Były obrońca kijowskiego Dynama, londyńskiego Arsenalu i reprezentacji Ukrainy Oleg Łużny dokonał prognozy na mecz Arsenal – Szachtar w ramach trzeciej kolejki głównego etapu Ligi Mistrzów sezonu 2024/2025.
— Oleg Romanowiczu, Arsenal to dla Ciebie drużyna, która nie jest Ci obca. Jak wspominasz swoje lata w Północnym Londynie?
— To były jedne z najlepszych lat w mojej karierze. Drużyna była dobrze zgrana, zespół był wspaniały. Każdego roku walczyliśmy o trofea. Jestem bardzo zadowolony z okresu, jaki spędziłem w Arsenalu.
— Całe 22 lata Arsenal prowadził na boisku Arsene Wenger jako główny trener. Co dał on klubowi?
— On przyniósł w ogóle do Anglii inną kulturę i spojrzenie na futbol. Dotyczyło to zarówno przygotowań do gier, spraw codziennych, jak i kuchni. W Arsenalu zmienił bardzo wiele na lepsze. Wprowadził taką grę, która pozwoliła zespołowi wspiąć się na wysoki poziom.
— Jakim był trenerem i człowiekiem?
— Bardzo inteligentny i mądry człowiek. Szanował każdego zawodnika i traktował ich jak swoich synów. Tak samo zawodnicy starali się mu odpowiedzieć i nie zawieść.
— Jak osobiście układały się Wasze relacje?
— Doskonale. Przed meczem Ukraina – Belgia (0:0) na Euro-2024 spotkałem się z Wengerem i rozmawialiśmy przez około godzinę. Arsene pracuje teraz w FIFA, pytał o sytuację w Ukrainie i wojnę. Zauważyłem u niego chęć pomocy w rozwoju ukraińskiego futbolu.
Powiedział, że po wojnie należy koniecznie coś wspólnie zrobić dla podniesienia dziecięcego futbolu, ponieważ wszystkie nasze problemy kryją się właśnie tam.
— Zapamiętałeś jakąś osobistą historię z Wengerem?
— Powtarzam, miał on szczególne podejście. Wenger już wtedy rozumiał, że jednym składem liczącym 12-15 osób niemożliwe jest przetrwać cały sezon, grając dwa mecze w tygodniu. Trzeba mieć po dwóch równorzędnych piłkarzy na każdą pozycję.
Kiedy grałem w Arsenalu, miałem już 32 lata. Pewnego razu zdarzyło mi się zagrać cztery czy pięć pełnych meczów z rzędu dosłownie w ciągu dwóch tygodni. Wenger podszedł do mnie i powiedział: „Możesz pojechać do Cannes na trzy dni i odpocząć, trochę się zrelaksować”. Czy wyobrażasz sobie, aby w Ukrainie trener w trakcie sezonu podszedł do zawodnika i zaproponował coś takiego?
Oto jak Wenger odnosił się do graczy. On zdawał sobie sprawę, że potrzebuję chwili, aby się odłączyć i przeładować. Wiedział, że wszystko będzie w porządku, i że nikt go nie zawiedzie.
— Już pięć lat Arsenal prowadzi młody, ambitny trener Mikel Arteta, który wydaje się przywracać „kanonierom” wcześniejsze pozycje. Czy to nowy Wenger dla Arsenalu?
— Arteta jeszcze nic istotnego nie wygrał z Arsenalem. Nie mogę jednoznacznie o nim powiedzieć, ponieważ go nie znam. Wszyscy mówią, że jest dobrym specjalistą. Widzicie, w ostatnich dwóch latach Arsenal walczył o pierwsze miejsce.
— Czy sprawiedliwe jest uważać, że pod koniec epoki Wengera fani Arsenalu mieli już zmęczenie nim, jednak z latami nastąpiła przewartościowanie?
— Po prostu kibice przyzwyczaili się, że Arsenal ciągle coś wygrywał. Potem nastąpiła zmiana pokoleń, a Wenger potrzebował czasu, aby nawiązać nowe relacje. Jednak w Anglii nikt nie daje ci czasu. Tam trzeba wygrywać. Dlatego kibice byli niezadowoleni.
Póki Wenger budował nową drużynę, zajęli czwarte miejsce. Chociaż to również nie jest źle. Arsenal co roku występował w Lidze Mistrzów, dzięki czemu miał poważny dochód. Kiedy Wenger już przeszedł, myślę, że kibice żałowali.
— Niezwykle ważną postacią dla tamtego Arsenalu był Thierry Henry. Czy Londyńczycy mają teraz zawodnika przynajmniej w przybliżeniu takiego poziomu?
— Nie tylko w Arsenalu, ale w Europie i na całym świecie obecnie nie ma piłkarzy nawet w przybliżeniu na takim poziomie. Zawodnicy kalibru Henry`ego rodzą się raz na 50 lat. Może nawet 100.
— Czy Henry rzeczywiście można zaliczyć do grona zawodników, którzy niesłusznie zostali pozbawieni Złotej Piłki?
— Zdecydowanie. Henry, Andrés Iniesta, Xavi i Gianluigi Buffon — to zawodnicy, którzy, jak uważam, niesłusznie nie otrzymali Złotej Piłki. Dlaczego nie dali? Nie wiem. Po co Lionelowi Messiemu i Cristiano Ronaldo po pięć-sześć Złotych Piłek? Każdego roku można było nagradzać kogoś nowego.
— Ciekawe, że w 2004 roku, kiedy Złotą Piłkę zdobył Andrij Szewczenko, Henry zajął w głosowaniu tylko czwarte miejsce, jednak wielu fanów nadal uważa, że to właśnie Francuz zasługiwał na nagrodę w tamtym roku. A jaka jest Twoja opinia?
— Szewczenko również był wtedy w szczytowej formie i miał bardzo udany rok. I nie tylko ten rok był dla niego udany. Nie zapominaj, że wcześniej Szewczenko dwa razy zajął trzecie miejsce w głosowaniu Złotej Piłki. Dlatego uważam, że zasłużył na tę nagrodę. A co do Henry, to w tamtych czasach można było mu wręczać Złotą Piłkę prawie w każdym sezonie.
— Osobiście w ukraińskim futbolu masz reputację jednego z najtwardszych zawodników. Jednak razem z Tobą w Arsenalu grał taki potwór, jak Patrick Vieira. Można powiedzieć, że Vieira był twardszym zawodnikiem niż Łużny?
— Cóż... Można powiedzieć, że był twardszy. Oczywiście. W tamtych czasach wszyscy piłkarze byli brutalni. Na boisku nie grali intelektualiści, żebyś wiedział. Każdy mógł zagrać twardo i zafundować. Kto nie grał w taki futbol, ten po prostu tam nie przetrwał. Trzeba było działać i grać ostro.
— Czy w Arsenalu lub Szachtarze dziś widzisz brutalnych zawodników typu Vieira? Może Taras Stepanenko jest ostatnim Mohikaninem?
— A teraz w ogóle nie ma takich ludzi. Pokolenie się zmieniło. Nie rozumiem ich, szczerze mówiąc. Zawodników na poziomie Henry’ego i Vieiry dziś nie ma ani w Arsenalu, ani w Szachtarze.
Stepanenko? Tak, dobry piłkarz, podoba mi się. Dobrze radzi sobie w obronie, jest oddany, waleczny, nie oszczędza się na boisku i wchodzi w każde starcie, ale jednak nie jest zawodnikiem takiego poziomu.
— Domowy stadion Arsenalu „Highbury” rzeczywiście miał szczególną atmosferę?
— Tak. Pomieścił 38 tysięcy widzów, a bilety tam sprzedawano praktycznie tylko w formie abonamentów. Każda osoba, która przychodziła na stadion, siedziała na swoim miejscu przez 10-15 lat. Kibice przychodzili na futbol jak do drugiej rodziny. Znali, kto siedzi po lewej, prawej, z przodu i za nimi, i przyjaźnili się ze sobą.
Gdy Arsenal przeniósł się na „Emirates”, oczywiście wszystkie miejsca zostały pomieszane. Wiem, że do dziś wielu starych kibiców Arsenalu przeżywa z tego powodu.
Aura na „Highbury” była szczególna. Ważne, że tam ludzie rozumieli futbol. Nie było tak, żeby obrażali swoich zawodników czy coś takiego. Obcych – tak, było. Jeśli ktoś z Arsenalu popełniał błąd, nikt nie podnosił głosu. Tylko wspierali i kibicowali od pierwszej do ostatniej sekundy w każdym meczu. Ludzie siedzieli na trybunach jak w teatrze.
— Jak porównujesz „Emirates” do „Highbury”?
— Nowy stadion jest duży, trybuny są trochę dalej od boiska. To zupełnie coś innego. Z „Highbury” nie da się porównać. Na starej arenie, nawet jeśli rzucałeś aut, podchodziłeś do ludzi prawie na cztery-pięć metrów.
— Czy to oznacza, że Szachtarowi przeciwko Arsenalowi na „Emirates” będzie łatwiej, niż teoretycznie grać na „Highbury”?
— W tym względzie nie nadawałem temu zbyt dużego znaczenia. Wiem po sobie, że kiedy zaczyna się mecz, zawodnicy całkowicie zanurzają się w wir wydarzeń na boisku i abstrahują od trybun.
— Arsenal już od 30 lat nic nie wygrywa na międzynarodowej arenie. Za Twoich czasów drużyna była bliska europejskiego trofeum, ale w 2000 roku niespodziewanie przegrałeś w finale Pucharu UEFA z Galatasaray (0:0, karne 1:4). Czy to była niedocenienie przeciwnika?
— Tak, to była 100% niedocena. Później mówiliśmy o tym między sobą. Przyjechaliśmy na mecz z myślą, że już wygraliśmy puchar. I wszystko.
— Jaki był kluczowy moment tego meczu lub serii rzutów karnych?
— Seria rzutów karnych — to już późno. To kwestia tego, kto jest lepiej psychicznie przygotowany. Nie poszło nam. Choć nie zagraliśmy zbyt dobrze w tym finale. Galatasaray także miał dobrą drużynę i mocno się nastawili na grę.
— To był duży cios dla Wengera?
— Tak, nie tylko dla Wengera. To był cios zarówno dla zawodników, jak i dla zarządu oraz kibiców. Wyobrażasz sobie, że angielska drużyna przegrywa z turecką?
— Przejdźmy bezpośrednio do najbliższego meczu między Arsenalem a Szachtarem. Bukmacherzy oceniają szanse ukraińskiej drużyny na zwycięstwo jako 1 do 22. Czy to tak oczywiste w tej parze?
— Arsenal wygląda trochę lepiej i, myślę, ma dużą przewagę, ale nie taką drastyczną. Szachtar także jest niezłą drużyną i może się zmobilizować. Nigdy nie wolno niedoceniać przeciwnika. Właśnie wspomniałem o naszym gorzkim doświadczeniu mecz z Galatasaray.
To futbol i nikt nie wie z góry, co się wydarzy. Może Arsenal nie skoncentruje się na Szachtarze, myśląc, że łatwo strzeli 5-7 goli, a „górnicy” odwrotnie się postawią. I co dalej?
— Co myślisz o grze obecnego Arsenalu?
— Nie podoba mi się ich styl gry. To futbol w poprzek i do tyłu, a nie agresywna gra do przodu.
— Arsenal już na stałe ugruntował swoją pozycję jako drugiej siły w EPL, która może zrzucić Manchester City z tronu?
— Poczekaj! Można wyprzedzić Manchester City, ale jest jeszcze wielu innych silnych drużyn. A Liverpool? Chelsea teraz nieco osłabła, ale mimo to. Aston Villa również dobrze sobie radzi. W EPL wszystko jest bardzo nieprzewidywalne. Od pierwszej do ostatniej kolejki trzeba zdobywać maksymalne punkty.
Pamiętam, w sezonie 2003/03 my z Arsenalem w grudniu byliśmy na pierwszym miejscu, wyprzedzając Manchester United o 12 punktów. Ostatecznie zostaliśmy drudzy i zostaliśmy w tyle za zespołem Alexa Fergusona o pięć punktów.
— Jak uważasz, dlaczego Szachtar jest tak niestabilny w tym sezonie?
— Może to związane z przetasowaniami w drużynie. Widzi pan, teraz buduje się nowy Szachtar. Wiele nowych twarzy, między którymi wciąż brakuje dobrej zgrania. Plus, znowu ktoś pasuje do drużyny, a ktoś nie.
— Na początku tej Ligi Mistrzów Szachtar miał okropny jeden strzał w światło bramki w półtorej gry. Z czym to może być związane?
— Nie będę mówił, to nie w mojej kompetencji. Tam jest trener, który odpowiada za wynik drużyny. Oczywiście, teraz to nie ten Szachtar, który był na początku 2010 roku. Wtedy drużyna była wręcz doskonała. Teraz jest trochę słabsza. Cóż, nic strasznego. Drużyna występuje w Lidze Mistrzów. Rok na rok nie równają się.
— Czyli obecni Brazylijczycy Szachtaru, hipotetycznie Kevin i Pedrinho, to nie nowi Alex Teixeira i Douglas Costa?
— Nie chcę jednak szybko stawiać wniosków. Może potrzeba jeszcze czasu na adaptację. Ludzie przyjechali z innej strony świata. Muszą przyzwyczaić się do futbolu i w ogóle do wszystkiego.
— Jak istotny jest czynnik Georgiya Sudakova dla dzisiejszego Szachtaru?
— Bardzo mi się podoba, jak gra. W ostatnim meczu reprezentacji Ukrainy z Czechami (1:1) uważam, że był najlepszy na boisku. Bardzo mocno zagrał. Z Gruzinami (1:0) również pokazał wysoki poziom.
— Sudakov jest już gotowy do topowego klubu? Takiego, na przykład, jak Arsenal?
— Na tę piłkę, w którą dziś gra Arsenal, myślę, że by pasował. A czemu nie?
— Co potrzeba, aby dokonać tego skoku?
— Każdy mecz grać stabilnie. To najważniejsze. A nie tak, że jeden-dwa mecze zagrałeś, a potem pięć-siedem chodzisz po boisku.
Skauci na to bardzo zwracają uwagę. Jeśli przyjeżdżają na jeden mecz, drugi, trzeci i widzą, że zawodnik gra super, to go wezmą. A jeśli w jednym spotkaniu piłkarz zagrał dobrze, w drugim gorzej, a trzeci jeszcze gorzej, to nikt za nim nie będzie patrzył.
Stabilność jest znakiem klasy wykonawcy. Oczywiście, może być zjazd w jednej grze, bo to żywi ludzie, a nie roboty. Jednak w całości trzeba utrzymywać poziom.
— I na koniec — Twoja prognoza na mecz Arsenal – Szachtar.
— Strzelam, że szanse to 50 na 50. Jakim wynikiem zakończy się gra? Niech będzie 1:1.
Dmitro Wenkow