną rolę. Gdybyśmy wygrali, mielibyśmy większe szanse na uratowanie się.

Myślę, że kiedy nie mogliśmy wygrać trzech lub czterech meczów, zaczęliśmy mieć wrażenie, że wszystko idzie nie tak.

- Czy były jakieś napięcia między nowymi zawodnikami, którzy przyszli ze Skrypnykiem, a starymi wyjadaczami?

- Może były, nie wiem. Kiedy do drużyny dołączali wybitni zawodnicy, wiele od nich oczekiwano, podobnie jak od Skrypnyka. Doświadczenie pokazuje, że nie jest faktem, że zawodnicy statusowi będą grać na innym poziomie. Różnica w umiejętnościach może nie być bardzo zauważalna.

- Jak przygotowywaliście się do Turnieju Czterech Drużyn?

- Latem nastąpiły zmiany w składzie. Trener zaprosił kilku dobrych zawodników o dużych nazwiskach. Oczekiwaliśmy, że pomogą nam poprawić sytuację, więc podchodziliśmy do turnieju z nadzieją. Niestety, nic się dla nas nie zmieniło.

Ponieważ zawody zostały zatwierdzone w ostatniej chwili, opóźniło się nasze zgrupowanie. Nie było jasne kiedy, gdzie i z kim zagramy. Z tego powodu nie mogliśmy nawet spędzić normalnego weekendu. Zdecydowaliśmy, że dla takiej szansy możemy cierpieć. Mimo wszystko była szansa na wygranie kilku meczów i powrót do UPL, a nie pozostanie w Pierwszej Lidze na cały rok.

- Jak wyglądała sytuacja ze Skrypnykiem po meczu z Lewobrzeżem (1-1, karne 4-5)?

- Natychmiast wszedł do szatni, uścisnął wszystkim dłonie i powiedział, że zamierza zrezygnować. Powiedział: "To też jest doświadczenie, dziękuję wszystkim za pracę". Spakował swoje rzeczy i wyszedł. Asystenci Skrypnyka nawet o niczym nie wiedzieli. Na początku myśleli, że jest emocjonalny. Okazało się, że mówił poważnie.

- Czy ktoś z zespołu próbował wpłynąć na Skrypnyka, by zmienił zdanie?

- Wiem, że Maksym Imerekov, jako kapitan, zadzwonił do niego, aby dowiedzieć się, jaka jest sytuacja. Ostatecznie, jak widzimy, ten telefon nie przyniósł żadnego efektu. Prawdopodobnie Skrypnyk miał już dość braku wyników i podjął decyzję. Moim zdaniem, nawet gdybyśmy poprosili go o pozostanie w drużynie, nie bylibyśmy w stanie niczego zmienić.

- Jak widzisz perspektywy Metalista 1925 w pierwszej lidze?

- Przeciwnicy Metalista 1925 będą w zupełnie innych nastrojach. To bardzo silny zespół pod względem finansowym i doboru zawodników. Teraz mają trenera, który zdobywał brązowe medale w Ukrainie. Będzie się z nimi grało podobnie jak z Szachtarem w UPL - niskim blokiem.

Warto również wspomnieć, że pierwsza liga ma boiska gorszej jakości niż UPL. Będzie to działało na korzyść przeciwników Charkowa, ponieważ van Leeuwen wpaja swoim zawodnikom szybkie podania. Wszystko to utrudni Metalistowi 1925 tworzenie okazji bramkowych, a tym samym zmniejszy jego szanse na zwycięstwo.

Dlatego, rozumiejąc te czynniki, bardzo trudno jest przewidzieć, jaki będzie wynik.

Dmytro Venkov

0 комментариев
Komentarz