Andriy Bashlay: "Alijew już wtedy miał świetny strzał z dwóch nóg. Te piłki leciały jak z armaty".

Andrii Bashlay, wychowanek Dynama Kijów i były obrońca młodzieżowej reprezentacji Ukrainy, wspominał lata spędzone w stołecznym klubie.

Andriy Bashlay

- Jak trafiłeś do Dynama?

- Kiedy miałem 13 lat, zostałem zaproszony do Dynama przez Oleksandra Shpakova. To znany trener, który wychował Andrija Szewczenkę.

- Jaka była twoja pierwsza pensja w Dynamie i na co ją wydałeś?

- 100 dolarów, w Dynamo-3. Nie mogę powiedzieć, że wydałem je na coś konkretnego. Nasza rodzina nie była zbyt bogata, więc było jej łatwiej, gdy zacząłem zarabiać. Nie musieli już kupować mi rzeczy, bo sam mogłem się utrzymać.

- W Dynamie nie byłeś częścią legendarnej akademii Pavlo Yakovenko, zawodników urodzonych w 1985 roku, ale grałeś pod jego wodzą w ukraińskiej drużynie młodzieżowej. Czy doświadczyłeś niesamowitego wysiłku fizycznego?

- Tak, trochę tego doświadczyłem. Oczywiście było ciężko, ale droga do sukcesu nigdy nie jest łatwa. Dużo biegaliśmy i ciężko pracowaliśmy. Najwyraźniej dlatego ludzie osiągnęli coś później. Trudno teraz ocenić, czy to wszystko było konieczne, czy może lepiej byłoby zachować zdrowie i zapał na przyszłość.

- Czy zawodnicy wymiotowali od wysiłku na treningach?

- Myślę, że każdemu się to zdarzyło. To w zasadzie normalna historia. Oczywiście mi też się to zdarzyło.

- Artem Milevskyi i Oleksandr Aliev to największe ukraińskie talenty Dynama, które poznałeś?

- Było wiele talentów. Jednak komuś przeszkadzały kontuzje, komuś nie ufano... Artem i Sasza osiągnęli więcej niż inni. Tak się po prostu stało. Zasłużyli na to swoją pracą.

Uzupełniali się nawzajem. To, czego brakowało Artemowi, miał Sasha i na odwrót. Sasha miał oczywiście świetny strzał z dwóch nóg. Te piłki leciały jak z armaty. Artem nie miał takiego strzału. Ale był bardzo dobry w kryciu piłki swoim ciałem. Obrońcom trudno było się do niego zbliżyć i często go faulowali. Artem zdobywał rzuty wolne i karne, a Sanya je wykorzystywał.

- Czy miałeś jakieś pamiętne historie z którymś z braci Surkis?

- W 2004 roku Dynamo wysłało drugą drużynę do Moskwy na Puchar Wspólnoty Narodów, ponieważ nawierzchnia areny Spartaka była słabej jakości. Zdecydowano, że pierwsza drużyna będzie przygotowywać się do mistrzostw na dobrych boiskach gdzieś w Hiszpanii lub Turcji.

Turniej był na wysokim poziomie z silnymi drużynami. Wyszliśmy z grupy, ale w ćwierćfinale przegraliśmy z Sheriffem (0-1). To były ważne zawody dla Dynama, ponieważ drużyna wygrała je wcześniej i grała w finale.

Potem Ihor Mychajłowycz zebrał nas w bazie i zbeształ. Ukarał nas też grzywną. Wiedział wszystko o wszystkich i potrafił każdemu przedstawić fakty. Nie wymieniał żadnych nazwisk, ale wszyscy rozumieli, że chodzi o niego. Nie było sensu się kłócić.

- Jak blisko pierwszej drużyny byłeś podczas swoich lat w Dynamie?

- Grałem dla Dynama-2, podwójnie, i brałem udział w meczach towarzyskich pierwszej drużyny podczas międzynarodowych występów. Często dołączałem do treningów z pierwszą drużyną. Czekałem na swoją szansę, ale niestety.

- Czego zabrakło?

- Ciężko powiedzieć. Konkurencja była duża, były też kontuzje, które wymagały operacji. Czegoś mi brakowało. Może trochę atletyzmu. Byłem trochę lekki. Nie narzekam jednak i nie obrażam się na nikogo.

- Jak to się stało, że opuściłeś Dynamo?

- Miałem pięcioletni kontrakt, podczas którego grałem na wypożyczeniu w Arsenale Kijów, gdzie rozegrałem kilka meczów w UPL, Obolonie i Karpatach. Potem umowa wygasła i nie było sensu jej przedłużać. Pierwsza drużyna nie potrzebowała mnie w tym czasie, a oczywiście w drugiej drużynie byli już młodzi zawodnicy, którym trzeba było dać szansę.

Kiedy zostałem wolnym agentem, moim pierwszym klubem była Stal Ałczewsk.

- Opuszczałeś swój macierzysty klub z ciężkim sercem?

- Nie było nic ciężkiego. Takie jest życie. Nie każdy może grać dla Dynama czy Realu Madryt. Jest wiele innych świetnych drużyn z dobrymi warunkami, trenerami, gdzie można zarabiać pieniądze i cieszyć się futbolem. Nie było z tym żadnego problemu.

- Po odejściu z Dynama grałeś wyłącznie dla drużyn z pierwszej i drugiej ligi w Ukrainie. Jak myślisz, jak wykorzystałeś swój potencjał?

- Nie było innych ofert. Kiedy kluby Premier League mnie zaprosiły, wciąż miałem kontrakt z Dynamem i niestety nie pozwolili mi odejść. Były naprawdę dobre opcje. Później, kiedy już opuściłem Dynamo, te oferty już nie przychodziły.

Myślę, że grałem w przyzwoitych drużynach. Spędziłem sporą część mojej kariery w Sewastopolu. Naprawdę miło to wspominam. Jaką byliśmy drużyną, jaka atmosfera panowała w mieście i na stadionie, jakie było wsparcie... Osiągaliśmy tam świetne wyniki.

Oczywiście nie obyło się bez błędów, jeśli przeanalizujemy moją karierę. Po prostu czasem coś zależało ode mnie, a czasem nie.

- Czy nie było trochę za wcześnie, by przestać grać w wieku 29 lat?

- Otrzymałem propozycję pracy w szkółce Dynama. Mogłem i chciałem grać gdzie indziej, ale zdawałem sobie sprawę, że mój piłkarski wiek powoli dobiega końca. A Dynamo nie dzwoni do ciebie codziennie. Czy zaprosiliby mnie tam ponownie za rok lub dwa? Nie wiem.

W żaden sposób nie żałuję swojego wyboru. Shpakov wiele mnie nauczył. Potem poszedłem do pracy w Akademii w samą porę na hiszpańską siedzibę Serhiya Rebrowa. Szefem akademii był Alberto Bosch, pracowaliśmy nad hiszpańskimi programami. Warto wejść w taki system i zobaczyć, że futbol naprawdę nie stoi w miejscu.

W porównaniu do tego, jak trenowałem jako dziecko, to są zupełnie inne wymagania. To było naprawdę ciekawe. Bardzo fajna szkoła trenerska i piłkarska.

- Co sądzisz o dzisiejszym Dynamie?

- Miło widzieć, że nasi młodzi zawodnicy naprawdę teraz grają, otwierają się i udowadniają swoją wartość. Gdyby nie wojna, sytuacja mogłaby wyglądać inaczej. Ale teraz chłopaki dostają szansę. Kiedy byłem w Dynamie, mogłem tylko o tym pomarzyć.

Oglądam i kibicuję. Cieszę się, gdy na boisko wychodzą zawodnicy, z którymi udało mi się pracować w akademii Dynama. Są to Christian Bilovar, Ruslan Neshcheret i Matvey Ponomarenko.

- Czy Dynamo odzyska w tym sezonie złote medale UPL?

- Myślę, że tak. Widzę, że Szachtar przeżywa ciężkie chwile. Nie wiem dlaczego. Może brakuje im spinacza. Nie można grać na trzech frontach przez cały sezon z 11 zawodnikami. Ludzie męczą się fizycznie i emocjonalnie. Do tego dochodzą kontuzje i choroby. Do wyników potrzebna jest rotacja.

Dmytro Venkov

0 комментариев
Komentarz